Surfmag#1 printed version

100
Polish Surfing Challenge 2013 / London Surf Film Festival / Red Bull Illume 2013 / From Femi with Love / Fotograf – Christor Lukasiewicz / Jeden dzień w Turncable / Maciej Rutkowski w krainie kangurów / Wywiad – Kasia Lange / Tomek Niewiadomski – Blue / Luca Longboards / / Snowkite / Robert Bałdyga / Look Book z Moniką Ordowską NR: 01 MARZEC - MAJ cena: 20 zł (w tym 8% VAT) ISSN 2353-4958 SURFMAG ISSN 2353-4958

description

Pierwszy numer drukowanego magazynu Surfmag

Transcript of Surfmag#1 printed version

Polish Surfing Challenge 2013 / London Surf Film Festival / Red Bull Illume 2013 / From Femi with Love / Fotograf – Christor Lukasiewicz / Jeden dzień w Turncable / Maciej Rutkowski

w krainie kangurów / Wywiad – Kasia Lange / Tomek Niewiadomski – Blue / Luca Longboards / / Snowkite / Robert Bałdyga / Look Book z Moniką Ordowską

NR: 01

marzec - maj

cena: 20 zł(w tym 8% VAT)ISSN 2353-4958

SurfmAg

ISS

N 2353-4958

Znajdź nas na:

13921016_JEEP range_Surfmag 400x266.indd 1 11/7/13 11:13 AM

13921016_JEEP range_Surfmag 400x266.indd 2 11/7/13 11:13 AM

2014 marzec surfmag / 05

08 Hot Stuff14 90 kg prozy Rutka

16 Karolina Winkowska – Mój sezon18 Art – Oko na sztukę

20 Polish Surfing Challenge 201322 London Surf Film Festival

26 Red Bull Illume 201332 From Femi with Love

38 Fotograf – Christor Lukasiewicz48 Jeden dzień w Turncable

56 Maciej Rutkowski w krainie kangurów66 Wywiad – Kasia Lange

70 Tomek Niewiadomski – Blue78 Luca Longboards

84 Snowkite90 Robert Bałdyga – Zmiany

94 Look Book98 Surfrider Foundation

06 / surfmag marzec 2014

Wydawca:SUrFmaGul. Gwiaździsta 5a lok. 3801-651 Warszawa

Kontakt:[email protected]

Druk:Drukarnia Hakusul. Kard. Stanisława Hozjusza 1111-041 Olsztyn

Redaktor naczelny:andrzej Łąka

Projekt graficzny i skład:Piotr Tarasiuk

Redakcja:Łukasz Dymkowski,Janek Korycki

Sekretarz redakcji:monika Tarasiuk

Współpracownicy:maciej rutkowski,Gustaw Lange,agnieszka Lewandowska, Łukasz Pęcak,Dariusz Orlicz,mikołaj molenda,christor Łukasiewicz,Tomek Niewiadomski,Piotr Nowosad,Karolina Winkowska,Łukasz Grzywacz

Okładka:Tomek Niewiadomski z albumu „Blue”

www.surfmag.pl

reDaKcJa–– Surfmag

na z

djęc

iu: T

yson

Koz

usze

k

INFINITYSPLITfreeride

SPLIT IT,

PAC

K IT,

GO

KIT

ING!

Nobile W-Connection - available in all Nobile Splitboards.

Allows you to separate the board in half in seconds and pack

it into your standard luggage together with the rest of your

travel gear. Provides strong connection and offers premium

durability and improved comfort. Pending Patent No. P403352.

„Nobile split boards are great. Perfect durability, performance and no extra travel costs. You can pack it in one small bag”- Jose Luengo, 3 times World Champ and Master of The Ocean Winner.

www.nobilekiteboarding.com www.lulagoga.pl

CONNECTION

08 / surfmag marzec 2014

BagguThe Baggu Surf Sling – podręczna torba przeznaczona do przenoszenia deski dla surferów. Produkowana jest przez Pilgrim Surf we współpracy z Supply co. Wykonano ją z bawełny. To produkt całkowicie ekologiczny prosty i funkcjonalny. Wyposażona dodatkowo w kieszeń na drobiazgi.

hot stuff

2014 marzec surfmag / 09

A Brokedown MelodyO filmach kultowych czy klasykach napisano już wiele. W historii kina na stałe zapisały się takie produkcje jak „The endless Summer’’ (1966) czy „morning of the earth’’ (1971). Filmy te powstawały w erze przed Internetem, w czasach, kiedy jedyną możliwością obejrzenia czegoś nowego było pójście do kina. Dzisiaj sytuacja wygląda zupełnie inaczej. codziennie zalewają nas setki klipów video z Internetu, a kolejne nowości szybko wypierają to, na co zwróciliśmy uwagę jeszcze dzień wcześniej. Jednak bywają też takie produkcje, które pojawiły się w odpowiednim momencie naszego życia i zostają w naszych głowach na zawsze. Dla każdego będzie to coś innego. Dla mnie szczególną wartość emocjonalną miała produkcja „a Brokedown melody’’ z wytwórni Woodshed Films z 2004 roku, akurat kiedy moje zainteresowanie surfingiem zaczęło przeważać nad snowboardem czy deskorolką. Dodając do tego moich ulubionych surferów takich jak Kelly Slater, rob machado czy bracia malloy oraz fakt, że właśnie dzięki temu filmowi odkryłem muzykę Jacka Johnsona, matta costy, Johnny’ego Osbourne’a czy zespołu Kings of convenience, która została ze mną do dzisiaj, mamy mieszankę doskonałą. Gorąco polecam. a. Ł.

Ramy Boskierower to nie tylko ich sposób na życie, ale i największa pasja.

Każda szosówka ma swoją duszę, a dzięki nim dostaje drugie życie.Spędzają długie godziny nad każdą ramą, aby przywrócić im dawny

blask. Dopieszczają, malują, smarują – tworząmałe dzieła sztuki. chętnie odpowiedzą na wszystkie pytania

oraz indywidualnie skonsultują projekty.

Bubble Recycled skateboards = deski z odzysku„Od początku zależało nam na stworzeniu produktu, który będzie jeździł tak samo świetnie, jak australijskie Penny, ale nie będzie miał tak konserwatywnego designu. zaczęło się od kształtu gripu, który przypominał nam pianę. Tak powstała nazwa Bubble. Następnie pojawił się pomysł wykorzystania surowców wtórnych. Okazało się, że jest to jak najbardziej możliwe, ponieważ tworzywo, z którego powstają decki może być wielokrotnie przetwarzane, nie tracąc swoich właściwości. Stąd Bubble recycled Skateboards. Deck z racji nazwy nie mógł mieć ostrych krawędzi, musiał być gładki jak mydelniczka i to się chyba udało;). Od pomysłu do gotowej deskorolki przebyliśmy długą drogę z wieloma przeszkodami. Na same kółka poświęciłem ponad półtora roku. Przetestowaliśmy z kumplami ponad setkę kompletów, zanim udało się dobrać właściwą technologię i recepturę. Kółka powinny świetnie jeździć po większości nawierzchni, być maksymalnie odporne na ścieranie i się nie kruszyć. Stwierdziłem, że nie wypuszczę na rynek deskorolki z kółkami, które nie spełniają moich oczekiwań. Dlatego aż tyle to trwało. Trucki szczęśliwie od samego początku wypełniały swoje zdanie. Jedynie twardość bushingów trzeba było dopasować do ich geometrii. masa pracy, fura pieniędzy, stracone nerwy i nieprzespane noce dzieliły mnie od pomysłu do finalnego produktu” – wspomina jeden z twórców.

surf PrzygodaSurf Przygoda to nowy polski koncept wyjazdów surfingowych wraz ze szkoleniemna każdym poziomie. Połączenie sił doświadczonych polskich surferów, Janka Koryckiego oraz Jurka Kijkowskiego, ma na celu nadanie wyjazdom jak najwyższego poziomu oraz dobranie najlepszych miejsc do uprawiania surfingu. Gościnnie w projekcie pojawiać się będzie również Piotr Nowosad – pierwszy polski certyfikowany instruktor surfingu, dzięki któremu program szkoleniowy przeprowadzony będzie zawsze zgodnie z międzynarodowymi standardami. Więcej o przygodach z Surf Przygodą czytajcie na www.surfprzygoda.pl

hOT STuFF–– Trendy

010 / surfmag marzec 2014

technologia hbDeski firmy hB nie posiadają insertów na strapy, ponieważ są zaprojektowane i stworzone wyłącznie do jazdy strapless. Dzięki wykorzystaniu wysokiej jakości technologii

wykończeniowej, grafiki na deskach są subtelne i dopracowane. hB jest pierwszą marką kitesurfingową wykorzystującą paraboliczne burty z balsy znanej jako najlżejsze i najwytrzymalsze drewno świata. rdzeń ePS umożliwia szybkie zwroty kierunkowe i ogólne reakcje podczas manewrów burta-burta.

Włókno szklane jest 10 razy mocniejsze niż żywica epoksydowa, której użyto tylko do umocowania warstw. Dzięki warstwowej strukturze deska ma większe możliwości znoszenia obciążeń. Dwie warstwy włókna rozdzielone są cienką warstwą bambusa. Wszelkie obciążenia najpierw napotykają włókno szklane, następnie są

rozprowadzane poprzez bambus, a na końcu wewnętrzna warstwa włókna wytrzymuje napór. Bardzo lekki i niezwykle przyczepny pad jest w całości dedykowanydo jazdy bez strapów. Wysoka jakość wykorzystanego materiału zapewnia maksymalną kontrolę nad deską.

hot stuff

2014 marzec surfmag / 011

hOT STuFF–– Niezbędnik

wyroby dobrej jakościDzięki współpracy Indoek z Todd St. John powstały ręcznie robione akcesoria

dla surferów, którzy cenią sobie jakość i wytrzymałość materiału, ale też ciekawy design.Do produkcji zastosowano drzewo tekowe. Praktyczny otwór w skrobaku (z pokrywką

na magnes) pozwala na umieszczenie w jego wnętrzu pudełeczka z woskiem.

FcS iiTeraz, dzięki nowej technologii FcS II, można zainstalować i usunąć finy w kilka

sekund, bez potrzeby użycia śrub lub innych narzędzi. Innowacyjność systemu potwierdza fakt, że FcS II zdobyło nagrodę w prestiżowym „2013 International

red Dot award” w kategorii „excellence in Design”. FcS II zatwierdzili już najlepsi surferzy świata i używają go w najważniejszych zawodach naszego globu.

FcS eSSential SerieSFiny essential Series przeznaczone są do różnych stylów jazdy na fali. Występują

w czterech kształtach: reacTOr, PerFOrmer, acceLeraTOr oraz carVer. cała seria jest efektem wieloletniej współpracy z surferami

i shaperami. Wyróżnia się czystą formą i precyzją wykonania.

1X – nowy bar cabrinhaDrążek sterujący to bez wątpienia najważniejszy element sprzętu kajtowego, który powinien bezpiecznie łączyć użytkownika z latawcem, umożliwiać pełną kontrolę

nad jego mocą i zapewniać opcję natychmiastowego rozłączenia w sytuacji awaryjnej. System Quick Link w połączeniu z barem 1X ustanawia nowe standardy

w każdej z tych kategorii.

012 / surfmag marzec 2014

channel iSlandS – iSland dry Packultrawytrzymała i poręczna torba Island Dry Pack to jeden z najlepszych

„przyjaciół” w podróży. Jej wodoodporna konstrukcja oraz zamknięcie chronią całą zawartość, a rozwijająca się góra plecaka z mocnym wodoodpornym „klipem”

daje łatwy dostęp do wnętrza i możliwość regulowania rozmiaru. Pojemność: 47.5 l. W zestawie – przezroczysta kieszeń na akcesoria.

QuikSilver ZiPPerleSS ignite 3/2mmNowa, bezszwowa pianka Ignite dobrze utrzymuje ciepło, jest superelastyczna

i w znacznym stopniu niweluje ograniczenia w ruchu podczas pływania,co zapobiega zbędnemu wysiłkowi. Brak zamków oznacza, że każda część tej

pianki rozciąga się w znacznie większym obszarze, więc dopasowywuje siębardziej do ciała, co daje maksimum komfortu i ciepła.

riP curl FlaSh bomb cheSt ZiP 3/2Najszybciej schnąca pianka na świecie. Flash Bomb to kombinezon dla surferów, których nie interesuje kompromis. Wykonano go z najbardziej zaawansowanego

technologicznie neoprenu e4, co sprawia, żejest 30% bardziej elastyczny i 20% lżejszy. Dwukrotnie nagrodzony

w konkursie SIma Image awards.

SlingShot t-reXT-rex 2014 to rewolucja w świecie desek wave. została specjalnie zaprojektowana

z myślą o nowej fali riderów, którzy koncentrują się na powietrznych trickach strapless. Wyjątkowy kształt deski pozwala znacznie łatwiej wykonywać spiny

i flipy z dużo mniejszym zamachem oraz zapewnia precyzyjne prowadzenie, ciasne zakręty i niewyobrażalne ostrzenie pod wiatr.

hOT STuFF–– Niezbędnik

2014 marzec surfmag / 013

014 / surfmag marzec 2014

90 kilogramów prozy–– Maciej Rutkowski

Maciek Rutkowski– urodził się w 1991 w Słupsku. Trzykrotny mistrz świata kategorii juniorskich i młodzieżowych, zdobywca młodzieżowego pucharu Świata. obecnie jedyny polakw pucharze Świata pwa oraz 5. zawodnik mistrzostw Świata w Slalomie. wspierany przez firmy: Burn, Sylt-Brands,patrik, point-7, Unifiber, Quiksilver.

Gdy dowiedziałem się, że „surfmaG” pójdzie w papier, podskoczyłem pod sufit. Wreszcie, po tylu latach posuchy w windsurfingowo-wodnym świecie wydawniczym, będziemy mieć coś do poczytania na tronie! Bo tak jak świetny i pełen in-formacji jest Internet, magazyny są dla mnie niezastąpione. Może jestem trochę dinozaurem, ale myślę, że wiele osób z „mojego” pokolenia, tak jak ja, na magazynach po prostu się wychowało. I nie mówię tu o podkradaniu, w wieku 13 lat, świerszczyków tacie. Raczej mówię o biblijnym wręcz uwielbieniu dla rzeczy wydruko-wanych na błyszczącym papierze i graniczącej z pewnością wierze w ich nieomylność. Wiadomo, człowiek dorasta, edukuje się, poznaje świat i ten ostatni aspekt troszeczkę się zaciera, bo przecież na wiele tematów mam już jakąś wyrobioną opinię, dużo więcej wiedzy niż 10 lat temu. Ale tak czy siak – to, co znajdzie się na wspomnia-nym błyszczącym papierze ma jakąś nadaną wagę i dłuższe, kil-kutygodniowe życie, czego w Internecie tak bardzo brakuje. Może i jestem trochę magazynowym zboczeńcem (i znów nie chodzi tu o świerszczyki!), bo magazyny uwielbiam i kupuję na potęgę wszędzie, gdzie nie pojadę, ale zaryzykuję tezę, że w dobie 10-mi-nutowego życia informacji magazyny potrzebne są nam bardziej niż kiedykolwiek.

w czasach moich windsurfinGowych początków maGa-zyny „deska” oraz „windsurfinG”, a wraz z nimi kataloGi producentów sprzętu, były swoistym kontaktem z wiel-kim wodnym światem i ukształtowały mnie jako prawdzi- weGo fana naszeGo sportu. Do dziś mam tego chyba z tonę, z nielicznymi numerami niemieckiego „Surfa”, który był wtedy chyba najpotężniejszym medium w windsurfingowym świecie i brytyjskiego „Boardsa”, którego w Polsce dostać było nie sposób. Stamtąd wziąłem swoich wczesnych idoli – Josha Stone’a, Francisco Goyę, Richarda Campella czy Jasona Polakowa. Stamtąd wziąłem PWA jako marzenie, że może kiedyś chociaż zobaczę na żywo takie zawody. Stamtąd wziąłem firmy, w których teamie marzyłem o byciu i firmy, których nie lubiłem. Stamtąd zamówiłem (a raczej zrobił to mój tata) swoje pierwsze filmy windsurfingowe na VHS, które oglądałem w kółko i pamiętam do dziś, mimo że dwa z trzech zo-stały gdzieś pożyczone i nigdy nie wróciły. Stamtąd wziąłem ma-rzenia, żeby kiedyś być kimś takim jak goście z tych magazynów. Były one dla mnie wyjątkową fabryką snów.

przewińmy taśmę o ponad 10 lat do przodu, do czasów kryzysu przemysłu wydawniczeGo (a który przemysł nie przechodzi teraz kryzysu?), Gdy „deska”, „windsurfinG” i później wydawany „surf it!” są tylko wspomnieniami. Cza-sów, w których Internet i wodne portale są tak pełne informacji, że ciężko odróżnić lansujących się „wannabe’s” od prawdziwych idoli, bo obie te grupy są jednakowo zapominane następnego dnia rano, gdy pojawiają się kolejne newsy. Czasów, w których autor tych oto wypocin spełnił wiele ze swoich dziecięcych marzeń. Tylko że bez magazynów tych marzeń by w ogóle nie było. Bez mojej małej fa-bryki snów nie byłoby mnie dziś tu, gdzie jestem.

więc nie wiem, czy jesteście sobie w stanie wyobrazić, jak bardzo podekscytowany jestem, że po tylu latach bę-dziemy znów mieć maGazyn. I jak bardzo cieszy mnie, że mogę doń przyłożyć ze dwa swoje brudne paluszki. Mam nadzieję, że mimo iż przez 10 lat rzeczywistość zmieniła się tak bardzo, „Surf-mag” stanie się dla nowego pokolenia tym, czym tamte magazy-ny były dla mnie, a nogi od podudzi w dół zdrętwieją Wam przy każdym posiedzeniu, bo zasiedzicie się, czytając ‘maga, tak jak mi to się zdarza prawie codziennie przy australijskim „Tracksie” czy „Surfing Life”. Na koniec chciałem rzucić jakiś podniosły, mądry tekst o nowej fabryce snów, ale nie bardzo byłem w stanie wpaść na cokolwiek, co nie zabrzmiałoby zbyt pretensjonalnie, więc sobie odpuszczę. Poza tym, nie mając pojęcia, co będzie w środku, sam jestem cholernie ciekawy, czy fabryka faktycznie będzie produkowała marzenia czy tylko podróbki rodem z Państwa Środka. Nie pozostało nam nic więcej jak trochę poczekać i same-mu się przekonać.

2014 marzec surfmag / 015

016 / surfmag marzec 2014

mój sezon–– Karolina Winkowska

Karolina Winkowska– urocza, pełna nieprawdopodobnej energii i zawsze uśmiechnięta młoda dziewczyna, która nie boi się żadnych wyzwań. rok temu cała Polska usłyszała o niej dzięki zdobyciu mistrzostwa świata w kitesurfingu. W tym roku nie spadła z podium, zostając wicemistrzynią naszego globu.Po mistrzostwo Polski sięgała już pięciokrotnie. jest „na fali”i w końcu stała się znana, rozpoznawalna i doceniona.

po wyGranej w zeszłym roku, dłuGo nie docierał do mnie fakt, że zdobyłam mistrzostwo świata. tym bardziej, że przyszło to tak niespodziewanie. Od zawsze goniłam Bru-nę i Giselę Pulido, więc kiedy nagle znalazłam się ponad nimi, było to dla mnie dziwne uczucie i słabo się odnalazłam w roli li-dera. Jednak po ukończeniu tego sezonu na drugim miejscu, dużo bardziej doceniam i cieszę się moją wygraną z 2012.

rok 2013 od początku zapowiadał się beznadziejnie. W styczniu miałam nieszczęśliwy wypadek na surfingu, wpa-dłam na skały i rozharatałam sobie nogę. Wykluczyło mnie to z treningu w Cape Town. Tak więc na pierwsze zawody w mar-cu pojechałam zrelaksowana i… wygrałam. Kolejne – we fran-cuskim Leucate – nie należą do moich ulubionych, gdyż wieje tam tramontana z prędkością 80 km/h. Do nich również nie dosyć się przygotowałam. Na szczęście w półfinale pokonałam Brunę, której od początku sezonu szło słabo i nie była zagro-żeniem. Zdobyłam drugie miejsce. Jednak Gisela po porażce w 2012 wzięła się do roboty i zaczęła atakować. Po tych zawodach miałam trochę czasu, żeby potrenować. Najpierw pojechałam na Taryfę, a potem na Hel i wystartowałam w dwóch edycjach Ford Kite Cup. Kolejne były zawody we Włoszech, po których finale z Gizelą poczułam się bardzo oszukana. Jednak ten temat powo-duje zbyt wielkie zdenerwowanie, więc nie chcę go tu poruszać.

następnie udaliśmy się do niemiec, Gdzie niGdy wcze-śniej nie wyGrałam. Ponieważ jest to największa impreza kite-surfingowa na świecie, bardzo mi zależało, żeby choć raz stanąć tam na najwyższym miejscu podium. Dodatkowo mój tata poje-chał ze mną, żeby mi pomagać, dzięki temu miałam wsparcie. Wygrałam, niestety Bruna uszkodziła sobie więzadło krzyżowe, co wyeliminowało ją z reszty sezonu.

z niemiec od razu poleciałam na fuertaventurę, żeby potrenować przy silnym wietrze. Na nieszczęście, przed sa-mymi zawodami, zapisałam się do slalomu i naderwałam więzadło MCL w kolanie. Wykluczyło mnie to z konkurencji freestyle na Fuercie i z Mistrzostw Polski Ford Kite Cup w Jastarni. Była to jedna z moich gorszych porażek. No i po raz drugi w tym sezonie zostałam unieruchomiona. Po zdjęciu ortezy niezbędne były rehabilitacja, fizjoterapia, kriokomora i siłownia. Wybrałam się na tydzień na Rodos i na tydzień do Ekwadoru ze Sling-shotem. Prosto stamtąd – do Chin na zawody. Tak więc sezon z perspektywy mistrzyni świata właśnie się zakończył. Mam świadomość, że był bardzo pracowity i należy mi się drugie miej-sce. Teraz zaczyna się zima pracy!

Mój sezon 2013

2014 marzec surfmag / 017

018 / surfmag marzec 2014

arT–– Oko na sztukę

the fin project to film dokumentalny oraz pro-jekt fotoGraficzny, który zGłębia historię stateczni-ków używanych w deskach surfinGowych. Dokument ma na celu przedstawienie postaci, bez których rewolucja w tej branży nie miałaby miejsca, natomiast projekt fotogra-ficzny celebruje sztukę ich wykonania. Autorem pomysłu jest Timothy Hogan, zdobywca wielu nagród w fotografii komercyjnej, prywatnie – miłośnik surfingu i oceanu.

The Fin Project

Więcej szczegółów na temat projektu znajdzieciena stronie www.ttthefinproject.net

2014 marzec surfmag / 019

alternative od sameGo początku jest firmą, która aktywnie bierze udział w przedsięwzięciach krajowej sceny, i tak już zostanie. celem firmy jest dostarcze-nie sprzętu dobrej jakości dla szerokieGo Grona, jed-nocześnie – wspieranie zajawki. Alternative Longboards tworzą trzy osoby: Michał, Szymon oraz Piotrek. Obecnie miejsce produkcyjne znajduje się w Warszawie. Kolekcja na bieżący sezon składa się z pięciu desek, a dzięki ich różno-rodności każdy znajdzie coś dla siebie i dobierze do swojego stylu jazdy. Deski posiadają wspólny motyw graficzny wyko-nany przez Mateusza Kołka.

mateusz kołek. Na co dzień stara się odnaleźć ba-lans pomiędzy urokami życia, które serwuje mu krakowski Kazimierz a pracą. Balans taki znaleźć to niełatwa sprawa, a utrzymać go – tym bardziej, ale ktoś to robić musi. Najczę-ściej i najchętniej rysuje dla prasy (Przekrój, Duży Format, Gazeta Wyborcza, Wprost, Snow&Gold, ESPN, Popular Me-chanics), ale zdarza mu się rysować i dla reklamy, grafiki na strony internetowe, identyfikacje wizualne festiwali, okładki płyt, a nawet grafiki na ramy rowerowe czy longboardy.

Alternative Longboards Podstawą longboardu jest rdzeń wykonany z różnych gatunków drewna, m.in. jesionu

020 / surfmag marzec 2014

zawody–– Mistrzostwa Polski w Surfingu

tekst A.Ł. zdjęcia Mikołaj Molenda

Bałtycki surfing przybiera na sile, a najlepszym tego dowodem jest impreza Polish Surfing Challenge organizowana przez Polskie Stowarzyszenie Surfingu. To polskie święto surfingu, które narodziło się siedem

lat temu z pomysłu Jurka Kijkowskiego, prezesa PSS, odwiedza coraz większa rzesza surferów. Właśnie takie inicjatywy pokazują, że polski surfing ma się coraz lepiej. W kolejnym numerze przedstawimy Wam

całą, 7-letnią historię zawodów, a w tym wydaniu zapraszamy na kilka analogowych zdjęć autorstwa Mikołaja Molendy z ostatniej edycji imprezy, w której triumfował Tadeusz Sączek

– Polak urodzony w Warszawie, na stałe mieszkający w RPA.

POLIsH surfINg CHaLLENgE

sylwetka–– podróż do Kaliforni

2014 marzec surfmag / 021

022 / surfmag marzec 2014

kultura–– Festiwal filowy

Wieczorem Riverside Studios wygląda zupełnie niepozornie, jednak to położne w Hammersmith centrum kinowe to miejsce z historią. W latach ’70 i ’80 było siedzibą BBC, teraz stało się jednym z najciekawszych centrów sztuki niezależnej w Londynie, więc nic dziwnego, że to właśnie tu już trzeci raz odbywa się London Surf Film Festival. zdjęcia Mat Arney

LONDON– surf fILm fEsTIVaL

2014 marzec surfmag / 023

Kiedy odbieramy wejściówki, obok w kasie co i rusz słychać, że już niestety nie ma miejsc. Festiwal w ciągu czterech dni odwiedza ponad 2500 osób, w wypadku części filmów jest to jedyna okazja, żeby je zobaczyć. Wszystkie pokazywane są w jednej, 200-osobo-wej sali, wypełnionej do ostatniego miejsca. Klimat jest prawie taki jak na line upie. Wszyscy swobodnie rozmawiają, można wejść z piwem, siedzieć na schodach. W programie, obok pełnometrażo-wych produkcji, jest dziewięć krótkich, większość autorów jest też na widowni, np. Kapa Acero, który razem z Cyrusem Suttonem zrobił „Compassing” czy Tim Davies z „Sea Fever”. To właśnie krótkie filmy, takie jak „Sea Fever” mają najwięcej charakteru. Łatwo i przyjemnie ogląda się światową czołówkę na Mentawai czy Teahupoo, jednak Morze Północne ma w sobie zupełnie inną magię. Wita nas Demi Taylor, dyrektor kreatywna i spiritus movens festiwalu: „Pierwszy raz jest u nas ktoś z Polski”. Rozchwytywana przez gości, znajomych i przedstawicieli różnych surf mediów wra-ca do nas po projekcjach.

024 / surfmag marzec 2014

kultura–– Festiwal filowy

al: to już 3. edycja london Surf Film Festival, a jak się zaczęło?Dt: Zaczęliśmy w 2011. Na początku festiwal był 3-dniową imprezą, zorganizowaną wokół pokazów filmowych, ale od początku chcieli-śmy stworzyć coś więcej, festiwal, który będzie promował twórców, a właściwie twórców brytyjskich. Dlatego też powstał konkurs fil-mów krótkometrażowych, do którego zgłaszać mogą się tylko talenty z naszego własnego podwórka. Dzięki temu, obok międzynarodo-wych filmów, znanych nazwisk, mamy ciekawe krótkie metraże. Zgłaszane filmy można zobaczyć na stronie festiwalu i tam też na nie głosować. Ludzie naprawdę się angażują, wspierając filmowców i ich projekty. Tak więc, obok dużego kina, pokazujemy najlepsze według publiczności krótkie filmy. W pierwszym roku było ich 8 z 15 zgłoszo-nych, w tym 9 z 50. W 2012 roku chcieliśmy imprezę filmową rozwi-nąć tak, żeby promować też całą kulturę, która rozwija się obok sur-fingu. Przecież to znacznie więcej niż tylko sport na falach. Stworzyliśmy salę Approaching Lines, kolejny kre-atywny projekt, którym się zajmuje-my. To kolektyw artystów, rzemieślni-ków, shaperów, każdy dodaje coś od siebie, razem wzbogacamy festiwal. W tym roku zdecydowaliśmy się na jeszcze większą skalę. Przegląd trwa już 4 dni. Mamy premierę światową, 3 europejskie i 12 brytyjskich, do tego 9 rodzimych krótkich metraży. Staramy się rosnąć organicznie, festi-wal ma być imprezą, na której po pro-stu dobrze się bawisz. Włączamy coraz więcej elementów kultury surfingu. Chcemy, żeby to było miejsce i prze-strzeń, w której środowisko może się spotkać, porozmawiać po poka-zach, napić się piwa. Po prostu spędzić razem czas. al: Ilość filmów rośnie z roku na rok, sami ich szukacie czy ich autorzy zgłaszają się do Was? Dt: I tak, i tak. Zależy nam na długoterminowych relacjach z autora-mi, przykładem może być Mark Waters (autor tegorocznej premiery „Salt Trail” i „Uncommon Ideals” z 2011), który jest z nami od począt-ku. Dużo czasu poświęcamy na rozmawianie z filmowcami, czasami wiemy, że pracują nad projektem, który jest ciekawy, który chcieliby-śmy pokazać, więc jest to relacja symbiotyczna. Zdarza się też inaczej. Znaleźliśmy „North of Sun”, który od razu nas zachwycił i od razu wiedzieliśmy, że chcemy go mieć. Kiedy udało mi się skon-taktować z Inge Wegge, powiedział: „Właściwie to zrobiliśmy ten film dla telewizji, nie myśleliśmy nawet, żeby pokazywać go za granicą”, więc ścigałam go i ścigałam: „Musicie z nim tu przyjechać”. W 2011 na liście był też „FinnSurf” Aleksiego Raijego, pierwszy surfingowy film z Finlandii, kolejna produkcja z serii cold water. Mówi o tym, że

pływanie na surfingu w kraju, w którym nie do końca są warunki, jest trudne. Wiecie coś o tym (śmiech). Dostajemy średnio 50 zgłoszeń z całego świata, ale sami też aktywnie szukamy ciekawych twórców i produkcji.al: czy tak też było z taylorem Steele’em? Dt: Tak. W tym roku mieliśmy pokazać jego najnowszy film „7 signs”, rozmawialiśmy o tym z Nathanem Mayersem, współprodu-centem związanym też z Surfing Magazine. Niestety, nie udało się skończyć filmu przed naszym festiwalem. (Od red. Trailer możecie zobaczyć na stronie surfingmagazine.com).al: Scena sufingowa w londynie wydaje się dość rozwinięta, czy specjalnie zachowujecie taki kameralny klimat festiwalu?Dt: Myślimy o nim jako o imprezie kameralnej. Mimo zaangażowa-nia dużych marek jak Reef czy Oakley, ta impreza nie jest brandowa,

nigdy nie chcieliśmy, żeby miała cha-rakter masowy czy też promowała jakąś konkretną firmę. Mamy szczę-ście, że nasi partnerzy rozumieją to, co robimy i nie wciskają wszędzie swoich naklejek i logo. Podoba nam się klimat festiwalu w Riverside Studios, sala kinowa ma 200 miejsc, ale w sumie podczas 4 dni imprezy odwiedza ją ponad 2,5 tys. widzów. Wolę siedzieć wśród 200 osób, które są totalnie zachwycone niż na półpu-stej wielkiej widowni multipleksu, bez klimatu i dobrej energii. Zawsze chcieliśmy, żeby festiwal był taką imprezą, na jaką sami byśmy się wybrali. Bo jeśli nie my, to kto?

Dlatego też powstała sala Approaching Lines. To miejsce, gdzie po projekcji możemy się spotkać, pogadać i napić się piwa.al: można więc powiedzieć, że pomysł na festiwal pojawił się, bo sami chcieliście mieć taką imprezę?Dt: Oboje z Chrisem Nelsonem od 10 lat jesteśmy związani z sur-fingiem. Oboje piszemy właśnie o nim. Pracując nad książką „Cold Water Souls”, Chris spotkał Tylera Breuera i dzięki niemu dowiedział się o festiwalu w Nowym Jorku. Zaprzyjaźnili się. Tyler prowadził SMASH (Surf / Movies / Art / Shaping / History) i zainspirował Chrisa do stworzenia czegoś na naszym własnym podwórku. Często mówiliśmy o tym, że brakuje wydarzenia promującego kulturę surfingu. I to na tyle prestiżowego, żeby przyciągnąć fil-mowców także spoza kraju. Nie było tu nic takiego. Czuliśmy z Chrisem, że to jest dla nas naturalny kolejny krok, stworzyć nowy projekt. Pisaliśmy już razem książki i przewodniki surfingo-we. Takie, które sami chcielibyśmy przeczytać. Tak samo pode-szliśmy do festiwalu.

To kolekTyw arTysTów, rzemieślników, shaperów, każdy dodaje cośod siebie, razem wzbogacamy fesTiwal.

2014 marzec surfmag / 025

Podstawą sukcesu jest właśnie to, że naprawdę chcieliśmy to zrobić. Trzeba być prawdziwym. Wiele osób pyta mnie, czy pływam na desce – oczywiście, że tak! Nie możesz startować z festiwalem sur-fingowym, jeśli nie pływasz. Nawet nie próbuj. Jeśli naprawdę tego nie kochasz i nie kochasz oglądać filmów, to nie wyjdzie.al: Filmy, które można zobaczyć, jak je dobieracie? Nie ma tu raczej dużych produkcji, z czołowymi nazwiskami z World touru, łapiącymi tuby w boardshortach w najlepszych tropikal-nych spotach.Dt: Zdecydowanie nastawiamy się na promowanie niezależnych twórców. Sami piszemy, nasi znajomi i przyjaciele też, lub są foto-grafikami, artystami. Takich ludzi chcemy wspierać, ludzi któ-rych projekty powstają z serca, z pasji, są piękne. Marki – tak, trzeba jakoś finansować produkcję, jednak są na to inne sposoby niż sponsoring. Takie (promocyjne) filmy wcale nie muszą być najlepsze, często wcale nie są takie świetne. Dziś pokazywaliśmy „Comapassing”, którego partnerem jest Reef. Jednocześnie to film Cyrusa Suttona, z którym od lat się przyjaźnimy. Można go też zobaczyć w „Russia” Chrisa Burkarda, uwielbiam jego projekt z korduroy.tv. Na festiwalu jest miejsce dla większych produkcji, jednak zawsze będą traktowane na równi z najlepszymi brytyjski-mi niezależnymi filmami.al: Widzieliście pierwszy polski film surfingowy – „el Sueño”?Dt: Tak. W zeszłym roku mieliśmy bardzo dużo zgłoszeń, pamiętam, że został przysłany dość późno, więc niestety nie zała-

pał się na krótką listę. Bardzo nas zaciekawił, zwłaszcza, że został nakręcony przez polską ekipę. Zawsze szukamy czegoś nowego, innego. Chcemy angażować ludzi, dzięki którym możemy spoj-rzeć na surfing z innej perspektywy. Podobał nam się ten pomysł – polski film i chcielibyśmy zobaczyć ich więcej. Zobaczyć Wasz kraj Waszymi oczami. Jest tyle produkcji o ludziach podróżują-cych do pięknych miejsc. A jak to jest w Polsce? Chciałabym zobaczyć Wasz kraj, Wasz surfing. I to wcale nie musi być fala za falą, interesuje mnie całość, całe doświadczenie, proces – jak to jest – czekać cały rok na dobre warunki. Co robicie w międzycza-sie, jeździcie na desce? To jest coś, co chciałabym poznać, co mnie interesuje. Tak, jak mówiłam, festiwal powstał jako impre-za, na którą sami chcielibyśmy się wybrać, chcemy pokazywać filmy, które nas poruszają, zachwycają, dają do myślenia. Historie, które na nas wpływają, pełne emocji.I rzeczywiście, London Surf Film Festiwal jest dokładnie taki, jak mówi Demi. To zupełnie bezpretensjonalna impreza, na którą przychodzą przyjaciele, znajomi. Każdy film jest w inny sposób ciekawy, cold water surfing w „Sea Fever”, scena surf w Japonii w „Goodbye, Miyazaki”, surfing na Kamczatce w „Russia” czy „Compassing” z nawiedzającym sny Cyrusa Suttona Robem Machado. Organizacja festiwalu to według Demi „ten okres, kiedy po prostu musisz ciągle się uśmiechać i przez to przejść” i jak sama mówi – to trochę jak z surfingiem, czasami musisz się dobrze zmę-czyć, ale i tak to lubisz.

026 / surfmag marzec 2014

kultura–– Hong Kong 2013

Podczas spektakularnej ceremonii zorganizowanej w czwartek 29 sierpnia w Hongkongu ogłoszono nazwisko głównego zwycięzcy konkursu Red Bull Illume 2013, 10 zwycięzców poszczególnych kategorii oraz autorów 50 finałowych fotografii. Zwycięzcą generalnym został Lorenz Holder z Niemiec. Wśród nagrodzonych znalazł się także Polak – Rafał Meszka, którego zdjęcie zostało wyróżnione w kategorii „Spirit”(Klimat).

rED BuLL ILLumE 2013– HONgKONg, 29 sIErPNIa 2013

LIFESTYLE BY LEICA Morgan Maassen

SKRZYDŁA Samo Vidic

2014 marzec surfmag / 027

Czas oczekiwania dobiegł końca – podczas uroczystej gali finałowej zaprezentowano 50 najlepszych zdjęć, spośród ponad 28 000 prac nadesłanych do tegorocznej edycji Red Bull Illume. Ceremonia wręczenia nagród, w której brali udział najlepsi autorzy i edytorzy z całego świata, była prawdziwym świętem fotografii sportowej akcji i przygody.

„Na świecie są utalentowani fotografowie oraz tacy, któ-rzy obdarzeni są niezwykłymi zdolnościami” – powiedział Jym Wilson, fotoedytor USA Today i jeden z 50 sędziów projektu. „Poznałem sporo nieprzeciętnych osób i kilku naprawdę wyśmie-nitych twórców. Uczestnicy konkursu to nie tylko fotografowie sportowej akcji, lecz także ludzie ze wspaniałymi technicznymi i artystycznymi umiejętnościami”.

Lorenz Holder za niezwykłe ujęcie snowboardzisty na tle gigantycznej anteny satelitarnej zdobył tytuł zwycięzcy generalne-go Red Bull Illume 2013.

„Wszystkie zdjęcia, które dotarły do finału, zrobiły na mnie ogromne wrażenie. To dla mnie zaszczyt, że moja praca została uzna-na za najlepszą. Nie mogę w to uwierzyć. Minie kilka dni, zanim to do mnie dotrze” – powiedział Holder tuż po zakończeniu gali.

Laureat pierwszego miejsca w nagrodę otrzymał aparat Leica S, zestaw Broncolor Move Outdoor oraz sprzęt Sun-Sniper (wartość nagrody wyniosła 30 000 euro). Lorenz Holder wygrał także w kategoriach: „Eksperyment” i „Miejsce”.

Wśród pozostałych zwycięzców poszczególnych kategorii zna-leźli się Scott Serfas (Iluminacja), Daniel Vojtěch (Nowa kreatyw-ność), Romina Amato (Energia), Chris Burkard (Klimat), Morgan Maassen (Lifestyle by Leica), Jeroen Nieuwhuis (Zbliżenie), Zakary Noyle (Sekwencja) and Samo Vidic (Skrzydła). Wszyscy laureaci otrzymali aparaty Leica X2, zestawy Broncolor Para 88 P oraz komplety uprzęży Sun-Sniper. Dodatkową atrakcją była nominacja przyznana przez sportowców Red Bulla, którzy w głoso-waniu wybrali Morgana Maassena i jego podwodne ujęcie prezen-tujące surferów czekających na kolejną falę.

W podwodnej fotografii specjalizuje się również Rafał Meszka – fotograf pochodzący z Warszawy, który uczestniczył w gali Red Bull Illume w Hongkongu. Zdjęcie Polaka, zgłoszone w kategorii „Spirit” (Klimat), znalazło się wśród 50 finałowych prac, które przemierzą świat w wyjątkowej nocnej ekspozycji!

Wydarzenie uświetnił pokaz flatland BMX w wykonaniu Vikiego Gomeza i Matthiasa Dandoisa oraz rozświetlony taniec smoka.

Po ceremonii odsłonięto 50 najlepszych dzieł w podświetlo-nych ramach wielkości 2 x 2 m, rozmieszczonych wzdłuż słynnej Alei Gwiazd w Hongkongu. Po trzech tygodniach wystawa Red Bull Illume przeniesie się do USA, a następnie w ciągu dwóch lat prze-mierzy glob, zatrzymując się w światowych stolicach oraz centrach kulturalnych.

MIEJSCE Lorenz Holder(Zwycięzca)

ILUMINACJA Ryan Taylor

KLIMAT Chris Burkard

028 / surfmag marzec 2014

KLIMAT Rafał Meszka EKSpErYMENT Lorenz Holder

LIFESTYLE BY LEICA Jussi Grznar

NOWA KREATYWNOŚĆ Juan Cruz Rabaglia

KLIMAT George Karbus

2014 marzec surfmag / 029

kultura–– Hong Kong 2013

ZBLIŻENIE Morgan Maassen

ENErgIA Christian Pondella

030 / surfmag marzec 2014

O Red Bull Illumered Bull Illume to najważniejszy międzynarodowy konkurs fotograficzny poświęcony sportom akcji. Jego celem jest przybliżenie szerszej publiczności najbardziej ekscytujących i kreatywnych ujęć fotografii sportowej jako sztuki. red Bull Illume Image Quest 2013jest trzecią edycją konkursu, który odbył się już w 2007 i 2010 roku.Do tegorocznej edycji 6 417 fotografów ze 124 krajów zgłosiło28 257 zdjęć. 50 zwycięskich fotografii przemierzy świat pod postacią podświetlonej nocnej wystawy.

032 / surfmag marzec 2014

sylwetka–– Siostry Femi

tekst Kamila i Anita Nawarkiwicz zdjęcia Robert Ceranowicz

rywalizacja czy przyjaźń? Zawsze się przyjaźniłyśmy, ale nie obyło się bez kłótni i bijatyk – jak to siostry;). W sumie bardzo się kochamy, a nadal codziennie się kłócimy, tylko po pięciu minutach nie pamiętamy, o co jest ta cała afera. Przyjaciółki na całe życie.co najbardziej denerwowało cię w siostrze, a co fascynowało? W Kamie zawsze fascynował mnie upór – jak sobie coś wymyśliła, zawsze to realizo-wała. Nasz Tata zawsze powtarzał, że dla Kamy nie ma rzeczy niemożli-wych. ,,Jak nie wejdzie drzwiami, to wejdzie oknem’’. Oczywiście, czasa-mi mnie to denerwowało, bo byłam wmieszana w jej ,,cudowne’’ plany, np. przywiązywała mnie liną do materaca i spuszczała po dachu po czereśnie, bo musiała je mieć. A z ziemi nie dosięgała.skąd zainteresowanie modą? Rodzinne. Mama zawsze bardzo intereso-wała się modą, a każdy biznes Taty był powiązany z ubraniami, chyba mamy to we krwi. Ja skończyłam szkołę projektowania mody.Jak wpadłyście na pomysł, żeby założyć brand odzieżowy tylko dla dziewczyn. czyj to pomysł? Mija właśnie chyba 8 lat (nigdy nie możemy się doliczyć), odkąd wpadłyśmy na pomysł stworzenia własnej marki Femi Pleasure. Wszystko zaczęło się od tego, że w Polsce nie mogłyśmy dostać tego typu ubrań dla dziewczyn. Jak chciałyśmy kupić jakieś fajne ubrania, to musiałyśmy zakupy robić poza Polską, w której marki streetowe dla dziewczyn nie były jeszcze powszechne. Przez pierwszych kilka lat Femi było tylko zabawą. Produkowałyśmy jeden model bluzy w kilkudziesięciu sztukach i rozdawałyśmy znajomym. Nasze kochane Przyjaciółki dzielnie nas wspierały;). Tak naprawdę zaczęłyśmy pracować, kiedy Femi zyskało pierwszych zagranicznych klientów. Musiałyśmy zacząć robić regularne kolekcje i powiększać nasz asortyment.

From Femi with Love

moja siostra kamilka jest trochę starsza, ale różnica wieku jest nieodczuwalna. Nasza Babcia zawsze powtarza, że mamy ze sobą relację

jak siostry bliźniaczki.

aNIta– o siostrze i Femi Pleasure

sylwetka–– podróż do Kaliforni

2014 marzec surfmag / 033

sylwetka–– podróż do Kaliforni

034 / surfmag marzec 2014

2014 marzec surfmag / 035

sylwetka–– Siostry Femi

wasze inspiracje? Naszą inspiracją jest przede wszystkim ulica. Obser-wujemy dziewczyny. Przeglądamy też dużo ciekawych stron w Interne-cie, magazyny, ale też bardzo dużo podróżujemy. Dzięki temu widzimy, jak noszą się dziewczyny na całym świecie. Przez to, że obie kochamy snowboard i od niedawna surfing, to wiemy, co dziewczyny chciałyby założyć na deskę i czego im brakuje, bo testujemy to na sobie.Jak wygląda proces projektowania w waszym wypadku. czy macie spójne wizje co do każdej kolekcji, co robicie, gdy brakuje pomysłów na nową kolekcję? Projektujemy cały czas. Nasze kolekcje są już dość obszerne. Mamy ciągle nowe pomysły. Brakuje nieraz tylko czasu na realizację niektórych z nich. Zdarza się, że mamy różne wizje i się spiera-my, ale dzięki temu powstaje coś ciekawego.czym zajmuje się twoja siostra w firmie? Kama zajmuje się w firmie sprawami, które wydają się nie do załatwienia;). Na głowie ma też cały proces produkcji i finanse. Projektujemy wszystko razem.kto rządzi w firmie i podejmuje trudne decyzje? Każda z nas jest odpo-wiedzialna za coś innego, ale gdy pojawiają się problemy i potrzeba pod-jęcia trudnych decyzji, zawsze stawiamy temu czoła razem. W końcu jesteśmy wspólniczkami.chwile zwątpienia, kiedy chciałaś rzucić to wszystko? O, regularnie – dwa razy w roku. Czas, kiedy projektujemy nową kolekcję jest bardzo trudny – nerwy, stres, nieprzespane noce i gonitwa z czasem, ale potem przychodzi pełna satysfakcja.Największy sukces? Naszym największym sukcesem jest to, że trafiamy do takiej dużej ilości dziewczyn w różnych krajach. Dostajemy niesamo-witą ilość maili z Europy z podziękowaniami za wspaniałe ubrania, za to że jesteśmy i proszą o więcej. To nasz największy sukces.skąd fenomen tak ogromnego zainteresowania i fascynacji waszymi produktami? Stworzyłyśmy brand dla dziewczyn takich ja my. Projektuje-my z pasją i zwracamy wiele uwagi na wykonanie i jakość. Mimo tego, że trochę urosłyśmy przez ostatnich kilka lat, to wszystko produkujemy w Pol-sce, dzięki czemu możemy nad wszystkim czuwać. Wkładamy wiele pracy w to, żeby uszczęśliwić dziewczyny i żeby Femi to nie były tylko ubrania, ale sposób na życie.

kamIla– o siostrze i Femi Pleasure

Od kiedy pamiętam, to zawsze byłyśmy blisko. może dlatego,że jest między nami tylko półtora roku różnicy. Pamiętam wspólne

zabawy takie jak zjeżdżanie na materacu przywiązanym linąpo dachu po czereśnie albo zjazdy w misce po nowych drewnianych

schodach – zawsze było wesoło.

036 / surfmag marzec 2014

sylwetka–– Siostry Femi

Na rynku pojawiają się inne podobne marki, które czasem są ewident-ną kopią waszych ubrań. co wy na to? No cóż, Femi jest tylko jedno. Jeśli ktoś tworzy markę, nie mając własnego pomysłu, to szczerze współczuję. To trzeba kochać, całkowicie się temu oddać i być kre-atywnym. Mam nadzieję, że nasze Femi dziewczyny to zauważą.Przewidujecie jakieś niespodzianki w najbliższej przyszłości? Tak, będzie kilka niespodzianek. Organizujemy pierwsze zawody surfingowe dla dziewczyn na Helu w lipcu. Powstaje kolekcja ubrań dla małych dziewczynek i nowa linia ubrań Femi Love – taka alternatywa dla dziew-czyn, które chciałyby nosić coś mniej kolorowego.Firma osadzona jest mocno w sportach akcji takich jak snowboard, skateboarding czy surfing. wasza indywidualna przygoda z tymi spor-tami? Na nartach jeździłyśmy od drugiego roku życia, potem pojawił się snowboard. Każdy zimowy weekend spędzałyśmy w górach. Nasi wszy-scy znajomi powiązani są ze snowboardem. Od niedawna pokochałyśmy też surfing, co jest trochę utrudnione, kiedy mieszka się w Polsce.Projektujecie, macie świetnie prosperującą firmę, podróżujecie, macie bliskie osoby obok siebie – czego jeszcze pragniecie? Pragnę mieć tro-chę więcej wolnego czasu.Podróże. miejsca, do których najchętniej wracacie? Staram się nie wra-cać w te same rejony, bo jeszcze jest tyle pięknych miejsc do zobaczenia, ale podróże to moja wielka pasja. Przynajmniej raz w roku muszę poje-chać w jakąś daleką podróż. Wtedy wiem, że żyję.Pragnienia na przyszłość? Chcę być szczęśliwa i mieszkać nad oceanem i w końcu ogarnąć ten surfing.twoja siostra za 10 lat? Nadal moja przyjaciółka i sąsiadka, surferka w domku nad oceanem.Femi za 10 lat? Mam nadzieję, że dziewczyny nadal będą kochać Femi, a nam będzie dalej sprawiało frajdę wymyślanie ciągle czegoś nowego. No i, że nie będzie to wielka komercyjna firma, bo straci cały urok.

I coś na zakończenie... Mam najfajniej na świecie, bo mam siostrę, wspól-niczkę i przyjaciółkę w jednym.

MiMo tego, Że kaŻda Miała swój Pokój, to i tak ciągle siĘ do siebie PrzeProwadzałyśMy.

2014 marzec surfmag / 037

sylwetka–– podróż do Kaliforni

038 / surfmag marzec 2014

Na prace Christora natrafiliśmy w sieci. Od razu zainteresowało nas jego polskie nazwisko. Kontynuując nasze poszukiwania Polaków i osób z polskimi korzeniami w świecie surfingu, dzisiaj przedstawiamy Wam fotografa mieszkającego w USA, którego zdjęcia od razu nas urzekły.

tekst Christor Lukasiewiczzdjęcia Christor Lukasiewicz

Christor LukasiewiCz– polskie oko w usa

FotograF–– Christor Lukasiewicz

2014 marzec surfmag / 039

040 / surfmag marzec 2014

2014 marzec surfmag / 041

gdzie mieszkasz?Dorastałem w West Nyack w stanie Nowy Jork, ale około półtora roku temu przeniosłem się do Monmouth County w New Jersey.

czym się zajmujesz?Dwa lata temu skończyłem szkołę i obecnie pracuję jako wolny strzelec. Zajmuję się fotogra-fią sportową, produktową oraz lifestyle’ową. Od kilku lat poznaję również tajniki filmowania.

Szukamy ludzi z polskimi korzeniami, którzy angażują się w surfing. Powiedz nam, co łączy cię z Polską.Jestem drugim pokoleniem Amerykanów ze strony ojca. Mój pradziadek urodził się w Krakowie, ale na początku minionego wieku, mając szesnaście lat, przeniósł się do niewiel-kiej mieściny w górnej części stanu Nowy Jork zamieszkałej głównie przez polskich emigran-tów. W Polsce pozostał jego brat. Przygotowując się do tej rozmowy, zapytałem dziadka o nasze polskie korzenie. Jest prawie pewien, że do dzisiaj w kraju pozostali nasi krewni. On sam wychował się w USA i nauczył się zarówno języ-ka polskiego jak i angielskiego, jednak nigdy nie przyjechał do ojczyzny przodków. Mi również to się jeszcze nie zdarzyło, ale w niedalekiej przyszłości planuję dużą podróż, która powinna zaprowadzić mnie także do Polski.

opowiedz nam o fotografii surfingowej. Jak to się zaczęło, dlaczego wybrałeś właśnie surfing?Surfingiem zainteresowałem się w wieku trzy-nastu lat. Nie miałem wtedy o tym zbyt wiele pojęcia. Mój starszy brat dostał swoją deskę, ja jako ten młodszy czułem,

FotograF–– Christor Lukasiewicz

042 / surfmag marzec 2014

że muszę iść za jego przykładem. Kiedy patrzę w przeszłość, żałuję, że nie zaczęło się to dużo wcześniej. Wychowując się na przedmieściach Nowego Jorku, nie miałem zbyt wielu okazji na wyprawy na plażę. Moja rodzina co roku spę-dzała dwa tygodnie letnich wakacji na Long Beach Island, ale to było wszystko. Podczas tych kilkunastu dni w roku, na plaży byłem od świtu, robiłem zdjęcia, a kiedy tylko pojawia-ła się okazja, surfowałem. Wracając do miasta, zaczynałem odliczać dni do kolejnych wakacji na Long Beach Island. Zawsze interesowały mnie obrazy i dźwięki towarzyszące surferom czekającym na kolejną falę, która pojawi się na horyzoncie. Fascynowało mnie pomarańczowe słońce wyłaniające się z Atlantyku, ze szmarag-dowozielonym połyskiem fal załamujących się niedaleko brzegu czy też odbicia promieni na znikającej za domami na plaży fali. Nie pamię-tam już, ile razy wspominałem bratu siedzą-cemu razem ze mną w wodzie, że żałuję, że nie mam ze sobą aparatu. Przez lata marzyłem o pływaniu wśród fal z aparatem i robieniu zdjęć dla dużych magazynów surfingowych. W wieku dwudziestu lat postanowiłem spędzić wakacje, ciężko pracując. Dzięki temu mogłem kupić moją pierwszą wodoszczelną obudowę do aparatu i tak to się wszystko zaczęło.

co wyróżnia twój styl w fotografii?Zawsze próbuję czegoś nowego i staram się myśleć inaczej od pozostałych fotografów. Nie zobaczycie mnie na plaży wśród tłumów próbu-jących „ustrzelić” surfera z tego samego kąta. Ja raczej będę na falochronie, uciekając przed falami albo na płocie nieopodal

FotograF–– Christor Lukasiewicz

2014 marzec surfmag / 043

044 / surfmag marzec 2014

Przez lata marzyłem o Pływaniu wśród fal z aParatem i robieniu zdjęć dla dużych magazynów surfingowych.

2014 marzec surfmag / 045

plaży, żeby uchwycić wyjątkową perspektywę. Kolejna rzecz, na której się skupiam, to odpo-wiednie oświetlenie. Bez przerwy podążam za prognozami pogody. Szukam odpowiedniej chwili do zdjęć. Zaraz przed lub po burzy, kiedy słońce wyłania się zza ciemnych chmur.

Kilka słów na temat miejsc i ludzi na twoich fotografiach.Mam szczęście mieszkać w Jersey, gdzie znaj-dziecie wiele różnorodnych plaż i breaków. Każdy z nich jest wyjątkowy i daje niecodzien-ne możliwości zdjęciowe. Ciągle poszukuję nowych miejsc, mam też swoje sekretne loka-lizacje, o których wie tylko garstka osób. Kiedy

pokazuję zdjęcia z tych miejsc, ludzie myślą, że zrobiłem je z dala od domu. Lubię fotografo-wać zawodowych surferów, jednak największą radość sprawia mi sesja z grupą moich bliskich przyjaciół.

Surfing i fotografia kompletnie zmieniły moje życie. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, gdzie bym teraz był, gdybym nigdy nie sięgnął po deskę surfingową czy aparat fotograficzny. Widziałem i doświadczyłem wiele niezwy-kłych momentów, od czasu kiedy zacząłem surfować, czyli około dziesięciu

FotograF–– Christor Lukasiewicz

sylwetka–– podróż do Kaliforni

046 / surfmag marzec 2014

lat temu. Moja wciąż ulubiona sesja zdarzyła się około miesiąca po tym, jak nawiedził nas hura-gan Sandy. Przedostaliśmy się z moim przyja-cielem przez strefę zamkniętą, gdzie zobaczyli-śmy na ulicach przewrócone łodzie, gruzy oraz ledwo stojące domy. Za wielką wydmą czekał na nas zupełnie pusty, leworęczny point bre-ak. Oczywiście, nie każda sesja wychodzi tak, jak ją sobie zaplanowałem. Pamiętam moment, kiedy „prawie” udało mi się złapać pierwsze ujęcie w tubie. Sekwencja nadawała się do każ-dego magazynu, jednak kiedy surfer znalazł się już w doskonałym miejscu, przykryty przez tubę, najważniejsze trzy klatki były zupełnie czarne. Lustro w aparacie zablokowało się i pomógł tylko reset sprzętu. Co ciekawe, do dzi-siaj go używam i nigdy więcej mi się to nie zdarzy-ło. Każda sesja to nowe doświadczenie, niezależ-nie od tego, jak dobrze i pewnie czuję się z moim sprzętem.

Dziękujemy za rozmowę i do zobaczenia w Polsce.

FotograF–– Christor Lukasiewicz

2014 marzec surfmag / 047

048 / surfmag marzec 2014

JEDEN DZIEŃW TurNCaBLE

tekst Janek Korycki zdjęcia Dariusz Orlicz riderzy Janek Korycki, Kuba Dytkowski

Podczas naszej surfmagowej wycieczki do Monachium na river surfing, nie mogliśmy tak po prostu ominąć Turncable – jednego z lepszych europejskich wyciągów do wakeboardu.

sylwetka–– podróż do Kaliforni

2014 marzec surfmag / 049

050 / surfmag marzec 2014

surfmag trip–– Jeep trip Niemcy

2014 marzec surfmag / 051

Turncable mieści się w małej miejscowości Thannhausen, 50 km od Monachium. Po prze-byciu takiego odcinka z Warszawy, po prostu musieliśmy dosłownie zahaczyć o ten park.

Zlokalizowany pod Monachium, Turncable jest znany z dwóch wyciągów oraz mnóstwa żółtych przeszkód. Jest to istny raj dla wakebo-arderów, a zarazem miejsce, w którym rzadko jest pusto.

Dzięki pięknej organizacji udało nam się zrobić kilka dobrych ujęć na Optimusie Prime, jednej z większych przeszkód do wake’a na świecie. Kolejnym czynnikiem, który działał na plus naszej wyprawy był fakt, że na miejscu spo-tkaliśmy ekipę z Wake Up Silesia, dzięki czemu od razu było raźniej na wodzie. To nie była pierwsza wspólna sesja z Kubą Dytkowskim, lecz różnica w zabawie pomiędzy 2.0, a dużym wyciągiem, szczególnie z solidnymi przeszko-dami, jest kosmiczna.

na zdjęciu KUBA DYTKOWSKI

sylwetka–– podróż do Kaliforni

052 / surfmag marzec 2014

sylwetka–– podróż do Kaliforni

2014 marzec surfmag / 053

054 / surfmag marzec 2014

surfmag trip–– Jeep trip Niemcy

2014 marzec surfmag / 055

sylwetka–– podróż do Kaliforni

056 / surfmag marzec 2014

maciek rutkowski

Aby dostać się do Australii na sesję zdjęciową Patrik Boards, przeszedłem przez małe piekło.Z Berlina poleciałem do Stambułu, stamtąd do Bangkoku, gdzie musiałem zmienić linię, więc ponownie odprawić około 100 kg nadbagażu (nie miałem ze sobą desek, dlatego tak mało) i do Singapuru, gdzie

czekał mnie ponowny re-check-in i nocka w Starbucksie przy niesamowicie szybkim neciei trzech meczach NBA z rzędu. Całość zajęła, bagatela, 69 godzin...

tekst Maciek Rutkowski zdjęcia Globetrotter Entertainment

– w krainie kangurów

podróż–– Australia

2014 marzec surfmag / 057

058 / surfmag marzec 2014

2014 marzec surfmag / 059

1 Prosto z lotniska, odbierający mnie polski Australijczyk „Primo”, zawiózł mnie na

jeden z miejskich spotów największego miasta na zachodnim wybrzeżu – Perth. Spoty w mie-ście uchodzą za dalekie od perfekcji. A mi już się podobało! Ciężki beach break z fajnymi sek-cjami i woda na tyle ciepła, że po 15 minutach z pianki 3/2 przebrałem się w shorty i t-shirt. Swoją drogą irokez też przeżył jeszcze tylko kil-ka dni, mimo iż legenda głosi, że nie można zgo-lić irokeza dopóty, dopóki nie wygra się Pucharu Świata, ha ha!

2 W Perth spędziłem jeszcze jeden dzień, i odebrawszy mojego teamowego kolegę

Adama Lewisa, udałem się z nim na południe do zielonego regionu Margaret River – miejsca, gdzie Patrik Diethelm i Karin Jaggi (dwójka wła-ścicieli firmy Patrik Boards sponsorującej mnie i Lewisa) mają imponujących rozmiarów dom z niezliczoną ilością sypialni i łazienek, dwoma kuchniami, siłownią, ogródkiem, po którym wieczorami biegają kangury itp., itd. Jadąc do Australii, liczyłem, że spotkam chociaż jednego, a okazało się, że nie tyle trzeba ich wypatry-wać, co omijać je na drodze i niestety wyganiać z ogródka, bo podżerają pomidory i wszelkiego innego rodzaju rośliny. Pomimo tego, że z domu do plaży było samochodem 15 minut, to łamią-ce się fale było słychać każdego ranka i każdego wieczoru, gdy wiatr cichł.

3 Pora było zejść na wodę na jednej z naj-lepszych miejscówek Świata, nie tyl-

ko do windsurfingu. W przyszłym roku w Margaret River zagości przystanek ASP World Championship Tour, a wraz z nim Kelly, Mick, Parko i cała reszta światowej czołówki. Nam ta fala od razu dała się poznać jako naj-grubsza, najtrudniejsza i najsilniejsza ściana wody na jakiejkolwiek przyszło nam pływać. Nie była przyjacielska i nie chciała, aby ktokolwiek ją ujeżdżał, więc jeśli Ci się udało... satysfakcja gwarantowana!

podróż–– Australia

060 / surfmag marzec 2014

4 Na spocie panują bardzo proste zasady. Jeśli rozwalisz żagiel lub maszt i wylądu-

jesz w miejscu wyjścia – stawiasz sześciopak. Jeśli rozwalisz i wylądujesz w River Mouth (miejscu oddalonym kilkaset metrów z wia-trem, gdzie rzeka Margaret wpada do oce-anu), gdzie spycha Cię prąd – stawiasz karton (24-pak). Jeśli zrobisz coś z powyższego bez złapania fali (wychodząc), kara jest mnożo-na razy dwa. Koniec końców, cały ten browar piją wszyscy windsurferzy wspólnie po sesji o zachodzie słońca, ale i tak miałem wrażenie, że jakoś my kupujemy ciut więcej kartonów niż lokalesi...

5 Wiatr i swell chwilowo się wyłączyły, więc nadeszła pora ruszyć wzdłuż wybrzeża na

północ. Przez Perth, Lancelin, Wedge Island, Green Head, Geraldton i Carnarvon dotarliśmy do Gnaraloo. W czasie podróży przez zachodnią Australię, nawet Stevie Wonder zauważyłby zmia-ny klimatu. Z zielonego wilgotnego Margaret jecha-liśmy w stronę suchego, pustynnego Gnaraloo. Co ciekawe, w tym rejonie jeździ się tylko dnia-mi. W nocy za duże jest ryzyko uderzenia w kan-gura. Więc zapakowani po dach, uzbrojeni w kilka płyt, ruszyliśmy na północ, gorące dni spędzając w aucie, a przyjemne, jeżeli chodzi o temperaturę noce – na nieprzyjemnych, jeżeli chodzi o węże i pająki, przydrożnych kempingach. Jedyne 1,5 tys. kilometrów i mieliśmy już być na miejscu.

6 Dotarłszy do Gnaraloo, rozbiliśmy obóz. Mieliśmy spędzić ponad tydzień na czymś,

co tylko z nazwy przypominało kemping. Światło, jedzenie i picie we własnym zakresie, pod prysz-nicem woda „odsalana”, czyli

podróż–– Australia

2014 marzec surfmag / 061

062 / surfmag marzec 2014

podróż–– Australia

równie dobrze możesz wejść z szamponem do oceanu (tylko pod prysznicem nie ma reki-nów), powietrze tak gorące, że jeśli pośpisz do 5.30, to masz wrażenie, jakbyś właśnie prze-żył noc polarną, zwierzęta regularnie zjada-jące ¾ Twojego jedzenia i prąd dwie godziny dziennie, o Internecie nawet nie wspominając. O czymś zapomniałem? Tak, o muchach! Twój biały t-shirt o poranku w Gnaraloo nie jest już bia-ły, bo muchy obsiadły go w takiej ilości, że jest co najwyżej szary. Na odstraszanie próbowali-śmy wszystkiego – specjalnych siatek, sprayów, a nawet grubych warstw kremu z filtrem – nic nie pomagało. Trzeba było po prostu uzbroić się w anielską cierpliwość i czekać, aż wiatr zacznie dmuchać około południa. To miejsce musiało być naprawdę niesamowite, jeśli chodzi o warunki na wodzie, jeśli ktoś decydował się tam przyjeżdżać.

7 Ale gdy dotarliśmy na plażę, zrozumiałem, że to wszystko nie tylko jest warte poświęcenia,

ale nawet schodzi na dalszy plan. Sama woda i rafa były piękne, a warunki bardziej przypominały grę wideo niż rzeczywistość.

8 Siedząc na parkingu i oceniając warunki przed pierwszą sesją, zastanawiałem się:

czemu tutaj wszyscy są tacy dobrzy, a w Margaret River były same fruty? Gdy wyszedłem na wodę, to zrozumiałem. To nie ludzie i ich poziom był taki niesamowity, ale warunki były tak łatwe i przyjazne. Tak jak Margaret River krzyczało, że nie masz szans, Gnaraloo subtelnie zachęca-ło Cię, żebyś pojechał radykalniej, spróbował nowy trik itd. Tam czułem się jak połączenie Robby’ego Naisha z Levim Siverem, a muchy zaczęły się wydawać całkiem przyjazne. Było to moje 10 najlepszych dni w życiu na desce z żaglem.

9 Wracaliśmy akurat w Wigilię. Zatrzymaliśmy się, żeby być świadkami najpiękniejszego

zachodu słońca, jaki w życiu widziałem, a że nocą i tak nie wolno jechać, to urządziliśmy wigilijnego

grilla. Przełamaliśmy się kurczakiem, a ja w ramach polskich akcentów znalazłem ogórki konserwowe Krakus w pobliskim supermarkecie.

10 Jak tylko wróciliśmy do Margaret River, po kolejnych 1,5 tys. kilometrów, pojawiła

się prognoza na jeden z secret spotów południo-wego wybrzeża oddalonego o raptem kolejnych sześćset, dokąd dostęp jest możliwy tylko samo-chodami typu 4 x 4, z bardzo umiejętnym kierow-cą za kółkiem (czytaj: byliśmy w opałach). Jakimś cudem udało nam się tam dostać i wydostać w jednym kawałku, a krajobraz który zastaliśmy, zapierał dech w piersiach. Tak jak Australijczycy generalnie należą do wyluzowanych, to Ci z południowego wybrzeża to już coś niesamowi-tego – znaleźliśmy bank otwarty dwie godziny w tygodniu!

11 To, co spot zwany Freddies nam zaser-wował, nie było do końca zgodne

z nadziejami opartymi na prognozie. Jednak światło, które tam zastaliśmy pewnego popołu-dnia w zupełności nam to zrekompensowało. Tak kosmicznych kolorów jeszcze nie widziałem, a jedno ze zdjęć z tego popołudnia poleciało wprost na okładkę katalogu Patrika.

12 Na kilka ostatnich dni wróciliśmy do Margaret, a na horyzoncie majaczył

duży swell. Najpierw przyszedł sam, bez towa-rzystwa wiatru i pora była na moje pierwsze spotkanie z surfingiem na naprawdę dużych falach. To, co się dokładnie stało, opisałem już w poprzednim numerze Surfmagu (#4). W skrócie mówiąc, zjadła mnie 7, 8-metrowa fala, a dwie jej kolejne koleżanki złamały mi się na głowę, jak tylko się wynurzyłem, żeby złapać oddech. Efekt? Jeden urwa-ny leash, jeden Polaczek na skraju uto-pienia, ogromna ilość adrenaliny, wiele momentów, których już nigdy nie zapomnę i cholerna chęć powrotu i objechania tak wielkich fal raz jeszcze.

2014 marzec surfmag / 063

Przełamaliśmy się kurczakiem, a ja w ramach Polskich akcentów znalazłem ogórki konserwowe krakus w Pobliskim suPermarkecie.

064 / surfmag marzec 2014

2014 marzec surfmag / 065

13 A potem przyszedł wiatr i mieliśmy coś, w czym czuję się trochę bardziej kom-

fortowo – windsurfing na dużych falach. Był to już ostatni dzień mojego pobytu i nie mogłem się powstrzymać, aby troszeczkę rozszerzyć gra-nice, jakie do tej pory przyjmowałem, ujeżdżając duże fale. Udało się... zaliczyć kosmiczną pralkę i na koniec wyjazdu poskładać w kostkę kolej-ny już na tym wyjeździe żagiel (wyjechałem z mniej niż połową sprzętu, który przywiozłem). Ostatni australijski zachód słońca uświadomił mi, jak bardzo nie chcę stamtąd wracać i jesz-cze raz rzucić wyzwanie tym falom. Ale niestety, rozsądek wygrał i po kolejnej cholernie długiej podróży oraz przystanku w fabryce desek Cobra w Bangkoku, wróciłem do rzeczywistości.

podróż–– Australia

sylwetka–– podróż do Kaliforni

066 / surfmag marzec 2014

2014 marzec surfmag / 067

wywiad–– Kasia Lange

Jak się zaczęła Twoja przygoda z kitesurfingiem?Dosyć nieoczekiwanie. Zawsze łapałam szybko sportowe zajawki, lubiłam gimnastykę, pływanie, jeździłam na snowboardzie, wind-surfing mi jakoś nie podszedł, ale czułam że w sportach wodnych jest coś pociągającego. Kite pojawił się zupełnie z zaskoczenia, gdy poznałam mojego chłopaka. On jeździł do mnie nad morze, ja raz pojechałam do niego, do Egiptu. Przy okazji pokazał mi kite’a, a ja okazałam się dosyć zdolna. Po ok. 3 godzinach pływałam i tydzień na pustyni zamienił się w tydzień na kitesurfingu, a ja odkryłam sport, który przypasował mi idealnie!Jak wyglądały Twoje początki?Pierwsze półtora roku pływałam tylko za granicą, Tarifa, Egipt, Bra-zylia. Nigdy nie wychodziłam na wodę tak sobie popływać, od początku zawsze było coś, czego się uczyłam, jakieś skoki, backrolle, proste tricki unhooked itd., bardzo mi się to podobało.Kiedy poczułaś, że to jest to, co chcesz robić w życiu i totalnie się zakochałaś w tym sporcie?Od razu! Brakowało mi sportu, który byłby stworzony dla mnie, moja siostra grała w koszykówkę, brat szaleje za windsurfingiem i snowbo-ardem, a ja we wszystkim byłam dobra, ale bez porywu. Kiteboarding od pierwszego momentu spowodował, że chciałam więcej i więcej !dużo też chyba podróżujesz. Skąd masz najlepsze wspomnienia?Sama nie wiem, moje podróże tworzą pewien cykl, za wszystkimi miejscami trochę tęsknię, w każdym znajduję coś niesamowitego. Ale chyba najbardziej związana jestem z Brazylią. To już piąty sezon, w którym tu trenuję, nauczyłam się języka, znam dobrze lokalną ludność, obyczaje, czuję się tu jak w domu. No i kocham Brazylię za wiatr, bo mogę pływać codziennie i to pośród super- riderów, a to motywuje.co daje ci więcej radości, pływanie w nowych miejscach, pozna-wanie ich, poznawanie kultury czy kontakty z nowymi ludźmi i nowe znajomości, przyjaźnie?Ludzie są częścią miejsc, w których się znajdują. Ja wszędzie, gdzie jadę, spędzam zawsze od kilku tygodni do kilku miesięcy, więc udaje mi się poznać lepiej nie tylko ludzi ale i ich życie. Nie jestem typem gościa hotelowego. Wolę być bliżej lokalesów, z nimi dzieją się cieka-we historie. Byłam np. raz zaproszona na urodziny córki znajomego w Wietnamie, gdzie szokiem był nie tylko kurczak z rożna, wśród

tekst Kasia Lange zdjęcia Kasia Lange

KASiA LANgE

068 / surfmag marzec 2014

wywiad–– Kasia Lange

którego udek i skrzydełek znalazła się pięknie zarumieniona głowa z grzebieniem. Bardzo lubię poznawać tradycję, język, rzeczy, któ-rych nie wyczytasz w przewodniku.Jaka kuchnia ci najbardziej odpowiada?Che, che, to jeden z moich ulubionych tematów. Wszędzie próbuję nowych rzeczy, ale nie potrafię zamknąć się na jeden rodzaj sma-ków. Lubię różnorodność w jedzeniu, dlatego odpowiada mi więk-szość kuchni, uwielbiam ostre tajskie dania, kuchnię włoską, sea- food, brazylijskie churrasco...masz jakieś ulubione potrawy, które odkryłaś, podróżując?Tego też będzie dużo... Filet mignon – krwisty oczywiście, koktajl z Açai, Tom Yam Kong, ślimaki, sashimi ze świeżego tuńczyka. Sama też gotuję, podobno moje langusty są całkiem OK, baranina z ananasem i kilka innych...wracając do pływania… Ostatnie dwa lata obfitowały w spore sukcesy. Opowiedz nam o tym.Tak, jestem zadowolona z moich sukcesów, najpierw Wicemistrzo-stwo i drugie miejsce w Pucharze Polski, a w tym roku Mistrzostwo Polski oraz pierwsze miejsce w Pucharze, to było dosyć zaskakujące!

Na początku startowałam dla samego funu, ale widząc że wygrywam z innymi dziewczynami, postanowiłam pójść dalej, postarać się o dobrego sponsora, wyjść poza Polskę i zdobyć doświadczenie w międzynarodowych zawodach. Latem tego roku pojechałam na parę eventów Pucharu Świata, przeszłam eliminacje, w Niemczech byłam na 5. miejscu w pojedynczej. Teraz stawiam na przygotowanie do przyszłego sezonu, ten zaczęłam w połowie, trochę na straconej pozycji, w przyszłym chcę startować od początku, pojechać na więcej eventów. To dosyć kosztowne, ale jak na razie wiele spraw układa się dobrze, jest sporo osób, które we mnie wierzą i mam nadzieję – pomogą mi w tym. Wszystko przede mną!współpracujesz od jakiegoś czasu z firmą Nobile. Jak układa ci się współpraca?Bardzo dobrze, jestem im za to wdzięczna. Bardzo lubię moje latawce, zaczęłam też pływać w butach, a deska 50/50 znakomicie się do tego nadaje. To była dobra zmiana. No i reprezentuję polską firmę na świecie.Bierzesz też udział w projektowaniu nowej kolekcji?Jestem w Nobile od maja, nowa kolekcja w tym czasie już była zapla-nowana. Ale jestem jedyną dziewczyną w global Teamie. Nobile ma kilka damskich opcji i chętnie słucha. Już w grecji po pierwszych sesjach na Nobile pytano mnie o zdanie, uwagi. Riderzy są najlepszy-mi testerami, spędzam prawie 360 dni, pływając na swoim sprzęcie, mogę wiele o nim powiedzieć. Poza tym masa ludzi pracuje nad tym, by ten sprzęt był najlepszy, a ja chętnie w tym pomogę.w tym roku startowałaś w zawodach Pucharu Świata. Jaki poziom prezentują dziewczyny na świecie?Dziewczyny są fantastyczne! Czołówka przeskakuje niejednego faceta. Poza tym to fajne laski, sama mieszkałam z Karoliną, dużo mi pomogła, na początku nic nie wiedziałam o systemie heatów, prakty-ce regulaminu itd., a ona ma mnóstwo doświadczenia i bardzo pro podejście. Widać też było, że konkurencja nie odpuszcza i pojawia się sporo nowych dziewczyn, wszystkie dobrze pływają. No i trzeba się spiąć. Heat to nie filmy promocyjne i czasem wyniki dziewczyn były inne niż przypuszczałam. Trzeba trenować w różnych warunkach i być przygotowanym na utrudnienia, by performance był na tym samym poziomie. Uczestniczyłaś też w zawodach cyklu KTa, czyli Pucharze azji. Jak jest tam?To było dwa lata temu, w 2011. Moje pierwsze „nie polskie” zawo-dy, w Wietnamie. Bardzo przyjemny event, dobrze zorganizowany, startowali riderzy z całego świata. Przyjechałam do Wietnamu dwa dni przed rozpoczęciem i nie zdążyłam się przepłynąć aż do moje-go heatu, bo wcześniej nie wiało. Startowali jeszcze Hela i Mare-czek , więc pierwsze dwa dni przesiedzieliśmy na plaży, planując rozgrywki. gdy w końcu zawiało, poszłam na heat zadowolona, zrobiłam większość tricków. Jak zeszłam z wody Przemek i Mare-czek od razu mi gratulowali, mówiąc, że poszło mi lepiej niż prze-ciwniczce, bo nie wylądowała paru trików, a okazało się że nie przeszłam. Takie początki, ech...

2014 marzec surfmag / 069

Jakie triki najbardziej lubisz i który jest Twój ulubiony?Najbardziej lubię te, których właśnie się uczę/nauczyłam, ostatnio bardzo lubię 313.No dobrze, a co poza kiteboardingiem?Pytasz o sporty? Nie mam czasu na wiele, rozciągam się, zaczęłam ćwiczyć jogę i jest super, longboard, trochę tęsknię za snowboardem, ale śniegu nie widziałam od dawna. Za to jest zajawka na surfing, za kilka dni znowu posurfuję na dobrych falach.co robisz, kiedy nie pływasz?Jak nie pływam i nie pracuję – odpoczywam, ha ha. Dla przyjemności słucham muzyki, oglądam filmy, ćwiczę jogę, robię zdjęcia, przeglądam blogi modowe, gotuję coś smacznego, spotykam się z przyjaciółkami, ale również szukam miejsc, w których warto się znaleźć, obmyślam strategię, nie mam stałej ciepłej pracki w biurze, muszę ciągle działać.Oprócz Nobile wspomagają cię inne firmy?Tak. Obecnie dostaję superciuszki od Colorshake, go Surf Shop ubiera mnie w pianki z Roxy, Hydrosfera pomaga, gdy potrzebuję jakichś akce-soriów. Dużą zasługą jest też wkład Przemka Wójcika jako trenera, men-tora i menadżera. Bardzo wszystkim dziękuję!co byś powiedziała młodym adeptkom pływania, jakie są rady dla przyszłych mistrzyń freestyle’u?Niczego się nie bać. Pływać z lepszymi od siebie. Zawsze czegoś się uczyć na wodzie. Próbować nowych rzeczy. Szukać motywacji. Rozciągać się. Pływać!Pracujesz też w szkole i uczysz kitesurfingu. Jak łączysz pracę z treningiem?Całkiem nieźle mi się to udaje. Ok, jak byłam na studiach, uciekałam za granicę na treningi, ale nie mogłam opuszczać za dużo zajęć. Dlatego zostałam instruktorką, a po skończeniu studiów spędziłam pół roku w Brazylii, pływałam przed lub po szkoleniu, codziennie. Nauczyłam się wielu nowych rzeczy. Potem pomagałam mojemu chłopakowi otwo-rzyć szkołę kitesurfingu Molosurf. Szybko się rozwinęła, zatrudniali-śmy kilkunastu instruktorów, było mniej czasu na pływanie, dużo pracy w biurze. Także okres zimowy spędzany za granicą, poświęcamy dużo więcej naszemu własnemu treningowi. Naszym celem jest pływać cały rok i jak na razie to nam się udaje. Jak coś nam się nie podoba, zmienia-my miejsce. Uwielbiamy Hel i pływanie w Zatoce, ale Polska jest jed-nym z najsłabszych wiatrowo miejsc, w jakich byliśmy. Szykujemy nowy projekt za granicą, niedługo o nim usłyszycie. Jak traktują cię Twoi studenci? czy dla nich to nobilitacja, że uczy ich mistrzyni Polski?Nie myślałam, że to będzie zauważalne, ale owszem, dostaję miłe maile od kursantów. Pytają, czy mogą się ze mną uczyć, moje osiągnięcia i dzia-łania są dla nich motywatorem, by spróbować tego sportu, to bardzo miłe.Jak oceniasz to, co się dzieje w polskim kitesurfingu? Jestem w nim od pięciu lat i wciąż jest mocno niezdefiniowany. Na pew-no pozytywny jest rozwój, powstające związki, moda na kite’a powoduje, że ten sport robi się coraz bardziej widoczny. Ma wielki potencjał, jest przyjemnym, coraz bezpieczniejszym zajęciem dla każdego sprawnego człowieka. Do tego łączy się z wakacjami, plażą, słońcem, wiatrem,

a kto tego nie lubi. Z drugiej strony – jako zawodniczka – widzę, że brakuje zaplecza, wsparcia ze strony rządu. Nie ma klubów, które umożliwią talentom najlepszy rozwój, trenerów, którzy będą odpowiednio prowadzić ćwiczenia, dietetyków, lekarzy, rehabilitantów. Wszystko to robimy prywatnie, sami walczymy o te informacje, to spore obciążenie. A może to urok kite’a, że jest wciąż taki dziki, ech.co dalej? racing czy może bardziej fale i surfing?Póki co, koncentruję się na freestyle’u, idzie mi coraz lepiej, a wiem, że nie mogę ćwiczyć kilku konkurencji na raz. Ale jak mi minie, na pewno będę pływać więcej na surfboardzie, fale są tak fajne! Już niedługo będę w Australii, nie mogę się docze-kać tych downwindów! co chciałabyś nam powiedzieć na koniec?Dzięki za wywiad! Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o mnie, zapraszam na moją stronę www.katarzynalange.wordpress.com, do usłyszenia!

070 / surfmag marzec 2014

galeria–– Tomek Niewiadomski, „Blue”

sylwetka–– podróż do Kaliforni

2014 marzec surfmag / 071

BlueTomekniewiadomski

Cykl fotografii Tomka Niewiadomskiego powstał dzięki wykorzystaniu specjalnej techniki platinum/palladium. Odbitki tworzy się na papierze czerpanym, na który pędzlami nanoszona

jest substancja światłoczuła na bazie metali szlachetnych.

tekst Magda Ujma zdjęcia Tomek Niewiadomski

sylwetka–– podróż do Kaliforni

Cykl BLuE Tomka Niewiadomskiego powsta-je od 2003 roku i ciągle wzbogaca się o nowe prace. Nieśpieszne tempo realizacji odpowiada odległym lokalizacjom fotografowanych miejsc, na półkuli pół-nocnej i południowej. BLUE nie jest jednak dzien-nikiem podróży. Jest zarazem czymś więcej niż artystyczny koncept. Stanowi motyw przewodni działalności Tomka Niewiadomskiego i zawiera to, co najważniejsze w jego sztuce. Wiąże się mocno z życio-wym doświadczeniem, z poznawaniem różnych stron świata, ze spotykaniem ludzi, ale i z doznawaniem wolności w spotkaniu z naturą.

Podstawowym tematem BLUE jest kontakt ludzi z wodą. Kontakt cielesny i duchowy, właściwie pozba-wiony wymiaru praktycznego. Większość zdjęć poka-zuje miejsce, gdzie woda styka się z lądem, dotknięcie się żywiołów, początek i koniec, linię fal na plaży, linię brzegową, skały. Ludzie są niewielkich rozmiarów w porównaniu z falami, wpatrują się w lustro wody, unoszą się na powierzchni, nurkują w głąb błękit-nych przestworów. Zdarzają się widoki samotności i potęgi żywiołów, wodnych ścian i oceanicznych głę-

bin. Zdarzają się i takie ujęcia, na których woda jest ujarzmiona i służy ludziom w oceanariach czy akwa-riach. BLUE nie zatrzymuje się przy tym na poziomie dokumentacji.

Znajdziemy tu szereg zagadnień związanych ze sztuką, fotografią, stosunkiem ludzi do natury. Jednym z nich jest relacja fotografii i rzeczywistości, napięcie pomiędzy samym obrazem a tym, co odzwierciedla, pomiędzy sztuką a kopią rzeczywistości. Zawarta jest tu także kwestia widzialności i odbicia. Odkryjemy też próby odzwierciedlenia niezwykłej energii żywiołu i pozycji ludzi wobec niego. Niewielkie postacie pogrą-żone są w euforii, lecz i melancholii wobec żywiołu, którego wizerunki ewokują nastrój wzniosłości. BLUE ma jednocześnie działanie terapeutyczne. Angielska nazwa błękitu to zarazem określenie stanu emocjonal-nego: smutku i lekkiej melancholii. Widz w kontakcie z tymi fotografiami staje się odprężony, lecz i pełen tęsknoty za szerokimi przestrzeniami, za wolnością, jakby i on poczuł zapach jodu w powietrzu.

www.tomekniewiadomski.com

072 / surfmag marzec 2014

2014 marzec surfmag / 073

galeria–– Tomek Niewiadomski, „Blue”

074 / surfmag marzec 2014

galeria–– Tomek Niewiadomski, „Blue”

sylwetka–– podróż do Kaliforni

2014 marzec surfmag / 075

076 / surfmag marzec 2014

galeria–– Tomek Niewiadomski, „Blue”

Widz W kontakcie z fotografiami staje się odprężony, lecz i pełen tęsknoty za szerokimi przestrzeniami, za Wolnością.

2014 marzec surfmag / 077

078 / surfmag marzec 2014

W czasie pobytu w Dublinie, dzięki gru-pie Dublin Longboard Crew, poznałem wspa-niałych ludzi zajmujących się longboardem. Nauczyli mnie bardzo dużo, pokazali niezłe spoty. Spędzaliśmy naprawdę bardzo fajne chwile. Po paru miesiącach wyprowadziłem się z Irlandii i trafiłem na miesiąc do Polski, gdzie miałem okazję poznać wiele osób z KRK City Surfers oraz dowiedziałem się, o co cho-dzi w Tłustych Czwartkach. Jest to bardzo ciekawa inicjatywa polegająca na spotykaniu się wszystkich tych, którzy jeżdżą na longboar-dzie. Mogłem uczestniczyć w jednej z imprez. Byłem pełen podziwu, że ta dyscyplina zdobyła już taką popularność w Polsce i jest tak dużo chętnych do jeżdżenia na deskach.

Po miesiącu jednak musiałem wyjechać do Francji, a dokładnie do Montpellier. Nie zna-łem tam nikogo, ale wiedziałem, że longboard będzie dobrą opcją na poznanie nowych ludzi. Od razu znalazłem lokalną grupę longboardową i umówiłem się na pierwszą sesję. Było bardzo sympatycznie, spotkałem wiele osób, które oka-zały się niezwykle pomocne. Wtedy też pozna-łem Aurelio, z pochodzenia Kolumbijczyka studiującego w Montpellier już od paru lat. Zaczęliśmy jeździć na wspólne sesje i zachęcać innych do częstszych wypraw w różne części miasta i poza. Organizowaliśmy je z całą grupą praktycznie co drugi dzień. Muszę przyznać, że właśnie częstotliwość spotkań pozwoliła mi na podniesienie umiejętności w bardzo krót-kim czasie. Codziennie próbowałem spędzić przynajmniej dwie godziny na szlifowaniu i uczeniu się nowych tricków. Z racji pogody i klimatu południe Francji było miejscem ide-alnym, tam naprawdę można jeździć cały rok. Zacząłem kupować nowe deski, na których odkryłem inne aspekty longboardu takie jak dancing, freeride, freestyle, cruising, downhill. Jednak style, które spodobały mi się najbardziej to freestyle i freeride.

Pewnego dnia zacząłem intensywnie myśleć o budowaniu desek. Od zawsze coś rysowałem, projektowałem. Generalnie wszyst-ko, co jest związane z designem, przykuwa moją uwagę. Bardzo interesuję

Przygodę z longboardem zacząłem w 2010 roku. Po obejrzeniu kilku filmików na YouTubie natychmiast zachwyciłem się tym sportem. Pierwsza deska, którą kupiłem to Loaded Dervish i... tak się zaczęło.

tekst Łukasz Grzywacz zdjęcia Paweł Grzywacz, Paulina Nowik

LuCA longboards

POLSKa marKa–– Luca Longboards, Łukasz Grzywacz

2014 marzec surfmag / 079

080 / surfmag marzec 2014

POLSKa marKa–– Luca Longboards, Łukasz Grzywacz

się formami przemysłowymi oraz grafiką, więc postanowiłem połączyć moje pasje – te nowe z tymi starymi i sprawdzić się w projektowaniu desek longboardowych.

Tak właśnie powstał projekt o nazwie LuCA Longboards. Zamierzałem porozma-wiać z moim przyjacielem Aurelio na temat nowego pomysłu, chciałem się dowiedzieć, co o tym sądzi. Kiedy dowiedział się, jaki mam plan, bardzo się ucieszył. Stwierdził, że chce w tym uczestniczyć i zaczęliśmy zastanawiać się, jakiego typu deski powinniśmy zaprojek-tować. Obaj preferujemy freeride i freestyle. uzgodniliśmy kilka kształtów, które nam naj-bardziej odpowiadały.

Po paru miesiącach pobytu we Francji, w 2012 wróciłem do Polski. Od razu zabra-łem się za realizowanie pomysłu. Na począt-ku wybudowałem prasę, wykonałem wstępne projekty form do prasy i tak powoli rozpo-cząłem przygodę z deskami. W lutym 2013 wyszły pierwsze prototypy, a w lipcu sprzęt jeździł już w paru miejscach Europy. Staram się wspierać kilku riderów, między innymi z Panamy, Hiszpanii. Doradzają, piszą, jakie mają odczucia podczas jazdy, jak deski się zachowują i co można poprawić. Jest to dla mnie bardzo ważne. W tej chwili powoli ruszy-liśmy z produkcją. Nakład nie jest duży, ale już parę osób jeździ na LuCA Longboards. Myślę, że przyszły sezon 2014 będzie dla nas bardziej intensywny. Pojawiło się kilka pomy-słów, kilka propozycji, z których chcę sko-rzystać. Staram się niczego nie przyspieszać. Chciałbym, aby LuCA Longboards żyła swo-im tempem i powoli się rozwijała w dobrym kierunku.

Obecnie mamy trzy modele: Agill – deska freestyle’owo/freeride’owa, Mono – deska freeri-de’owo/downhillowa, Merv – deska freeride’o-wo/downhillowa. Można je obejrzeć na www.lucalongboards.com. Już planuję parę zmian w projektach. Możliwe, że pojawi się coś nowe-go na sezon 2014. Obecnie jestem na etapie projektowania kilku nowych modeli. Myślę, że się spodobają.

sylwetka–– podróż do Kaliforni

2014 marzec surfmag / 081

082 / surfmag marzec 2014

Pewnego dnia zacząłem intensywnie myśleć o budowaniu desek. od zawsze coś rysowałem, Projektowałem. wszystko, co jest związane z designem, Przykuwa moja uwagę.

POLSKa marKa–– Luca Longboards, Łukasz Grzywacz

2014 marzec surfmag / 083

084 / surfmag marzec 2014

snowkite–– Zimowa alternatywa

2014 marzec surfmag / 085

Zimowa odmiana kiteboardingu i jeden z najmłodszych i najszybciej ewoluujących sportów na świecie. Napędzani wiatrem snowkiterzy mogą przemierzać niekończące się zaśnieżone przestrzenie – zarówno na nartach jak i na snowboardzie.

tekst Łukasz Dymkowski zdjęcia Wareck Arnaud, Graeme Murray, Michał Ludkiewicz

sNOWKITINg

086 / surfmag marzec 2014

snowkite–– Zimowa alternatywa

2014 marzec surfmag / 087

sport ten nie wymaga specjalnego stoku, niepotrzebne jest nachylenie trasy. Wystarczy odsłonięte pole czy dobrze zamarznięte jezioro zasypane śniegiem.

Do uprawiania snowkitingu wystarczy odpowiedni latawiec, deska lub narty czy nawet łyżwy. No, i oczywiście odrobina wiatru. Tego wiatru wystarczy naprawdę niewiele i już możemy mknąć po śniegu, kompletnie zapominając o troskach dnia powszedniego i cie-sząc się otaczającym nas pięknem zimy. Snowkite to nie tylko jazda po płaskich, pustych przestrzeniach. Zamiast wjeżdżać wyciągiem na szczyt, wystarczy wykorzystać wiatr jako siłę napędową, która pozwa-la wjechać wysoko w góry i pędzić przez dziewiczy śnieżny puch. I właśnie jazda w górach to crème de la crème tego sportu. Coś, czego nie znajdzie się nigdzie indziej. Czysta, piękna natura, nieskażona górskimi kurortami i kolejkami linowymi, tłumami turystów i wszech-panującym hałasem, jest na wyciągnięcie ręki. Do snowkitingu mogą być wykorzystywane te same latawce, których używa się na wodzie, jednak trzeba pamiętać, że taklowanie sprzętu przy kilkustopniowym mrozie, w rękawiczkach i często w głębokim śniegu to trochę więcej pracy niż sielanka na cieplutkiej plaży nad turkusową wodą.

Często też wykorzystuje się latawce komorowe o miękkiej konstrukcji, które nie wymagają pompowania pompkami, a kształt zachowują dzięki uździe i powietrzu stale tłoczonemu do komór. Są one lżejsze niż latawce pompowane, po złożeniu zajmują odrobinę mniej miejsca i posiadają trochę inaczej skonstruowane systemy bez-pieczeństwa oraz hamulec umożliwiający samodzielne wylądowanie latawca bez większych problemów. Sport ten w naszym kraju ma swo-je grono wiernych fanów, jednak jest ono nieporównywalnie mniej-sze niż liczba osób uprawiających kitesurfing. W ostatnich latach wydaje się, że jego popularność w Polsce spadła, choć od trzech lat w Krynicy Morskiej odbywa się impreza, na której spotykają się miłośnicy białego szaleństwa z wiatrem w latawcu. W tym roku event ten ewoluował i powstał cały cykl Grand Prix Snowkite Tour

mający trzy przystanki w kraju i jeden za granicą. Impreza ta nie jest jednak kontynuacją zawodów cyklu Snowkite Wintertour roz-grywanych w Polsce w 2006, które skupiały całą polską czołówkę tego sportu i miały zupełnie inny klimat. W Polsce okolic do upra-wiania snowkitingu mamy pod dostatkiem i w zasadzie wystarczy szczypta wyobraźni, aby bezpiecznie pojeździć i mieć z tego wiel-ką frajdę, nie wybierając się do ośrodka narciarskiego. Niestety, brakuje u nas miejsc do jeżdżenia w górach, w związku z tym, że prawie wszystkie nasze wysokie szczyty leżą na terenach par- ków narodowych, gdzie tego typu aktywność jest zabroniona. Najatrakcyjniejsze i najpopularniejsze tereny do jazdy z latawcem znajdują się w Norwegii. Górski płaskowyż Hardangervidda uwa-żany jest za jedno z najlepszych tego typu miejsc na świecie. Ten rozległy obszar, arena światowych rozgrywek pucharowych, zapew-nia wspaniałe warunki dla miłośników snowkitingu, niezależnie od poziomu umiejętności.

Innym ciekawym miejscem do snowkitingowych wyczynów jest popularny ośrodek górski w Geilo. To małe miasteczko było gospo-darzem pucharu świata i mistrzostw świata. Kultowym miejscem jest zdecydowanie przełęcz Col du Lautaret leżąca w dolinie Serre Chevalier we Francji. To tam co roku rozgrywane są legendarne zawody Snowkitemasters. Tam wymarzone warunki znajdą dla siebie i amatorzy i profesjonaliści, a otaczające tereny wyśmienicie nada-ją się do jazdy freestyle, freeride czy ogromnych lotów. W Stanach Zjednoczonych snowkiting wydaje się zdobywać większą popularność niż w Europie, a uprawiają go nawet takie osoby jak twórca Facebooka Mark Zuckerberg. Marek Kamiński, podczas jednej ze swoich wypraw na biegun, także próbował wykorzystać siłę wiatru jako sprzymierzeń-ca, jednak mało brakowało, aby swoją przygodę zakończył tragicznie. Snowkiting dotarł już w najdalsze zakątki globu. Latawce były wyko-rzystywane podczas ekspedycji na obydwa bieguny, służyły w czasie wypraw na Grenlandię czy Ziemię Ognistą.

Do uprawiania snowkitingu wystarczy oDpowieDni latawiec, Deska lub narty czy nawet łyżwy. no, i oczywiście oDrobina wiatru.

sylwetka–– podróż do Kaliforni

088 / surfmag marzec 2014

zmiany, zmiany, zmiany–– Robert Bałdyga

sylwetka–– podróż do Kaliforni

2014 marzec surfmag / 089

Zmiany, zmiany, zmiany, ten sezon rozpoczął się dla mnie inaczej niż poprzednie. Co prawda, stały od kilku lat punkt treningowy, czyli wyjazd na Boa Vistę (gdzie zaliczyłem świetne warunki), pozostał bez większych sensacji, ale reszta poukładała się już zupełnie inaczej.

tekst Robert Bałdyga, zdjęcia Knur On Tour

Robert Bałdyga

090 / surfmag marzec 2014

zmiany, zmiany, zmiany–– Robert Bałdyga

Biorąc pod uwagę kształt touru PWA, wie-działem, że muszę pojechać na trening w miej-sce obfitujące w warunki na lewy hals. Po dłuż-szym searchu (o tym dalej za chwilę), postanowliśmy z Justą udać się do RPA. Warunki w Afryce nie zawsze dopisywały, ale mogło to być spowodowane faktem, iż pojechaliśmy tam dosyć późno. Koniec końców jednak, trip zali-czam do tych udanych. Jedziemy dalej. Search? To słowo wielu pewnie kojarzy się z marką Rip Curl. W tym wypadku to skojarzenie jak najbar-dziej trafne. Po ośmiu latach rozstałem się z moim poprzednim sponsorem odzieżowym i dołączyłem do polskiego teamu Rip Curla. Chłopaki z Ripa bardzo entuzjastycznie podeszli do tematu współpracy i mają naprawdę ciekawe plany na przyszłość. Teraz czekam na team meeting z Alaną Blanchard, he he.

Kolejną zmianą w kwestiach sponsoringo-wych było moje przejście do teamu Ezzy. Od tego sezonu ujeżdżam czterolistwowy model Wave Panther i muszę przyznać, że jestem z nie-go bardzo zadowolony! Po powrocie z RPA zgar-nąłem jeszcze nowego, fioletowego Thrustera LS z Quatro, a następnie zacząłem planować trip na GC w celu przygotowania się do pierwszego przystanku pucharu PWA. Niestety, mimo otrzymania zaproszenia na kwalifikacje, nie mogłem wziąć w nich udziału, ponieważ poskła-dałem się na trzy dni przed ich rozpoczęciem i uszkodzona kostka wykluczyła mnie ze startu w Pozo, a także ze starań o udział w Pucharze Świata na Teneryfie. Po powrocie do Polski potrzebowałem trochę czasu na rehabilitację, żeby móc znowu pływać. Na szczęście udało mi się pozbierać na tyle wcześnie, żeby potrenować do PWA w Klitmøller. Podczas eliminacji w Danii pokonałem Michaela Kleingarna, tym samym dołączając do floty głównego eventu. W pierwszym heacie zostałem rozstawiony z nikim innym jak z… Philipem Kösterem. Warunki w trakcie zawodów niestety nie roz-pieszczały i udało się rozegrać heaty dopiero w ostatni dzień, z którego jednak, z powodów osobistych, musiałem zrezygnować i wrócić do ojczyzny.

W tym roku miałem także okazję pośmigać na polskim Pipeline we Władysławowie, na któ-rym to spocie odbyły się również zawody Wavecamp Pipeline Contest (wielki szacun dla Kapiego i ekipy za szybką i niesamowicie spraw-ną organizację zawodów!). Po zaciętej rywalizacji udało mi się wygrać te zawody, z czego jestem bardzo zadowolony!

Po drodze było jeszcze kilka dobrych dni pływania w kraju, ale wszyscy czuliśmy już, że temperatura zaczyna dawać się we znaki. Z utę-sknieniem zaczęliśmy spoglądać w kierunku cieplejszych miejscówek, aż tu nagle pojawiła się ostra prognoza na Maroko.

Maroko... czekaliśmy na taki swell od daw-na, 22-sekundowy okres i cztery metry fali. Nie było innego wyjścia, jak tylko szybko kupić bilet, ogarnąć ekipę i pojechać na lotnisko. Dojechaliśmy do Mouley, gdzie zostaliśmy ugoszczeni przez Ibrahima (naszego majstra) przepysznym tażinem. Kolejne dni zaczynały i kończyły się podobnie – poranna sesja na odchodzącej wodzie i wieczorem powtórka. Fala dopisywała i przez całe sześć dni była naprawdę spora. Wiatr też nie zawiódł. Warunki były wymagające do tego stopnia, że jeden dzień spędziliśmy w samochodzie, szukając miejsca do wyjścia na wodę i w rezultacie nic z tego nie wyszło. Po czterech dniach idealnych warunków (4,5-4,0) widać było progres, jaki robiliśmy z godziny na godzinę. Pływając, cały czas tylko w trzy osoby, mieliśmy spot dla siebie przez praktycznie cały wyjazd. Maroko z reguły nie zawodzi, jednak tym razem było aż za ostro, dwa dni musieliśmy się wzajemnie pil-nować. Po mielonkach sprzęt zabierało do brze-gu na rafę i różnie potem bywało ze startem.

Bez wątpienia jednak były to jedne z najlep-szych sesji na wodzie w moim życiu i czekam na kolejne takie prognozy.

Plan na dalszą część roku jest standardowy – Boa Vista. Bilety już zostały kupione i piątego grudnia startujemy na Cabo. W międzyczasie działamy też z kilkoma projektami. Trzymajcie kciuki, a ze swojej strony życzę wszystkim obfi-tej w dobre tripy zimy!

sylwetka–– podróż do Kaliforni

2014 marzec surfmag / 091

sylwetka–– podróż do Kaliforni

092 / surfmag marzec 2014

zdjęcia Łukasz Pęcak

look book

2014 marzec surfmag / 093

096 / surfmag marzec 2014

Do sesji Monikę Ordowską ubraliśmy w: piankę Bombshell

/Rip Curl/, legginsy REM /Dream Nation/, szalik z kapturem/Dream Nation/, spodnie

hammery z bawełny organicznej/Dream Nation/, bluzę Indian

Summer /Marshmallow/,wielofunkcyjną narzutkę

/Widzi misie/, dodatkowo w sesji wystąpiła torba Boom Bag

/Yogi Babu/ oraz deski/Bubble Skateboards/.

Monice towarzyszyli Janek Korycki i Piotr Nowosad.

2014 marzec surfmag / 097

098 / surfmag marzec 2014

ekologia–– Fundacja Surfrider

Ponad 25 lat temu trójka młodych ludzi zobaczyła, że to, co kochają najbardziej, może za chwilę zniknąć. Postanowili więc wspólnie uczynić wszystko, by do tego nie doszło.

Razem z lokalnymi władzami działali do momentu, aż byli pewni, że falom oceanu nic nie zagraża. To był początek Fundacji Surfrider.W 1990 powstał pierwszy oddział fundacji

w Europie. Wśród jej założycieli znalazł się m.in. trzykrotny mistrz świata surfingu Tim Curren. Dziś filary organizacji w tej części świata tworzy 1.500 wolontariuszy, 8.000 członków, około 40 lokalnych komitetów oraz więcej niż 40.000 zwolenników. Fundacja działa również w Japonii, Australii i Ameryce Południowej.

FundacjaSurFrider

3D

: N

oroc

et

Mat

te-P

ainte

r : A

Mai

rot /

La

Man

ufa

cture

Par

is -

Isto

ck -

Get

tyim

ages

-

Fra

nce

20

12

Surfrider Foundation Europe is a not-for-profit organization (1901 French law) “dedicated to defending, saving,

improving and managing in a sustainable manner, the ocean, coastline, waves and the people who enjoy them”.

Help Us Keep the Ocean Cleanwww.surfrider.eu

12517_230x297_280_SeicheV_UK_KMB2.indd 1 12/01/12 14:26

UNITED BY FATE

EST. AUSTRALIA 1994

WWW.GLOBE.TV

DION AGIUS

ICELAND

#STRANGERUMBLINGS

GLOBE_SURF_MAG_ICELAND.indd 1 1/9/14 5:17 PM