shot.mag.4

144
4 2012 CENA 4,50 ZŁ w tym 8% VAT

description

SHOTMAGAZINE NR 4

Transcript of shot.mag.4

Page 1: shot.mag.4

4Nº 2012CENA 4,50 ZŁw tym 8% VAT

Page 2: shot.mag.4

EDYTORIAL

Page 3: shot.mag.4

18

EDYTORIALDługo na to czekaliśmy, aż w końcu udało się. Czwarty numer SHOTA wychodzi w druku. Jesteśmy przeszczęśliwi. W dużej mierze to Wasza zasługa. Czytacie go. Podoba Wam się. To właśnie dla Was się rozwijamy i mamy nadzieję, że robimy to w dobrym kierunku.

Ten numer to przede wszystkim duża dawka mody w unikatowym wydaniu. Nie chcemy powielać trendów. Chcemy kreować. Pragniemy, aby ludzie nosili się kolorowo i oryginalnie, bez względu na wiek i rozmiar, żeby łamali wszelkie możliwe zasady, bawili się modą i broń Boże nie kompletowali swoich stylizacji w oparciu o sklepowe manekiny! Właśnie dlatego na łamach SHOTA pojawi się wiele intrygujących sesji, w tym nasza, zrealizowana przy współpracy z Emey Studio. Jesteśmy pewni, że sesja ta dostarczy Wam dużo pozytywnej energii. Innej opcji nie ma! Główną bohaterką tego numeru będzie szalenie utalentowana Julia Jasiczak, właścicielka marki XOOXOO. Jej kolorowa biżuteria szybko zdobyła nasze serca. Gwarantujemy, że podbije także Wasze. Skoro jesteśmy przy kolorach, warto dodać, że EM Em Shop nie odpuszcza. Również w tym numerze postara się oswoić Was z maszyną i mamy nadzieję, że w końcu mu się to uda! Bo kto nie chciałby mieć w swojej garderobie TAKIEJ marynarki!!!

Czy to koniec mody? Absolutnie nie! Tradycyjnie już nie zabraknie ani Top Bloga, tym razem w męskim wydaniu, ani Inspektora Gadżeta. Na sam koniec naszej podróży Marta Kaprzyk zabierze Was w swój filmowy świat, prezentując niebezpieczne związki mody z kinem. Enjoy!

SHOT Team

Page 4: shot.mag.4

WYWIAD Z BUTAMI 84

CRAVHER7 MOJA WŁASNA KRAINA PLASTIKU

21

PALCEM PO MAPIE

ILONAFELICJAŃSKA

31TOP BLOG47

INSPEKTORGADŻET

URBAN STYLE

58BLOGOWANIEZA KASĘ ALL HAIL, ARIZONA!71

CO ZA SZYCIE

Page 5: shot.mag.4

REDAKCJA SKŁAD I PROJEKT GRAFICZNYTHREEOFUS.PLANITA BOHAREWICZ

MAGDALENA KOSTYSZYNMARTA KAPRZYKEmEm SZOP

KOREKTAANITA BOHAREWICZ

ZDJĘCIE NA OKŁADCE

[email protected]

REDAKTOR NACZELNAANNA MAKSYMIUK - SZYMAŃSKA

WYDAWCABABSKI PRSiedziba Redakcji: ul. Krzywoustego 82-86, 51-166 Wrocław fbznajdźna

foto JACEK NARKIELUN www.narkielun.commodel HONORATA WOJTKOWSKA / D’visionmake up PAULINA NOWAK hair EDYTA MODZOLEWSKAstyle FASHIONPROFASHION & IWONA ŁĘCZYCKA www.fuckfashion.com.plcrowns PAULINA NOWAKcollar MAJA RACKAproducent PETER BLASZCZYK

58

STREET FASHION87

MODNE MIEJSCA89ANABELL

99MAKE UP

101GOODBYE SUMMER LOVE

PORADNIK PERFEKCJONISTKI

117OKIEM STYLISTKI

PORTRET DAMY119STYLOWE WNĘTRZA

AND LEAD ME NOT INTO TEMPTATION...

BE A MAN

127BURZLIWE ZWIĄZKI MODY Z KINEM135

POLECAMY

Page 6: shot.mag.4
Page 7: shot.mag.4
Page 8: shot.mag.4

CRAVHER

foto JACEK NARKIELUN www.narkielun.commodel HONORATA WOJTKOWSKA / D’visionmake up PAULINA NOWAK hair EDYTA MODZOLEWSKAstyle FASHIONPROFASHION & IWONA ŁĘCZYCKA www.fuckfashion.com.plcrowns PAULINA NOWAKcollar MAJA RACKAproducent PETER BLASZCZYK

7

Page 9: shot.mag.4

8

Page 10: shot.mag.4

9

Page 11: shot.mag.4

10

Page 12: shot.mag.4

11

Page 13: shot.mag.4

12

Page 14: shot.mag.4

13

Page 15: shot.mag.4

14

Page 16: shot.mag.4
Page 17: shot.mag.4

16

Page 18: shot.mag.4
Page 19: shot.mag.4
Page 20: shot.mag.4
Page 21: shot.mag.4

20

Page 22: shot.mag.4

Julia nie mogę się powstrzymać i muszę zadać to pytanie! Jak, skąd, gdzie? A na poważnie jak to się wszystko zaczęło?

Gdzie się zaczęło? Myślę, że jeszcze w łonie mojej matki. To po rodzicielce mej za-

pewne odziedziczyłam skłonności do szeroko pojętej estetyzacji świata. Estetyzacji

nienadętej, absolutnie nie podszytej wyszukaną filozofią, czy wydumaną problema-

tyką. Po prostu kocham patrzeć i spostrzegać. Lubię też marzyć i wyobrażać sobie

rzeczywistość mniej szaroburą, świat urozmaicony i kolorowy. Ktoś może uznać to, co

mówię za puste, ale ja radości i emocji, jakie kryją się w czysto estetycznych dozna-

niach, nigdy bym tak nie określiła.

A teraz poważnie, a przynajmniej poważniej. Projektowaniem biżuterii zajęłam się

stosunkowo niedawno. Nie mam wykształcenia plastycznego, jestem natomiast

kulturoznawcą o specjalizacji medioznawczej i popkulturowym zafiksowaniu :D Na

studiach zaczęłam na własną rękę uczyć się rastrowej grafiki komputerowej. Hobby-

stycznie. Robiłam też trochę biżuterii z drutu i koralików, ale pod żadnym pozorem

nie nazwałabym tego projektowaniem. To była zabawa, sposób na spędzenie wolne-

go czasu. Projektowanie to myślenie nad konceptem, rozwiązywanie napotkanych

problemów, rysowanie, tworzenie modeli. Zaczęło się już po studiach, kiedy pozna-

MOJA WŁASNA KRAINA PLASTIKUrozmawiała ANNA SZYMAŃSKA

Kolorowa, plastikowa, awangardowa, inna! Tak mogę powiedzieć o Naszej rozmówczyni, jeszcze jej dobrze nie znając. Po czym tak wnioskuję? Po naszyjniku, który dostałam na swoje 27. urodziny! Każdy kto mnie zna wie, że uwielbiam plastikowe, kolorowe dodatki i nie przejmuję się tym, kiedy słyszę, że to kiczowate. Kiedy więc dostałam naszyjnik pomyślałam – dziewczyna, która go zaprojektowała jest tak samo odjechana jak ja! Bo w końcu trzeba mieć niezłą wyobraźnię, żeby stworzyć takie cudo! Nie byłabym więc sobą, gdybym nie sprawdziła tego fenomenu. I tak oto narodził się pomysł na wywiad z Julią Jasiczak – właścicielką marki www.xooxoo.pl

21

Page 23: shot.mag.4

22

Page 24: shot.mag.4

łam grafikę wektorową. Po kilku pierwszych, zdecydo-

wanie nieprzyjemnych starciach, kiedy to mój komputer

nieomal nie wylądował za oknem, uprzednio będąc ob-

rzucony najbardziej parszywymi wyzwiskami, jakie stwo-

rzył nasz kwiecisty język, zapałałam do niej gorliwą, trwa-

jącą po dziś dzień miłością.

Moje pierwsze wektorowe projekty powstały na zlece-

nie znajomych, którzy otwierali właśnie Wycinankę, fir-

mę produkującą akcesoria do scrapbookingu. Gotowe

produkty spodobały mi się tak bardzo, że postanowiłam

przenieść projekty na coś innego niż papier. Po kilkugo-

dzinnej konwersacji z wujkiem Google znalazłam two-

rzywo idealne, czyli szkło akrylowe o mniej dźwięcznej

nazwie pleksi. Lekkie, intensywnie barwione i do tego

całkiem wytrzymałe. Nie wiem czy mój zapał nie wyga-

słby, gdyby nie szczęśliwy zbieg okoliczności związany

z pewnym konkursem. Dowiedziałam się, że na organi-

zowanym co roku w poznańskim Starym Browarze Art

and Fashion Festival pojawiła się nowa kategoria: projek-

towanie biżuterii. Nie tnąc nigdy w akrylu, bazując tylko

na wiedzy zaczerpniętej z Internetu, stworzyłam projekt

koncepcyjny, wysłałam go na kilka dni przed deadlinem

i o dziwo jako jedna z sześciu osób zostałam zakwalifiko-

wana do konkursu. Były to dziesięciodniowe warsztaty

u Ani Orskiej, podczas których wykonać mieliśmy autor-

ską biżuterię. To właśnie na samych warsztatach pierwszy

raz wycinałam wzory swoją techniką. Nie obyło się oczy-

wiście bez przeszkód związanych z poznawaniem two-

rzywa i rzeczywistej pracy z materiałem, także tym nie-

zaplanowanym, mosiądzem. Na widok naczyń z kwasem

i palnika jubilerskiego moje oczy rosły do rozmiarów her-

bacianych spodków, a dwugodzinne cięcie piłką do meta-

lu doprowadziło do utraty czucia w ręce, ale Art and Fa-

shion uznać mogę za ekstremalnie przyspieszony, wręcz

survivalowy kurs tworzenia biżuterii i prawdziwy wstęp

do wszystkiego co robię obecnie. Tam dowiedziałam się

o swoich ograniczeniach i możliwościach, o tym, że mogę

działać w obrębie mody, że to co robię może mieć wartość

nie tylko dla mnie. Poszłam więc za ciosem, poznawałam

na swej drodze wielu bardziej lub mniej doświadczonych

w branży modowej ludzi, którzy postanowili mi troszkę

pomóc, posłużyć radą. Rok po Art and Fashion Festival

otworzyłam firmę, a niedawno uruchomiłam swój własny

sklep internetowy. We wrześniu minęły dwa lata odkąd

zaczęłam przygodę z projektowaniem i myślę, że moja

droga dopiero się rozpoczyna.

Co znaczy nazwa XOOXOO?

XOOXOO to wymyślone przeze mnie słowo. Wywodzi się

z amerykańskiego skrótu XOXO oznaczającego „całuski

i uściski”. Jak to się czyta? Po angielsku, czyli fonetycz-

nie „ksuksu”. Polskiej nazwy nie użyłam rozmyślnie. Nie

chcę już na samym wstępie zamykać się na zagraniczne

rynki, na których polsko brzmiąca i trudna do wymówie-

nia nazwa mogłaby być prawdziwym strzałem w kolano.

Chciałam też żeby nazwa odzwierciedlała trochę moje

podejście do świata, miała ciepłe brzmienie, była uniwer-

salna i tworzyła harmonijny, łatwy do zapamiętania znak

graficzny.

Sama projektujesz wszystkie wzory?

Tak, wszystkie wektorowe elementy projektuję sama. Bi-

żuteria wykonywana jest również przeze mnie. Projekto-

wanie to dla mnie najlepsza i najciekawsza część procesu

twórczego. Poza zobaczeniem gotowej biżuterii na innej

osobie oczywiście.

W Twoich projektach widzę niesamowitą es-tetykę, przemyślane kształty i spójność! Jak Ty to robisz? Jak są wykonywane te wszyst-kie cudeńka?

Jak już wcześniej wspomniałam, wiele czasu zajmuje mi

myślenie nad projektami, łapanie przelatujących w każ-

dej sekundzie inspiracji i wyłanianie tych naprawdę cie-

kawych. Najwięcej znajduję ich w przestrzeni miejskiej

i w cyberprzestrzeni. Skomplikowanie i chaos miast oraz

Internetu jest niezgłębioną kopalnią stymulujących pra-

wą półkulę mózgu wyzwalaczy kreatywności.

Dużo pomysłów czerpię z popkultury, standaryzacja

w kulturze masowej wytworzyła bowiem wiele ikon, sym-

boli, które na stałe weszły do wizualnego języka naszych

czasów. Wykonanie biżuterii dzieli się u mnie na wiele

etapów. Najpierw dużo zarysowuje się w mojej głowie,

potem to, co widzę przelewam na grafikę wektorową.

Rzadko robię szkice na papierze. Wykonuję za to papiero-

we modele. Ostatecznie wycinam wzory za pomocą lase-

23

Page 25: shot.mag.4

ra a potem łączę w zaplanowaną wcześniej całość.

Biżuteria skończona jest jednak dopiero, gdy ktoś ją na

siebie założy. Podkreśla urodę, charakter i styl jednost-

ki. Proces twórczy czasem przedłużam też na inne sfery,

uwielbiam angażować się bowiem w sesje zdjęciowe.

Często współpracuję z Jackiem Narkielunem, z którym

rozumiem się bez słów i który ma wizję świata podobną

do mojej. Czasem wykonuję biżuterię i akcesoria tylko

na potrzeby sesji, albo dla projektanta, do konkretnego

pokazu. W tym drugim przypadku świetnie dogaduję się

z Mateuszem Kołtunowiczem, którego marką jest UDA-a,

ale powoli odnajduję też innych, którzy nie boją się łączyć

moich obiektów ze swoimi projektami. Sądzę też, że ze

współpracy z innymi twórcami zawsze wychodzą najwar-

tościowsze rzeczy.

Do kogo kierujesz swoją twórczość? Moim zdaniem to prawdziwa sztuka!

Uwielbiam to czym się zajmuję, wiem, że to co robię daje

również innym wiele radości, ale nie nazwałabym tego

sztuką, przynajmniej nie w moim rozumieniu tego słowa.

Uważam siebie za twórczynię, projektantkę. Określenie

„sztuka” jest obecnie tak eksploatowane, że gdyby dało

się współczuć słowu pogrążyłabym się nad nim w czar-

nej żałobie. Zostawmy miano artystów ludziom, których

dzieła poruszają, chwytają za serce, wywołują skrajne

emocje, oczyszczają, są wartościowym komentarzem

współczesnego świata, stymulują do rozmyślań na temat

siebie samych… Dla mnie na świecie żyje niewielu arty-

stów, tych którzy jednak na to miano zasługują stawiam

na piedestale.

Swoją twórczość kieruję głównie do ludzi młodych. I nie

o datę tu chodzi, a o ducha. Mam silną alergię na miał-

kość, zachowawczość, zbytnią powagę i konwenanse.

Projektuję dla osób otwartych, lubiących życie, zadowo-

lonych i wyzbytych z większych kompleksów. To właśnie

ludzie pewni siebie i kochający siebie samych najczęściej

wybierają moje kolorowe projekty. Nie boją się posądze-

nia o dziecinność, wolą usłyszeć, że wyglądają młodo

i emanują pozytywną energią.

24

Page 26: shot.mag.4

Myślę też, że moje projekty pasują do stylu ubierania się

współczesnych ludzi. Nosimy nowoczesne kroje, nadruki

na tkaninach, dbamy o wygodę. Dlaczego biżuteria miała-

by podlegać innym zasadom? Złote łańcuszki są dla mnie

pretensjonalne i kojarzą mi się z pamiątką Pierwszej Ko-

munii, albo skaczącymi delfinkami.

Nie boisz się, że ktoś nazwie Twoje produkty kiczowatymi?

Ależ skąd! Kicz to w końcu sztuka szczęścia! Moje projek-

ty z założenia oscylują na granicy kiczu. Myślę że jej nie

przekraczają, ale jeśli ktoś sądzi inaczej, to po pierwsze

jego święte prawo, po drugie współczuję braku dystansu

do rzeczywistości i brania wszystkiego na poważnie. Moje

rzeczy nie są dla każdego, nie chciałabym, żeby podoba-

ły się wszystkim, bo to by oznaczało, że są nijakie. Wolę

mieć wielu wrogów i garstkę fanów, niż od każdego sły-

szeć, że to co robię jest ok.

Plastik wielu wydaje się kiczowaty sam w sobie. Ja jednak

uwielbiam tworzywa sztuczne i myślę, że nie powinniśmy

oceniać tego materiału wyłącznie przez pryzmat zalewa-

jącej nas chińszczyzny. Wykorzystuję szkło akrylowe, któ-

re w znaczny sposób różni się od twardych tworzyw PCV.

Plastik ma wiele wcieleń, a kto nie ma w domu żadnego

przedmiotu wykonanego z tego materiału niech pierwszy

rzuci kamieniem :D

Twoje produkty nie należą do najtańszych, ale za ceną idzie jakość, unikatowość i pra-ca. Jak długo powstaje jeden naszyjnik?

Myślę, że moje projekty są dość tanie. Swoje XOOXOO

może mieć każdy, bo moje ceny zaczynają się już od 15zł.

Większość rzeczy nie przekracza natomiast 50zł. Biżute-

ria powstaje w małych nakładach, jest unikalna i sądzę, że

może być realną alternatywą dla rzeczy z sieciówek. Wyż-

szą cenę mają jedynie niektóre skomplikowane naszyjniki

w tym unikaty, ale za każdym z nich stoi odrębny pomysł,

kryje się znacznie więcej projektowania i długi czas wy-

konywania. Ja nie tylko łączę moduły w całość, każdy ele-

ment jest w pewnym sensie osobnym projektem. Dużo

też myślę o ergonomii.

Jak długo powstaje jeden naszyjnik?Zależy od pomysłu.

Czasem godzinę, czasem trzy dni. Moje projekty są bar-

dzo różnorodne.

25

Page 27: shot.mag.4

Zakochałam się w szklanej muszce! Gdzie ją mogę zdobyć oprócz Internetu?

Na razie w grę wchodzi głównie mój sklep internetowy.

Biżuterię dostać można w kilku poznańskich galeriach

takich jak Monosquare, Łukasz Buhl Hairstudio, a już nie-

długo Salon w pikselowe kwiaty w Bistor. Ale pracuję nad

tym i niebawem XOOXOO będzie można dostać w więk-

szości dużych miast w Polsce.

Czy masz jakiś projekt, który darzysz szcze-gólnym sentymentem?

Ha! Twój naszyjnik! Długo nad nim myślałam i sporo czasu

upłynęło zanim zrealizowałam wizję. I uwaga, początko-

wo miał zostać zniszczony na potrzeby sesji zdjęciowej,

ale kiedy go zrobiłam, nie potrafiłam odebrać mu życia,

zbyt wiele siebie samej w niego włożyłam. Cieszę się

więc, że znalazł właścicielkę, która go doceniła. Szczegól-

nym sentymentem darzę też moje robociki. Ich rysunek

jest wypadkową wielu wizji robota i mocno zakorzenio-

ny jest w moim dzieciństwie. Wychodzi bezpośrednio

z metalowych, nakręcanych robotów, które były obsesją

mojego wieku młodzieńczego, z zabaw klockami lego

przeplatanych seansami Laboratorium Dextera i innymi

kreskówkami na starym dobrym Cartoon Network. Jest

moim robotem idealnym.

Lubisz białe czy czarne?

No jak to!? Kolorowe!

Sprawdzamy Cię :P

26

Page 28: shot.mag.4

PALCEM PO MAPIEZ PAMIĘTNIKA OBIEŻYŚWIATÓW – W PERUWIAŃSKICH ANDACHtekst ANNA NOWICKAfoto RADOSŁAW NOWICKI

Po dwutygodniowym pobycie w gorącej dżungli amazoń-

skiej (patrz Shot Magazine nr 3) dziś drastycznie zmie-

niamy klimat. Lecimy samolotem z Iquitos, największego

miasta peruwiańskiej dżungli, do Puno, miasta położone-

go nad jeziorem Titicaca. W Ameryce Południowej lot na

południe oznacza coś odwrotnego niż w Europie; będzie

zimniej. Ba, dużo zimniej! W Amazonii, mimo, że lipiec to

najzimniejszy miesiąc w Peru, temperatury wynosiły oko-

ło 40 st. C., wieczorami wcale nie robiło się dużo chłod-

niej. Tam, gdzie lecimy, w dzień będzie najwyżej 15 st. C.

W nocy temperatury będą spadać poniżej 0.

Termin naszego powrotu do domu nieubłagalnie się

zbliża, więc nie możemy sobie pozwolić na skorzystanie

z rad przewodnika turystycznego, w którym jest napisa-

ne, żeby nie lecieć od razu do Puno (które położone jest

na wysokości 3.830 m n.p.m.), tylko wcześniej spędzić co

najmniej kilka dni na niższych wysokościach. Lecąc od

razu nad jezioro Titicaca ryzykujemy chorobę wysoko-

ściową, która w skrajnych przypadkach może skończyć

się obrzękiem płuc, mózgu a nawet śmiercią. Cóż jednak

zrobić, kiedy nie mamy tych kilku dodatkowych dni na

adaptację? Postanawiamy zaryzykować. Piękne Andy Pół-

nocne, po których bardzo chcielibyśmy pochodzić, oglą-

damy więc z samolotu. Dobrze, że niebo jest bezchmurne

i mamy wspaniałe widoki.

Wychodząc z lotniska w mieście Juliaca (niedaleko Puno)

czujemy uderzenie mroźnego powietrza i z trudem łapie-

my oddech. Choroba wysokościowa nie była przesadą!

Jesteśmy trochę przestraszeni, ale upewniwszy się, że

ciągle oddychamy, wsiadamy w autobus, który wiezie nas

do Puno.

W nocy w hostelu dokucza nam zimno i zadyszka. Jesz-

cze przez dwa kolejne dni będziemy odczuwali efekty tak

drastycznej zmiany klimatu.

Przed południem razem z innymi turystami wsiadamy na

statek, który ma zabrać nas na wyspę Taquile na jeziorze

Titicaca (zamierzamy spędzić tam 3 dni). Po drodze zwie-

dzimy słynne Islas Flotantes de Uros (Pływające Wyspy

ludu Uru).

Indianie Uru zamieszkiwali wyspy jeziora Titicaca od ty-

siącleci, zanim kilkaset lat temu najechali na nich Inkowie.

By bronić się przed najeźdźcami, Uru wybudowali na je-

ziorze sztuczne wyspy z trzciny i zamieszkali na nich. Do

dziś na pływających wyspach Titicaca mieszka kilkuset

mieszkańców, mówiących w językach Uru i Aymara (ję-

zyk plemienia, z którym się przemieszali). Na wyspach

podobno są szkoły podstawowe, małe sklepiki a nawet

rozgłośnia radiowa dla mieszkańców.

Kiedy jednak zwiedzamy jedną z wysp Uros, staje się dla

nas pewne, że tradycja ludu Uru jest sztucznie podtrzy-

mywana, by przyciągnąć turystów. Wszystko na wyspie

jest przesadnie zadbane, kolorowe a kobiety i dzieci aż

27

Page 29: shot.mag.4

PALCEM PO MAPIE

28

Page 30: shot.mag.4

kleją się do przybyłych, by sprzedać im ręcznie robione

pamiątki. Nic dziwnego; mieszkańcy wysp utrzymują się

jedynie z rybołówstwa i turystyki. Jednak to właśnie tu-

rystyka ostatecznie niszczy kulturę ludu Uru i sprawia, że

codziennie muszą odgrywać ten sam spektakl przed ko-

lejnymi zwiedzającymi.

Przewodnik, który oprowadza nas po wyspie, opowiada

nam o tradycjach Uru. Podobno robienie na drutach to

u nich tradycyjne męskie zajęcie. Każdy młody chłopak,

zanim się ożeni, musi udowodnić, że jest mężczyzną: zro-

bić dla przyszłej żony czapkę lub sweter na drutach. Za to

kobiety często zajmują się czynnościami, wymagającymi

sporego wysiłku fizycznego. Przewodnik wskazuje na pły-

nącą łódź, w której płynie spokojnie siedzący mężczyzna,

a wiosłuje kobieta. I co wy na to, drogie czytelniczki?

Kiedy budzimy się rano na wyspie Taquile, nareszcie robi

nam się ciepło. Mimo zaledwie 15 st. C. słoneczko dosyć

mocno przygrzewa. Noc spędziliśmy w gospodarstwie

agroturystycznym, prowadzonym przez starsze, indiań-

skie małżeństwo.

Śniadaniowe menu jest podobne do tego, co jedliśmy

w dżungli: ryż, ryba, gotowane banany. Do picia dostaje-

my napar z koki. Ten tradycyjny napój mieszkańców An-

dów nieprzerwanie budzi wielkie emocje u pijących go

Europejczyków. Zastanawiamy się przez chwilę, czy po

wypiciu herbatki będziemy na haju… Niepotrzebnie. Ow-

szem, to właśnie z koki, w procesie chemicznym, uzyskuje

się kokainę. Jednak napar z liści koki nie wywołuje efek-

tów narkotycznych. Jest to wzmacniający napój, idealny

do picia w ostrym klimacie Andów.

Wyspy jeziora Titicaca nazywane są stolicą peruwiańskie-

go folkloru. No i mamy szczęście. Wczoraj zaczęły się ob-

chody corocznego, tygodniowego święta patrona wyspy

„Fiesta de San Santiago”. To święto ku czci chrześcijań-

skiego patrona organizowane jest w miejsce tradycyjne-

go, pogańskiego święta składania ofiar bogini Pachama-

ma (Matce Ziemi). W centrum miasta odbywa się wielkie

świętowanie: jest głośna, tradycyjna muzyka i tańce.

Wszyscy mieszkańcy ubrani są w odświętne, tradycyjne

stroje. Całe dwa dni spędzamy razem z mieszkańcami ba-

wiąc się, jedząc i pijąc a piękna, tradycyjna muzyka dźwię-

czy nam w uszach nawet w nocy. Szkoda, że nie możemy

zostać tu na cały tydzień.

Page 31: shot.mag.4

Powrót statkiem do Puno trwa około 4 godzin. Cieszymy

się widokiem zielono-błękitnego jeziora na tle bezchmur-

nego nieba, wdychamy czyste, zimne powietrze i obser-

wujemy pasące się w oddali lamy.

Wieczorem, już w Puno, wybieramy się na kolację do

lokalnej restauracji. Jednym z głównych przysmaków

w menu jest… pieczona świnka morska z ziemniakami

i surówką. Nie jesteśmy zaskoczeni, bo już wcześniej sły-

szeliśmy, że świnka morska należy do tradycyjnych peru-

wiańskich potraw (przez wieki zwierzęta te występowały

tylko w Ameryce Południowej, nic więc dziwnego, że się

nimi żywiono). Jednak, kiedy kelner przynosi zamówioną

przez nas potrawę, robi mi się słabo: świnka morska zo-

stała upieczona i podana z pyszczkiem i z ząbkami. Całe

szczęście, że zamówiliśmy tylko jedną porcję. Długo się

zastanawiam, zanim biorę kęs tego mięska do ust: smaku-

je nie najgorzej, ale te ząbki na talerzu… Zostawiam resz-

tę dania Radkowi, który z niepewną miną wciska w siebie

zaledwie połowę porcji. Zamawiamy dwie porcje „Pisco

Sour” (drinka na bazie peruwiańskiego brandy), żeby jak

najszybciej wymazać z pamięci żałosny widok biednej

świnki na talerzu.

Jutro kończy się nasza peruwiańska przygoda. Rozpoczy-

namy trzydniową drogę powrotną do domu prowadzącą,

dosłownie, przez pół świata.

Page 32: shot.mag.4

ILONAFELICIANSKAfoto JACEK RĘKAS www.rekasjacek.plmodel ILONA FELICJAŃSKAstyle PAULINA SZUMOTALSKAmake up & hair MAGDALENA SROKAnails: MARCELINA MICEK www.marce7ina.blogspot.com

dress: HI END / belts: Miss Malwia Accessories / bracelets: Roboty RÍczne

31

Page 33: shot.mag.4

ILONAFELICIANSKA

32

Page 34: shot.mag.4

dress: Aleksandra Kucharczyk / belts : Miss Malwia Accessories

dres

s: A

leks

andr

a K

ucha

rczy

k /

belt

s: M

iss

Mal

wia

Acc

esso

ries

Page 35: shot.mag.4

dres

s: A

leks

andr

a K

ucha

rczy

k /

belt

s: M

iss

Mal

wia

Acc

esso

ries

Page 36: shot.mag.4

dress: HI END / jewellery: Agata Bieleń / belts: Miss Malwia Accessories

skir

t an

d bl

ouse

: Ale

ksan

dra

Kuc

harc

zyk

/ co

llar

and

brac

elet

s: M

iss

Mal

wia

Acc

esso

ries

/ w

atch

: Loc

man

Lat

in L

over

/ s

hoes

: Jeff

rey

Cam

pbe

Page 37: shot.mag.4

skir

t an

d bl

ouse

: Ale

ksan

dra

Kuc

harc

zyk

/ co

llar

and

brac

elet

s: M

iss

Mal

wia

Acc

esso

ries

/ w

atch

: Loc

man

Lat

in L

over

/ s

hoes

: Jeff

rey

Cam

pbe

Page 38: shot.mag.4
Page 39: shot.mag.4

dres

s: H

I EN

D /

jew

elle

ry: A

gata

Bie

leń

/ be

lts:

Mis

s M

alw

ia A

cces

sori

es

skirt and blouse: Aleksandra Kucharczyk / collar and bracelets: Miss Malwia Accessorieswatch : Locman Latin Lover / shoes: Jeffrey Campbell

Page 40: shot.mag.4
Page 41: shot.mag.4

colla

r: M

iss

Mal

wia

Acc

esso

ries

dress: H&M / collar: Miss Malwia Accessories / shoes: AGA PRUS handmade shoes

40

Page 42: shot.mag.4

necklaces: Agata Bieleń / Miss Malwia Accessories41

Page 43: shot.mag.4

necklaces: Agata Bieleń / Miss Malwia Accessories

dress: HI END / belts: Miss Malwia Accessories / shoes: Jeffrey Campbell

42

Page 44: shot.mag.4

collar : Miss Malwia Accessories / dress: H&M43

Page 45: shot.mag.4

dress: HI END / jewellery: Agata BieleÒ / belts: Miss Malwia Accessories

Page 46: shot.mag.4
Page 47: shot.mag.4

dress: HI END / jewellery: Agata Bieleń / belts: Miss Malwia Accessories

Page 48: shot.mag.4

TOP BLOG

Page 49: shot.mag.4

rozmawiała ANNA SZYMAŃSKA

Page 50: shot.mag.4
Page 51: shot.mag.4
Page 52: shot.mag.4

Jak zaczęła się Twoja przygoda z blogowa-niem?

Moja przygoda z blogowaniem zaczęła się bardzo spon-

tanicznie. Od zawsze marzyłem o prowadzeniu bloga,

o dzieleniu się z innymi moimi stylizacjami, moim spoj-

rzeniem na świat mody. Pragnąłem wtajemniczać innych

w moje życie, które w całości jest związane z modą. Pew-

nego felernego dnia, kiedy nie ogarniała mnie sprzyjająca

aura, usiadłem wygodnie przed notebookiem i rozpoczą-

łem przygodę z Fashionable Innovations.

Czym dla Ciebie jest Twój blog?

Blog jest dla mnie prawie wszystkim. Kocham pisać nowe

posty, chodzić na zdjęcia w swoich stylizacjach - to już

przybrało pewnego rodzaju rytuał. Prowadzę swojego

bloga dopiero od kilku miesięcy i nie sądziłem, że zosta-

nie tak dobrze odebrany. Dostaję mnóstwo wiadomości,

kilka razy moi zagraniczni czytelnicy, będąc w Warszawie,

zapraszali mnie na spotkanie - to bardzo miłe! Blog dał

mi także sporo ważnych kontaktów z zagranicznymi pro-

jektantami, amerykańskimi agencjami, a także firmami,

z którymi współpracuję. Ogromnie cieszę się, że codzien-

nie mojego bloga odwiedza sporo osób ze Stanów, Au-

stralii czy nawet Zjednoczonych Emiratów Arabskich.

Mój blog jest dla mnie pewnego rodzaju wizytówką. Na

co dzień pracuję jako stylista i personal shopper, a blog

pomaga mi w pozyskiwaniu nowych klientów.

Aby przełamać nieco stereotypy i pokazać facetom, że można prowadzić modowego bloga, postanowiłam do tej rozmowy zaprosić osobę, która wśród wielu ludzi może wzbudzać kontrowersje! I dobrze! Adam, znany nam jako Fashionable Innovations, urzekł mnie swoją osobą nie tylko poprzez to, co robi, ale poprzez to kim jest! Adama miałam okazję poznać podczas ostatniego Fashion Weeka w Łodzi. To niesamowity człowiek, którego pasją jest moda. To, co robi jest szczere, prawdziwie i zachwycające. A stylizacje!?! Musicie zobaczyć sami na blogu http://fashionableinnovations.blogspot.com! Tymczasem zapraszam Was na wywiad z Adamem! Naszym zdaniem to ewidentnie TOP BLOG nie tylko tego miesiąca, ale ever!

Co chcesz przekazać poprzez swojego bloga innym?

Poprzez swojego bloga chcę pokazać innym mój styl

i przełamać wszelkie stereotypy o tym, że tylko kobiety

mogą interesować się modą i wyrażać siebie poprzez

ubiór. Chciałbym, aby więcej polskich mężczyzn ekspe-

rymentowało w doborze stroju, żeby nie bali się bawić

fakturą i kolorem! Chcę dzielić się z innymi swoimi poglą-

dami na temat świata mody, ludzi z tej branży, a także

relacjonować eventy związane z modą.

Zainteresowanie modą to hobby czy styl życia?

Moje całe życie jest związane z modą - interesuję się nią

od dzieciństwa. Pamiętam, gdy jako dziecko oglądałem

z moim Tatą Fashion TV. Mój Tato podziwiał zgrabne syl-

wetki u kobiet, a ja ich kreacje. Zawsze lubiłem zwracać

na siebie uwagę znajomych poprzez mój charakterystycz-

ny wizerunek. Dodatkowo, jak już wspomniałem, pracuję

jako stylista. Uważam, że moda to jak najbardziej styl ży-

cia. To nie tylko modne ubrania, ale także inne sfery życia;

poszukiwanie inspiracji podczas podróży, codziennego

życia, odkrywanie nowych miejsc, rozmawianie z cieka-

wymi ludźmi.

Jakie jest Twoje największe modowe marze-nie?

Moje największe modowe marzenie to stylizacja modeli

51

Page 53: shot.mag.4
Page 54: shot.mag.4

do sesji zdjęciowych dla zagranicznych, branżowych ma-

gazynów. Mogę tylko zdradzić małą tajemnicę, że powoli

zaczynam osiągać swoje marzenie. Chciałbym wyjechać

do Nowego Jorku. Jestem bardzo zdeterminowany, by to

pragnienie się spełniło.

Czym się kierujesz tworząc swoje stylizacje?

Wybierając swoje stylizacje kieruję się głównie emocja-

mi, które mi wówczas towarzyszą. Często przebieram się

kilka razy dziennie, dzięki czemu żyję w zgodzie ze sobą.

Jeśli na przykład, za oknem jest szaro, deszczowo to za-

zwyczaj wybieram kolorowe zestawy, które nie pozwala-

ją mi popaść w chandrę. Najpiękniejsze w modzie jest to,

że mogę zmieniać się w zależności od ubrań i dodatków.

Czasami znajomi nie poznają mnie na ulicy, ponieważ jed-

nego dnia mam na sobie barwną stylizację, a następnego

skórzane spodnie i dużo ciężkiej biżuterii. Dla mnie moda

zawsze była i będzie zabawą, w której czuję się znakomi-

cie.

Co Cię inspiruje? Jak opisałbyś swój styl?

Inspirują mnie przede wszystkim ludzie, których co-

dziennie mijam na ulicach. Zdarzają się sytuacje, w któ-

rych zaczepiam przechodniów i chwalę ich za stylizację.

Uwielbiam także chodzić na wernisaże, pokazy mody, po

których jestem naładowany świeżymi pomysłami, inspira-

cjami, które przenoszę później na własne kreacje. Bardzo

często przeglądam zagraniczne magazyny modowe, ko-

cham szczególnie te japońskie, które są kopalnią inspira-

cji.

Mój styl to przede wszystkim eksperymenty! Kocham

kolorowe garnitury, lubię grunge’owe swetry i ciężką,

rockową biżuterię. Nie jestem wierny jednemu kierun-

kowi. Uważam, że dobry styl polega na byciu otwartym

na modowe szaleństwa. Nie lubię ślepo podążać za tren-

dami, czasami lubię założyć to, w czym czuję się dobrze.

Mój sposób ubierania się wyraża moją osobowość, mój

charakter!

Rzecz, której nigdy nie pozbyłbyś się ze swo-jej szafy to...

Okulary przeciwsłoneczne!

Twoim modowym guru jest…? Dlaczego?

Moim największym modowym autorytetem jest Marc Ja-

53

Page 55: shot.mag.4

cobs. Mimo, że nie pochodził z bogatej rodziny, prowadził

skromne życie, jako nastolatek stał się jednym z najbar-

dziej znanych światowych kreatorów mody. Marc Jacobs

już jako 16-latek miał określony cel w życiu, był bardzo

zaradny i zdeterminowany, żeby osiągnąć sukces. Ciężka

praca, rezygnacja z życia osobistego dały mu wysoką po-

zycję na rynku mody. Poza tym Jego kolekcje – zawsze

jestem nimi zachwycony. Chciałbym Go kiedyś poznać.

Gdzie najczęściej robisz zakupy?

Zakupy najczęściej robię w second-handach. Bardzo czę-

sto do nich zaglądam, niektóre ekspedientki z warszaw-

skich sklepów zwracają się do mnie po imieniu. Kocham

w tych sklepach to, że mogę znaleźć oryginalne ubrania

za niską cenę. Lubię dokonywać zakupów w Internecie -

ostatnio bardzo tanio kupiłem świetną kurtkę znanego

australijskiego projektanta. Nie przepadam za sieciówka-

mi, a jeśli zdarzy mi się już tam coś kupić, to staram się

przerobić daną rzecz, abym oszczędził sobie spotkania

osoby w tej samej marynarce czy T-shirt’cie. Na szczęście

mam zaprzyjaźnioną, dobrą krawcową, która często szy-

je dla mnie różne rzeczy i potrafi spełnić moje przeróżne

fantazje.

Gdybyś trafił szóstkę w totka, jaki ciuch/do-datek kupiłbyś w pierwszej kolejności?

Jakbym trafił szóstkę w totka to z miejsca kupiłbym bilet

do Nowego Jorku, Barcelony i Paryża! Przez miesiąc ku-

powałbym buty, buty i jeszcze raz buty! I byłyby to projek-

ty od Christiana Louboutina i Johna Galliano!

Twój ulubiony trend w sezonie jesień/zima 2012 to…?

Jest ich sporo, jednak niektóre powtarzają się w poprzed-

nich, jesiennych trendach. Mnie osobiście bardzo podoba

się szaleństwo na punkcie burgundu. Niektórzy twierdzą,

że zazwyczaj w tym kolorze wygląda się staro! Bzdura!

Grunt to umiejętność łączenia barw i odpowiedni wybór

dodatków. Ja swoje nowo zakupione spodnie w tym od-

cieniu zamierzam połączyć z miętowym swetrem lub z so-

czyście pomarańczową koszulą. Bardzo podobają mi się

burgundowe damskie płaszcze od Miu Miu, które stoją na

pograniczu kiczu i klasyki.

Jesteś zakupoholikiem?

Strasznym! Ostatnio kupiłem 3 pary butów w ciągu jed-

nego dnia! Z second-handów wychodzę z wypchanymi

torbami, a kurier bywa u mnie średnio raz w tygodniu

z nową paczką dodatków lub okularów. Każdy mój wy-

jazd wiąże się z dodatkowymi kosztami przeznaczonymi

na zakupy. Lubię zakupy w Berlinie, jednak w przyszłym

roku zamierzam polecieć do Nowego Jorku i na kilka lub

kilkadziesiąt chwil zapomnieć się. Lubię także kupować

ubrania dla swoich bliskich i sprawia mi to niesamowitą

radość.

Page 56: shot.mag.4

8

INSPEKTOR GADŻET

1

2 4

7

56

Kobieta zmienną jest, oj tak! Jak więc dogodzić naszym gustom? Śmiem twierdzić, że się nie da, dlatego ten dział to mieszanka styli, upodobań, marek, bo jedno jest pewne! Każda z nas prędzej czy później znajdzie coś dla siebie. Bo kto jak nie my Kobiety wie lepiej czego nam trzeba!

3

9

55

Page 57: shot.mag.4

14

INSPEKTOR GADŻET

1. T-shrit Rina Cossack 2. www.rinacossack.com/home.php 3. Lampa www.design-kare.pl 4. Broszka www.patrizia-pepe.pl/sklep 5. Torba www.Fleq.pl 6. Płaszcz www.pandzior.pl 7. Zegarek www.dorismartin.pl 8. Sushi www.kofuku-sushi.pl 9. Buty www.fleq.pl 10. Bluzka www.kartus.com 11. Zegar www.calvado.pl 12. Krzesło www.nowystylgroup.com 13. Mucha www.xooxoo.pl 14. Tuba / komin www.cado.pl 15. Majtki www.hm.com 16. Naszyjnik www.ememszop.pl 17. Torba www.jellyshop.eu

10

15

16

11

12

13

56

Page 58: shot.mag.4

www.facebook.com/LolitaAccessories.Wroclaw

Page 59: shot.mag.4

foto ALEKSANDRA MACEWICZ EMEY STUDIOmodel OLGA LEWANDOWSKA MULLAN STYLEstyle ANNA MAKSYMIUK-SZYMAŃSKAmake up ANITA BOHAREWICZclothes PANDZIOR.PLshoes STYLOWEBUTY.PLbiżu LOLITA ACCESSORIES, XOOXOO.PL

58

URBAN STYLE

Page 60: shot.mag.4
Page 61: shot.mag.4
Page 62: shot.mag.4
Page 63: shot.mag.4

62

Page 64: shot.mag.4

63

Page 65: shot.mag.4

64

Page 66: shot.mag.4
Page 67: shot.mag.4

URBANSTYLE

jesień/zima 2012

www.nessi.com.pl

Page 68: shot.mag.4

67

Page 69: shot.mag.4

BLOGOWANIEZA KASĘtekst KAROLINA WASILEWSKA

Czy jestem dzieckiem z gimnazjum? Nie. Skoro jednak tak

uważacie, to dlaczego przejmujecie się opinią gówniary?

Dlaczego krytykę pod Waszym adresem odbieracie jako

hejterską paplaninę? Nie przymierzając, jak Charlize My-

stery, z której wiele z Was drwi? Już mówię. Bo jest w tym

ziarnko prawdy, z którym nie potraficie się pogodzić,

a że najlepszą obroną jest atak, niepochlebne artykuły

na Wasz temat są słabe, nudne, wtórne oraz pisane pod

wpływem złego humoru, ewentualnie kompleksów. Tak,

jak pewnie ten.

Od wielu lat jestem PR-owcem, od przynajmniej roku od-

pieram ataki blogerek chcących po kosztach uzupełnić

swoją garderobę o nowe dodatki. Ich maile do różnych

marek wyglądają mniej więcej tak:

„Mam na imię X. Prowadzę bloga Y. Chciałabym nawiązać

z Państwem współpracę barterową. Bardzo podobają mi

się zwłaszcza dwie torebki – A i B. Mogłabym zrobić z nimi

stylizacje. Proszę o kontakt.”

Firmy kosmetyczne oraz odzieżowe codziennie spamowa-

ne są tego typu mailami. I tu uwaga – blogerki recenzujące

książki działają na podobnych zasadach, czasem bywają

bardziej natrętne. Wysyłają maile do wydawnictw, nawet

nie prosząc, a domagając się konkretnych książek. Inte-

resowne? Bardzo. Tak samo, jak ich zajmujące się modą

koleżanki (te potrafią chodzić po sieciówkach domagając

się zniżek, bo przecież promują ich rzeczy u siebie na blo-

gu i coś im się za to należy!). Zaznaczam przy tym, że nie

mam na myśli dziewczyn, które rozpoczęły blogowanie

z pasji, najpierw wyrobiły sobie wizerunek i markę, a do-

piero później zaczęły myśleć o współpracy komercyjnej.

Bo blog to praca. Zarabianie na nim to coś naturalnego,

o ile nie przesłania misji, czyli chęci dzielenia się z czytel-

nikami swoją wiedzą i doświadczeniem, o ile nie zamienia

bloga w jeden wielki słup ogłoszeniowy. Bannery rekla-

modawców to jedno. Można do nich przywyknąć. Wciska-

nie jednak czytelnikom kitu, że produkt danej marki jest

jedyny w swoim rodzaju, że jest niezastąpiony i że musisz

go mieć, to cios poniżej pasa sprawiający, że dana bloger-

ka traci na wiarygodności. Przykładem takiego antybloga

jest ten prowadzony przez Charlize Mystery, blogerkę

z długoletnim stażem, która nie pozostawia nam żadnych

złudzeń – bloga prowadzi dla kasy, darmowych ciuchów

oraz Domestosa. Dodajmy, że ma problemy ze zrozumie-

niem podstaw deklinacji, gramatyki oraz ortografii, a każ-

dy nieprzychylny komentarz kasuje. Ups! Tego artykułu

nie usunie jednym kliknięciem myszki!

Nie wrzucam wszystkich blogerek do jednego worka i na pewno nie jestem do nich uprzedzona. Uważam wręcz, że niektóre blogi naprawdę warto przeglądać. Nie chcę nikogo demotywować, bo prowadzenie bloga to naprawdę świetna sprawa, pod warunkiem, że nie robi się tego tylko i wyłącznie po to, by na nim zarabiać.

68

Page 70: shot.mag.4

Czy to właśnie ona sprowadziła młode pokolenie bloge-

rek na złą drogę? Może, ale nie tylko. Obawiam się, że

duża też w tym zasługa Alice Point, Jessy Mercedes czy

Maffashion. Chodzi oczywiście o sławę, jaką przyniosło

im blogowanie. Alice Point została ostatnio ambasador-

ką marki American Eagle. Maff pojawiła się w kampanii

promującej linię jedwabnych koszulek z nadrukami marki

RINA COSSACK. Jessy zaproszono do Berlina na event pt.

„Bloggers Apartment”. Team Zalando zaprosił najlepsze

bloggerki poszczególnych krajów np.  Trine  z Danii,  Kristi-

nę z Szwajcarii oraz kilka bloggerek z Niemiec do Berlina

do apartamentu, który specjalnie dla nas urządzili i wypeł-

nili meblami w różnych stylach, makijażystkami, fryzjerka-

mi, fotografami, grafikami, nawet kucharzami i kelnerami,

a przede wszystkim ubraniami i dodatkami z ich najnow-

szej kolekcji jesień/zima 2012. – pisała podekscytowana

Mercedes. Jakby tego było mało to właśnie ona, dzięki

wsparciu swoich fanów, wygrała wycieczkę na Nowojor-

ski Tydzień Mody, organizowaną przez portal Fashiolista.

com. Żyć, nie umierać. Sława, pieniądze (w grę wchodzą

naprawdę duże sumy, które blogerki każą sobie płacić

m.in. za zorganizowane konkursu), super wycieczki i dar-

mowe ciuchy. Istny raj na ziemi!

To także motor napędzający większość młodych dziew-

czyn do zakładania blogów. Ach, jak fajnie byłoby gościć

na kanapie Dzień Dobry TVN, pojawić się na otwarciu

American Eagle u boku polskich celebrytek albo polecieć

do Nowego Jorku! Można, czemu nie, jeśli ktoś o tym

marzy? Żadna z tych dziewczyn nie osiągnie jednak tego,

jeśli będzie ubierała się w te same trendy szmatki, co

99,9% innych blogerek, nie zadba o poziom merytorycz-

ny swojego bloga, nie znajdzie sposobu na to, żeby się

wyróżnić (konkurencja jest naprawdę spora!), a ponadto

będzie sprzedawać się za drukarkę, aparat czy środki czy-

stości. Pisanie sponsorowanych notek jest dość nagmin-

ne. Taki chałupniczy marketing, który skutecznie psuje

rynek i utrudnia blogerkom z większym stażem, albo po

prostu lepszym blogiem, współpracę z różnymi markami,

a także zabija pierwotny sens blogosfery. Bo jak nazwać

opiniotwórczym medium dziewczyny, które zaprzedają

duszę rozmaitym koncernom w zamian za ich produkty?

Przecież z góry wiadomo, że będą to najlepsze produkty

pod słońcem, niezależnie od tego, czy rzeczywiście zo-

stały poddane domowym testom czy nie. I tu kłaniam się

nisko blogerkom urodowym, które zrobią wszystko dla

nowej pomadki Chanel, kremu Nivea a nawet kosmety-

ków marki Ziaja, dostępnych w drogeriach w naprawdę

przyzwoitych cenach. Dziewczyny, brawo, nikt nie zorien-

tuje się, że mając te naście lat zrecenzowałyście krem na

zmarszczki za kasę!

Wg Bloomberg Businessweek Polska specjaliści od me-

diów społecznościowych przestali zachwalać promowa-

nie marek w blogosferze, ponieważ jak twierdzi Anna

Robotycka z FaceAddicted – Rosnącym problemem jest to,

że biorą oni udział w tak wielu często niedopracowanych

akcjach, że tracą unikalność. Jan Namedyński, szef social

media i partner w agencji Red8 Digital, mówi wprost

– Krótkoterminowa współpraca ma mało sensu, krótkie

konkursy mają mało sensu, współpraca z jednym bloge-

rem często też ma mało sensu. Winę za ten stan rzeczy

ponoszą nie tylko marki, ale też blogerki. Nie wiem więc

do kogo swe słowa kieruje Charlize Mystery, która w ar-

tykule zatytułowanym „Kampanie promocyjne w blogos-

ferze”, pisze: Czytelnicy o wiele bardziej łaskawym okiem

patrzą na reklamę na blogach niż w telewizji. Widzą, że

produkty testują „zwykłe” osoby, które są takie jak oni i tak

naprawdę każdy z nich może sobie na nie pozwolić. Ważne

jest zaufanie, którym obdarza się blogerów. Czytelnicy wie-

dzą, że blogerzy nie oszukają ich próbując wcisnąć coś na

siłę. Odbiorca sam decyduje jaki produkt go zainteresował.

Ma rację, blogerki nie wciskają nic na siłę. Po prostu nie

są opiniotwórcze i kropka. Nieudolnie i często nachalnie

promują otrzymane w barterze produkty, tym samym

zniechęcając do ich kupna. Marki czym prędzej powinny

położyć temu kres!

Modowe klony ubierające się za barter w coś, co nie od-

daje ich stylu czy charakteru. Ważne, że za darmo. Ewen-

tualnie ubierające się tak po to, żeby zwrócić na siebie

uwagę popularnych marek, które chętnie wchodzą we

współpracę. Właśnie tak postrzegam większość bloge-

rek. To widać, zwłaszcza wtedy, gdy szesnastolatka stara

się nas usilnie przekonać, że nie może żyć bez szpilek, że

nosi je codziennie i to bez przerwy. Do szkoły też?

Blog naprawdę nie może być maszynką do zarabiania

pieniędzy. I właśnie to musicie zrozumieć. Wchodząc we

współpracę reklamową za pieniądze, musi to być coś, na

co same chętnie byście je wydały, co same byście sobie

chętnie kupiły, na co byłoby Was stać. Czytelnicy nie są

tacy głupi, jak Wam się wydaje, a to przecież dzięki nim

nabijacie sobie odsłony, pnąc się w górę i nawiązując co-

raz ciekawsze kontakty. Rozpoczynając swoją przygodę

z blogowaniem zarabianie traktujcie jako przyjemny sku-

tek uboczny, coś, co sprawi, że w przyszłości blog stanie

się Waszym sposobem na życie. Nic na siłę i trochę god-

ności. Marki same się do Was odezwą, jeśli blog, który

69

Page 71: shot.mag.4

prowadzicie, uznają za ciekawy i wartościowy.

I jeszcze jedna rzecz. W ustawie o VAT istnieje zapis, że

wartość przekazywanych kontrahentowi przez firmę pre-

zentów w ciągu roku, nie może przekraczać kwoty 100

PLN. Ten zapis jak najbardziej dotyczy także blogerów.

Jestem więcej niż pewna, że promując otrzymane w bar-

terze buty DeeZee, ciuchy Romwe czy Asosa, a nawet

testując przyprawy Kamisa, bo i tak rzeczy się zdarzają,

znacznie przekraczacie tę sumę, a to oznacza, że możecie

ściągnąć na siebie Urząd Skarbowy. Czy warto? Jeśli nie

macie pomysłu na bloga, wiedzy czy barwnej osobowości

istnieje mała szansa, że uda się Wam przebić, jeśli to jest

Waszym głównym priorytetem. Niczego nie osiągnięcie,

jeśli będziecie myśleć tylko i wyłącznie o szybkim zysku.

Bo kto tu jest frajerem, skoro za przysłowiowy zegarek

organizujecie danej marce kampanię wartą kilka tysięcy,

o czym zresztą wspominała Fashionelka? Cóż. Jak sobie

pościelicie, tak się wyśpicie, a że nie potraficie odpowied-

nio się za to zabrać, nie dziwcie się, że we wszystkim, co

robicie, czytelnicy węszą reklamę, która zniechęca do

przeglądania Waszych blogów i sprawia, że jesteście od-

bierane tak a nie inaczej. Sprzedajne, interesowne, nudne

klony. I tyle w tym temacie!

P.S. Zachęcam do przeczytania artykułu Internetowe kre-

atorki mody (drugi numer SHOTA!)

70

Page 72: shot.mag.4

Blouse Bershka / Shorts H&M / Boots Camaieu / Ring H&M / Belt ZARA / Necklace House / Bracelet Bershka

Page 73: shot.mag.4

foto MIRELLA SZYMONIAKAssistant photographer WITALIS SZOŁTYSmodel KATARZYNA KMIOTEKfashion stylist ISLAND OF SOULSmake up & hair style KAROLINA KUTA

72

Page 74: shot.mag.4
Page 75: shot.mag.4

Swea

ter

H&

M /

Nec

klac

es M

ilan

Shop

/ R

ings

H&

M, V

inta

gesh

op.p

l

Swea

ter

H&

M /

Sho

rts

Riv

er Is

land

/ B

oots

Cam

aieu

/ N

eckl

aces

Mila

n Sh

op /

Rin

gs H

&M

, Vin

tage

shop

.pl

Page 76: shot.mag.4

Jacket Reserved / Necklace Cubus / Shorts TK Maxx / Backpack River Island / Boots Camaieu / Rings House, VintageShop.pl / Bracelets Stradivarius, New Look / Sunglasses H&M

Page 77: shot.mag.4

Jack

et R

eser

ved

/ N

eckl

ace

Cub

us /

Sho

rts

TK M

axx

/ R

ings

Hou

se, V

inta

geSh

op.p

l / B

race

lets

Str

adiv

ariu

s, N

ew L

ook

/ Su

ngla

sses

H&

M

Page 78: shot.mag.4

Shirt H&M / Shorts H&M / Belt ZARA / Rings Cubus, VintageShop.pl / Boots Camaieu / Necklaces House, Brandy Melville / Bracelet H&M

Page 79: shot.mag.4

Shirt H&M / Shorts H&M / Belt ZARA / Rings Cubus, VintageShop.pl / Boots Camaieu / Necklaces House, Brandy Melville / Bracelet H&M

Page 80: shot.mag.4

Shirt H&M / Ring VintageShop.pl / Necklaces House, Brandy Melville

79

Page 81: shot.mag.4

80

Page 82: shot.mag.4

Niech się dobrze nosi!Jeśli macie dodatkowe pytaniapiszcie: [email protected] Choć awangarda w życiu codziennym to już nie nowość,

na naszych ulicach nadal pojawia się zdecydowanie za

mało kolorowo ubranych ludzi. Nie będę oczywiście

dyskutować z trendami i gustami, ale zastanawiam się

dlaczego tak bardzo obawiamy się kolorów. Nawet ten

nasz nieszczęsny dress code wcale nie musi być szary

i ponury. Bawmy się kolorem i formą. Szczerze Was do

tego namawiam i właśnie dlatego proponuję tę oto nie-

konwencjonalną marynarkę. Nie jest to zwykły wytwór.

Forma standardowa, klasyczna, ale wykonana z materiału

patchworkowego, który możecie kupić np. w Ikei w celu

uszycia zasłon. Skąd taki pomysł? Moda jest tak różna

i dziwna, że trzeba się nią bawić!

CO ZA SZYCIE„Przeróbki, materiały, nowe stylizacje, dodatki – jak to zrobić? Tu znajdziecie porady krok po kroku, jak zmienić swoje stare ciuchy w nowe. Tylko my pokażemy Wam, jak szyć w domowych warunkach.”

81

Page 83: shot.mag.4

Szyjemy!

Marynarki nie uszyjemy bez gotowego wykroju i formy,

dlatego polecam skorzystać z gotowych rozwiązań np.

Burdy czy form dostępnych w sieci. Gdy zakupimy mate-

riał i będziemy miały gotową formę marynarki na własne

wymiary oraz wszystkie potrzebne dodatki krawieckie

– możemy szyć! Najprościej będzie zacząć od odrysowa-

nia poszczególnych części – przód, tył, rękawy, kołnierz,

wyłogi i wykończenia. Jeżeli korzystamy z gotowego wy-

kroju z Burdy, mamy tam wszystko idealnie i dokładnie

opisane: ile części potrzebujemy, ile musimy zostawić

na szwy. Kiedy już wszystko jest odrysowane i wycięte,

możemy połączyć wszystkie części szpilkami i po pro-

stu przymierzyć marynarkę. Dopiero wtedy widać, czy

wszystko jest w porządku. Jeśli dobrze wycięliśmy formę

marynarka będzie leżała idealnie. Jeśli ręka nam nieco za-

drżała i coś źle wycięliśmy, marynarka będzie się marsz-

czyła. Wtedy musimy ingerować na tak zwanego „żywca”.

Modelowanie przestrzenne to forma, którą lubię najbar-

dziej. Nie lubię bawić się w gotowe formy, wolę szaleć

z materiałem na manekinie. Niestety nie da się tak ze

wszystkim i tak jest właśnie z marynarką. Musimy też pa-

miętać o zaszewkach. Jeśli nie jest to marynarka a’la mę-

ska – zaszewki oraz wcięcie w talii będą konieczne. Moim

zdaniem najlepiej zaznaczyć je właśnie na manekinie. Gdy

to zrobimy, otrzymamy gotowy produkt – dobrze skrojo-

ny, połączony, przymierzony. Wszystko się zgadza, więc

możemy szyć!

Najpierw proponuję zszyć rękawy (prawy i lewy), kołnierz

i tył, jeśli składa się z dwóch części a następnie przód

z tyłem, czyli boczne szwy. Kiedy już to zrobimy, zabie-

ramy się za przyszycie rękawów do korpusu. Pamiętajmy

o główce rękawa, musimy tam naddać nieco materiału,

aby dobrze układała się na ramieniu. Kolejnym krokiem

jest przyszycie kołnierza. Z tym jest najwięcej roboty,

wszystko musi być idealnie zszyte, co do milimetra. Gdy

już to zrobimy (prując przy okazji wszystko przynajmniej

z 10 razy :D), zostanie nam tylko wykończenie. Albo uży-

wamy w tym celu podszewki (wyższa szkoła jazdy, nie

radzę), albo wykańczamy po swojemu. Ja proponuję po

prostu podwinięcie rękawów i przestebnowanie, to samo

z dołem marynarki. Szwy można zakryć tasiemką. Mo-

żemy ją przymocować za pomocą taśmy klejącej, taśmy

bezbarwnej dwustronnej do materiałów albo po prostu

zrobić lamówkę. Najwięcej zabawy jest z wykończeniem

kołnierza, który musi mieć odszycie, dzięki temu będzie

wyglądał dobrze i estetycznie.

No i jest! Tak uszyta, oczywiście dobrze wyprasowana

również w trakcie szycia marynarka wędruje do pralki!

(pamiętajmy o zaprasowywaniu szwów; materiał pa-

tchworkowy jest gruby, więc nie możemy sobie pozwolić

na odstające szwy, będzie to wyglądało mało estetycz-

nie). Później gotowy produkt jeszcze raz dobrze prasuje-

my, utrwalamy formę. Na koniec nie pozostaje nam nic

innego, jak tylko się nią cieszyć i pokazywać znajomym!

Ok, wiem, pewnie teraz myślicie sobie ‘łatwo jej mówić’.

Ale wierzcie mi to nie jest takie trudne, jakby się mogło

wydawać! Wystarczy dobra rada, dobra gotowa forma,

świetny materiał, dodatki i masa cierpliwości. To jest

najważniejsze! Jeśli nie spróbujecie, nie przekonacie się,

czy Wam wyjdzie, czy nie. Nawet jeśli pierwsza będzie

nieco krzywa, nie zniechęcajcie się. Zawsze możecie po-

wiedzieć, że to fantazja projektanta i tak właśnie miało

być :D Liczy się Wasze zadowolenie i włożony trud, bo nie

sposób kupić sobie kolejną marynarkę w sieciówce i wy-

glądać w niej jak reszta osób na ulicy!

A na koniec zdradzę Wam jeszcze jeden fajny pomysł na

uszycie marynarki. Kupcie w second handzie marynarę

w swoim rozmiarze, ale taką za 2 zł, której nie będzie

Wam szkoda i sprujcie ją. W ten sposób otrzymacie go-

towy wykrój marynarki na własne wymiary. Przy okazji

prucia zobaczycie też, jak była uszyta. Lepszego sposobu

nie ma!

Życzę powodzenia i wytrwałości, bo marynarka jest za-

raz obok koszuli męskiej i płaszcza najtrudniejsza, ale jak

już ją uszyjecie, to niestraszne Wam będą np. spodnie :D

I niech się dobrze nosi!

A jeśli macie pytania, albo uszyliście coś ostatnio i chcie-

libyście się tym pochwalić, wysyłajcie zdjęcia, chętnie po-

każemy je na łamach SHOTa. Piszcie na kontakt@emem-

szop.pl

CO ZA SZYCIE

82

Page 84: shot.mag.4

83

Page 85: shot.mag.4

rozmawiała ANNA SZYMAŃSKA

84

Page 86: shot.mag.4

Wymyślne, innowacyjne, zaskakujące! Takie właśnie są produkty nowej marki, która pojawiła się w sieci stosunkowo niedawno a mimo to dość szybko zyskała duże grono fanów i wielbicieli! I nie ma się co dziwić, bo jak tu nie kochać butów?! Ja coś o tym doskonale wiem, bo sama ciągle powiększam swoją garderobę o kolejne buty, ale takich jeszcze nie mam! Moje oko przykuły zwłaszcza kozaki z ćwiekami na przodzie, ale tak naprawdę każdy model ma w sobie charyzmę, styl i emocje. Myślę, że każda z nas znajdzie coś dla siebie, a blogerki? Pokochają tę markę! Mowa oczywiście o Studded.pl, której właścicielką jest niesamowita Olga Kudryk. Zaciekawiona produktami tej marki postanowiłam się dowiedzieć czegoś więcej o samej Oldze i pomyśle na buty.

85

Kiedy zrodził się pomysł na markę?

Już jakiś czas szukałam sztybletów i oficerek, które wyróżniałyby się czymś z tłumu.

I wtedy wpadłam na pomysł zaprojektowania idealnych dla samej siebie. Efekt koń-

cowy spodobał się jednak nie tylko mnie, ale również rodzinie i znajomym.Wtedy

stwierdziłam, że warto pokazać mój pomysł dalej, bo może znajdzie się więcej entu-

zjastek, a jak się potem okazało również entuzjastów moich projektów :)

Page 87: shot.mag.4

Dlaczego właśnie buty?

Myślę, że nie bez znaczenia jest to, że obuwie, zaraz obok torebek, to moja ulubiona

część garderoby i naprawdę cały proces powstawania butów: od samego projektu aż

po gotowy produkt był dla mnie ogromną frajdą

Nie bałaś się wypuszczać na rynek tak odważnych butów?

W ogóle się nie zastanawiałam nad tym, czy te buty są zbyt odważne by wypuścić je

na rynek. Bardziej zależało mi na stworzeniu takich modeli, żeby każda z nas mogła

znaleźć ten idealny dla siebie.

Skąd czerpiesz inspiracje?

Na to pytanie nie umiem jednoznacznie odpowiedzieć, bo tak naprawdę inspiruje

mnie wszystko co nas na co dzień otacza.

Czy zdradzisz nam, jak wygląda proces tworzenia od pomysłu do gotowego produktu?

Najwięcej czasu zajmują projekty butów i rozplanowanie tego, jak to potem dokład-

nie wykonać. Powstanie jednej gotowej pary butów trwa kilka dni z racji tego, że

ćwieki są ręcznie wbijane. Niektóre modele wymagają sporego wysiłku, by wszystko

wyglądało jak należy.

A sama jakie buty wolisz? Trampki, botki, szpilki?

Lubię wszystkie buty, które wymieniłaś, ale szczerze mówiąc odkąd powstało Stud-

ded śmigam w swoich butkach prawie codziennie, bo są bardzo wygodne.

Twój ulubiony model Studded?

Mój ulubiony model to Spike.

Twoje największe marzenie związane z projektowaniem?

Podobno nie powinno zdradzać się marzeń a już tym bardziej tych największych, dla-

tego wolałabym zachować je dla siebie. Myślę, że Studded znalazło zainteresowanie,

odzew ludzi na temat butów jest wspaniały a to napędza mnie do dalszej pracy. Mam

jeszcze parę pomysłów w głowie i mam nadzieję, że z czasem uda mi się je zrealizo-

wać.

Czego Ci życzyć?

Przede wszystkim wytrwałości i pasji w tym co robię, bo myślę, że to wielkie szczęście

móc robić coś, co się lubi i do czego ma się pełne przekonanie.

86

Page 88: shot.mag.4

foto MACIEJ GAJDUR www.facebook.com/WroStreetFashion

87

Page 89: shot.mag.4

88

Page 90: shot.mag.4

MODNE MIEJSCA

89

CONCEPT STORErozmawiała ANNA SZYMAŃSKA

Page 91: shot.mag.4

MODNE MIEJSCA

Jak to się zaczęło? Skąd pomysł? I dlaczego Warszawa?

Zaczęło się od częstych biznesowych wyjazdów do Ko-

penhagi, wielkiej fascynacji skandynawskim designem,

zwróceniem szczególnej uwagi na duńską i szwedzką

ulicę oraz krążących po niej ludzi. Potem przyszło zainte-

resowanie niewymuszonym stylem ubrań, który jest tak

charakterystyczny dla znajdujących się na północy kra-

jów, prosty, ale zarazem fantastycznej jakości.

Nazwa Fiu Fiu – przypadek czy celowy za-bieg marketingowy?

Nazwa wymyślona została przez koleżankę, pracującą dla

jednej z agencji reklamowych. Był to strzał w dziesiątkę!

Co można znaleźć w Waszym concept sto-rze? Czy macie ulubione produkty?

Można u nas znaleźć przede wszystkim modę skandy-

nawską: ubrania, buty, torby, dodatki, biżuterię. Nasze

ulubione skandynawskie marki to przede wszystkim Hun-

kydory oraz Ilse Jacobsen z ich charakterystycznymi kalo-

szami robionymi pierwotnie dla duńskiego wojska z dwu-

dziestu siedmiu ręcznie składanych elementów, wzoru

chronionego znakiem patentowym. Mamy też młodą

markę z Norwegii – ChillNorway oraz szwedzką Rules by

Mary. Z czasem dołączyły do nas marki z innych krajów,

jak choćby francuski Leon & Harper. Zamawiamy tylko to,

co jest nam bliskie. Dzięki nam wiele naszych klientek od-

nalazło swój własny styl. Taki nasz mały sukces!

Skąd czerpiecie inspiracje?

Inspiruje nas wszystko, co ma niepowtarzalny, prosty, po-

nadczasowy styl w świetnej oprawie. Od lat inspirują nas

małe skandynawskie butiki. Znajdujące się w nich kolek-

cje składają się z młodych, niszowych i niepowtarzalnych

marek.

Do kogo kierujecie swoje produkty?

Nasze klientki to kobiety od 18 do 60 lat, nasze kolekcje

nie mają ograniczeń wiekowych.

Uważacie, że Polska jest przygotowana na pojechane, czaderskie miejsca?

Jak najbardziej! Dlaczego nie? Polska błyskawicznie się

zmienia i rozwija, a ludzie są coraz bardziej świadomi.

Tu, na miejscu, chcą mieć to samo, co mogliby dostać za

granicą. Doceniają wyjątkową oprawę każdego miejsca.

W końcu miło jest robić zakupy i spędzać czas w ciekawie

urządzonym wnętrzu pełnym wyjątkowych przedmiotów.

My takim miejscom kibicujemy!

Czy planujecie zawojować inne polskie mia-sta? Jeśli tak – to kiedy i jakie?

Na razie plan rozwoju dotyczy głównie internetu.

Co Was wyróżnia na tle innych concept sto-rów?

Wyróżniają nas marki, które sprzedajemy. Wyróżnia nas

fantastyczny pomysł na wystrój, który w ciągu ostatnie-

go roku zdobył już wiele międzynarodowych nagród. Nasi

architekci rozwijają się z nami, a my razem z nimi. Dzięki

nim i nam powstało miejsce, które jest absolutnie jedyne

w swoim rodzaju!

Każda kobieta ma hopla na punkcie swojego wyglądu, garderoby i mody, a jeśli jeszcze nie ma, to istnieje duża szansa, że dostanie go po zobaczeniu tego miejsca. W FiuFiu Concept Store można znaleźć między innymi modę skandynawską. Ubrania, buty, dodatki! Czym się wyróżnia na tle innych takich miejsc zapytacie? Fantastyczny wystrój i nietuzinkowe marki to tylko część tego, co znajdziecie w Fiu Fiu!

90

rozmawiała ANNA SZYMAŃSKA

Page 92: shot.mag.4
Page 93: shot.mag.4
Page 94: shot.mag.4
Page 95: shot.mag.4

foto ANABELL PHOTOGRAPHY (ANNA WRÓBEL)model JULIA CISZEWSKAmake up & style ANNA WRÓBELasystent KAROL WRÓBEL

94

Page 96: shot.mag.4

95

Page 97: shot.mag.4

96

Page 98: shot.mag.4

97

Page 99: shot.mag.4

98

Page 100: shot.mag.4

MAKE UPNiby go nie ma, a jest. Chodzi oczywiście o bardzo pro-sty, wręcz minimalistyczny makijaż, którego celem jest delikatne rozświetlenie twarzy, sprawienie, by wyglądała naturalnie i świeżo.

tekst ANITA BOHAREWICZfoto GRZEGORZ PAWŁOWSKImodelka KATARZYNA KUŹNIK

Przygotowanie twarzy rozpoczynamy od nałożenia kremu nawilżającego, a następnie podkładu, który nakładamy na całą twarz, szyję oraz dekolt. Wszelkie niedoskonałości przykrywamy korektorem.

Matowym cieniem zagęszczamy brwi i podkreślamy ich kształt. Aby nieco rozświetlić oko powiekę przykrywamy perłowym cieniem w naturalnym kolorze albo pigmentem (intensywność makijażu zależy oczywiście od ilości nałożo-nego pigmentu, żeby otrzymać naturalny look – używamy go w naprawdę małych ilościach).

Zewnętrzny kącik oka, tuż przy załamaniu powieki, przy-ciemniamy matowym, beżowym cieniem.

Przy zewnętrznym kąciku oka, wzdłuż górnej linii rzęs prowadzimy kreskę brązowym cieniem.

1

2

3

99

Page 101: shot.mag.4

MAKE UP Kreskę rozcieramy ku górze. Wzdłuż dolnej linii rzęs, również przy zewnętrznym kąciku oka, tym samym brązowym cieniem prowadzimy kreskę.

Rzęsy tuszujemy. Wewnętrzny kącik oka rozświetlamy jasnym cieniem.

Poliki konturujemy bronzerem. Usta malujemy błysz-czykiem albo pomadką w kolorze nude.

Podkład: Bourjois Healthy Mix, Korektor: NYX, Concealer Jar, Puder: Max Factor Professional Loose Powder, Brązowy cień do brwi oraz oka: Bobbi Brown (Mahogany 10), Pigment: MAC Mauvement, Beżowy cień do powiek: paletka Naked (kolor Naked), Jasny cień do rozświetlenia wewnętrznego kącika oka: paletka Naked (kolor Virgin), Tusz do rzęs: Rimmel Extra Super, Bronzer: no name, Błyszczyk: Bourjois Eau de gloss (12 moka frappé).

4 5

6

finallook

100

Page 102: shot.mag.4

foto JACEK RĘKAS / www.rekasjacek.plmodel ZOSIA & BART | GAGAMODELSstyle WILDFOX7 & FASHIONABLE INNOVATIONSmake up PATRYCJA PASZKOWSKAhair WIOLA ŚWIĘCONnails www.marce7ina.blogspot.comshoes STYLOWEBUTY.PLProduction PAULINA SZUMOTALSKA

dress: Bizuu / bracelets and ring: Agata Bieleń

Page 103: shot.mag.4

102

Page 104: shot.mag.4

dress: Bizuu / bracelet: Maja Racka / blazer: H&M / collar: Top Shop

dres

s: B

izuu

/ b

race

let:

Maj

a R

acka

/ c

olla

r: T

op S

hop

/ su

n gl

asse

s: L

anvi

n fo

r H

&M

103

Page 105: shot.mag.4

dres

s: B

izuu

/ b

race

let:

Maj

a R

acka

/ c

olla

r: T

op S

hop

/ su

n gl

asse

s: L

anvi

n fo

r H

&M

Page 106: shot.mag.4

dress: Bizuu / bracelets: Agata Bieleń

105

Page 107: shot.mag.4

dress: Bizuu / bracelets and ring: Agata Bieleń / blazer: H&M / necklace: Maja Racka

Page 108: shot.mag.4

dress: Bizuu / bracelets and ring: Agata Bieleń / blazer: H&M / necklace: Maja Racka

Page 109: shot.mag.4

108

Page 110: shot.mag.4

blazer: H&M / necklace: Maja Racka / shoes - Clarks

109

Page 111: shot.mag.4

blazer: H&M / collar: Top Shop

Page 112: shot.mag.4

colla

r an

d ri

ng: A

gata

Bie

leń

/ dr

ess:

Biz

uu

Page 113: shot.mag.4

dress: Bizuu / bracelets: Agata Bieleń / necklace: Js Jewelery / watch: Deja vu

colla

r an

d ri

ng: A

gata

Bie

leń

/ dr

ess:

Biz

uu

112

Page 114: shot.mag.4

dress: Bizuu / bracelets: Agata Bieleń / necklace: Js Jewelery

Page 115: shot.mag.4
Page 116: shot.mag.4

PORADNIK PERFEKCJONISTKI

Znasz to uczucie, kiedy nareszcie odbierasz od fotografa wywołane zdjęcia z rajskich wakacji i zamiast

siebie widzisz tam jakąś maszkarę? Nie, z fotografii wcale nie zerka na ciebie ponętna kobieta w ską-

pym bikini, ale jakaś przeciętna turystka z przesuszonymi włosami i pierwszymi fałdkami na brzuchu.

Albo takie rodzinne zdjęcie - wszyscy się uśmiechają, ty też. Szkoda tylko, że masz rozmazaną szmin-

kę. Brzmi znajomo? No to jedziemy dalej. Fotka klasowa. Zawsze najładniejsza w klasie, ale co z tego.

Wystarczy, że usłyszałaś spust migawki, by zamknąć oczy, zrobić głupią minę, zgarbić się i udawać,

że twoje ręce nie należą do ciebie. No i najlepsze ze wszystkich: zdjęcie portretowe do paszportu.

Specjalnie zamalowałaś cienie pod oczami nowym, drogim korektorem, byle tylko wyglądać świeżo

i promiennie. Namówiłaś koleżankę, by podkręciła ci trochę włosy, a na szyję przywdziałaś najlep-

szy naszyjnik. Efekt? Do tej pory nie możesz nadziwić się, że przepuszczają cię przez granicę po tych

wszystkich ukrytych za plecami spojrzeniach i chichotach...

Jeżeli Photoshopa nie opanowałaś jeszcze na tyle, by doprowadzić swoją twarz do użytku, przeczytaj

koniecznie kilka moich cennych wskazówek. Może w końcu twoja zła passa minie.

1. Matowy makijaż – możesz mieć najpiękniejszy kolor czerwieni na ustach, najbardziej kocią na świe-

cie kreskę na oku, ale jeśli będziesz się świecić, obstawiam, że prędzej zaczniesz przypominać klauna,

niż wampa. Puder matujący w ruch - możesz nałożyć go trochę więcej, niż zwykle.

2. Wyprostuj się – ramiona do tyłu, głowa do góry. P.S. W razie potrzeby wciągnij brzuch. Nie wszyscy

muszą wiedzieć, że urodziłaś trójkę dzieci.

3. Popracuj nad spojrzeniem – niech to nie będzie wzrok typu „Szybciej, rób to zdjęcie”, ani „chyba

mam brudne buty”. Nie polecam również zdziwionego spojrzenia, wytrzeszcz jest mało seksowny

– ani to śmieszne, ani straszne. W tym wypadku spisze się sprawdzony trik: tuż przed zrobieniem

zdjęcia, przymknij na chwilę oczy i po chwili je otwórz – twój wzrok będzie wyglądał świeżo i zalotnie.

Zawsze istnieje ryzyko, że nie zdążysz otworzyć oczu na czas, ale jak to mówią: „no risk, no fun”.

4. Na Angelinę Jolie – kiedy stoisz, jedną nogę wysuń lekko do przodu uginając w kolanie lub skrzyżuj

naturalnie stopy. Taki układ pozwoli ci uniknąć pozy na Sierotkę Marysię.

5. Od góry – jeśli jakiś fotograf zechce zrobić ci zdjęcie od dołu, niemiłosiernie skracając przy tym

twoją sylwetkę, wiedz, że coś się dzieje. To specjalny wysłannik z konkurencyjnej firmy, osiedlowy

szpieg. Nie daj się!

Mówią, że tak naprawdę nie ma niefotogenicznych ludzi, są tylko źli fotografowie. Tak więc, zanim nie

oswoisz się z moimi poradami, trzymaj się tej maksymy. Kurczowo!

JAK

BABSKIE PORADYZ PRZYMRUŻENIEM OKA

115

POZO

WAĆ

Page 117: shot.mag.4

www.kokilok.pl

STABO, ul. Parafilana 32/34, 52-233 Wrocławtel: 71 364-49-61, fax. 71 364-49-62e-mail: [email protected], www.stabo.plwww.facebook.com/STABOfashion

Zapraszamy do współpracy

Od 2012 NOWA, sportowa marka firmy STABO: KOKILOK!

PORADNIK PERFEKCJONISTKI

www.kokilok.pl

STABO, ul. Parafilana 32/34, 52-233 Wrocławtel: 71 364-49-61, fax. 71 364-49-62e-mail: [email protected], www.stabo.plwww.facebook.com/STABOfashion

Zapraszamy do współpracy

Od 2012 NOWA, sportowa marka firmy STABO: KOKILOK!

Page 118: shot.mag.4

CZERŃ TO TEŻKOLOR!

117

Page 119: shot.mag.4

OKIEM STYLISTKI

Podstawowym błędem jest założenie, że czerń wyszczu-

pla. Nadprogramowych kilogramów nie da się ukryć

pod czarnym, bezkształtnym workiem. Powiedziałabym

wręcz, że to właśnie on komunikuje światu, że tu i ówdzie

mamy zbędne wałeczki, ponieważ zamiast tuszować nie-

doskonałości naszej figury, zamienia nas w wielkie, czar-

ne plamy, których nie sposób przeoczyć na ulicy. Dlatego,

jeśli już koniecznie chcemy coś ukryć i to przy użyciu czer-

ni, zamiast zarzucać na siebie workowatą tunikę, lepiej

postawić na jeden akcent, np. w postaci spodni, jeśli chce-

my optycznie wyszczuplić nogi. Można też pokusić się o

zestawianie ze sobą czerni o różnych fakturach – opcja

dla tych, którzy dobrze czują się skąpani w czerni od stóp

do głów i nie mają zamiaru z niej zrezygnować. Zestawia-

jąc ze sobą skórę, koronkę, tweed czy wełnę można nie

tylko co nieco ukryć, lecz także uzyskać naprawdę inte-

resujący look!

W związku z tym, że czerń to zdecydowanie zimny kolor,

nie każdy będzie w niej dobrze wyglądał. Kolor ten źle

działa na wygląd cery ciepłych typów kolorystycznych,

dlatego nie jest wskazany ani dla kolorystycznej wiosny,

ani jesieni, zwłaszcza wtedy, gdy noszony jest przy twa-

rzy (w takich przypadkach dobrze przełamać go kolorową

apaszką bądź naszyjnikiem). Noszony w dolnych partiach

ciała nie przeszkadza. Pytanie tylko po co wiosny i jesie-

nie mają nosić czerń, skoro w swoich paletach mają na-

prawdę piękne kolory! Kobieta o letnim typie urody nie

będzie wyglądała w niej źle pod warunkiem, że mocniej

się pomaluje. Wtedy czerń jej nie zgasi. Wiosna, lato, je-

sień… Chyba łatwo wydedukować dla kogo ten kolor jest

wręcz stworzony. Mowa oczywiście o kolorystycznej zi-

mie, ewentualnie głębokiej jesieni (typ mieszany, między

jesienią a zimą). Śmiało więc stawiaj na czerń, jeśli jesteś

typem „królewny Śnieżki”, albo masz ciemną, oliwkową

karnację, gdy kontrast między białkiem a tęczówką jest

bardzo widoczny, a twoje pieprzyki mają szaro-brązowe

zabarwienie.

Czerń lubi wyraziste połączenia. Idealnie współgra z po-

zostałymi kolorami z zimowej palety kolorystycznej: fu-

ksją, kobaltem, cytryną, soczystą pomarańczą czy bielą.

Uwielbia rockowe dodatki. Świetnie wygląda też solo,

albo w połączeniu z subtelnymi kolorami, np. pudrowym

różem. Czerń wymaga ogromnej dyscypliny w utrzyma-

niu, dlatego nie powinni jej nosić właściciele psów czy ko-

tów, bądź osoby zmagające się z łupieżem. Warto pamię-

tać też o tym, że czerń postarza. To jedyny kolor, który z

ogromną precyzją wyciąga z twarzy stres i zmartwienia,

który podkreśla wszelkie niedoskonałości cery i przebar-

wienia. Załóż czarny sweter i przejrzyj się w nim w świe-

tle dziennym, a zobaczysz, czy wyglądasz na zmęczoną,

zdołowaną czy skacowaną. Właśnie dlatego nosząc czerń

przy twarzy, nie można zapomnieć o makijażu, najlepiej

wyrazistym. Promienna cera, czerwone usta i czarna kre-

ska na oku są zawsze na TAK!

Czerń to kolor, a nawet więcej – królowa wszystkich ko-

lorów. Bo nawet najprostszy strój, gdy jest czarny, robi

piorunujące wrażenie. Kolor ten nigdy nie zejdzie z pie-

destału, nigdy nie wyjdzie z mody. Tylko, jak już zresztą

wspomniałam, trzeba umieć go nosić.

Mam już dość słuchania o tym, że czerń to nie kolor. Bo to kolor. W dodatku elegancki i ponadczasowy. Czerń pasuje do wszystkiego. Wszystko pasuje do czerni. I kropka. Trzeba tylko umieć ją nosić.

118

Page 120: shot.mag.4

119

Page 121: shot.mag.4

foto A. KOZUB, R. KWAŚNIAKmodel AGNIESZKA MAŁOCHAstyle MARTA PYPŁACZmake up KATARZYNA EJSMONDhair DAWID MŁYNARCZYK

Page 122: shot.mag.4
Page 123: shot.mag.4
Page 124: shot.mag.4
Page 125: shot.mag.4
Page 126: shot.mag.4

STYLOWE WNĘTRZA

SAMOPRZYLEPNA TAPETAtekst KAROLINA WASILEWSKA

Odświeżyć wnętrze można na wiele sposób. Można pójść na całość i zrobić remont, albo zainwestować w nowy mebel, jakiś designerski dodatek, ewentualnie przemalować ścianę. Właśnie! Przemalowanie ściany to całkiem niezły pomysł, zwłaszcza wtedy, gdy nie będziemy trzymać się jednej farby, gdy połączymy ze sobą przynajmniej dwa kolory. To oczywiście opcja dla kreatywnych. Tym bardziej leniwym proponujemy tapetę, ale nie taką tradycyjną, bo dużo z nią zachodu. Co powiecie na naklejkę?

125

Page 127: shot.mag.4

SAMOPRZYLEPNA TAPETA

Tak, dobrze czytacie, NAKLEJKĘ, a właściwie tapetę,

można by rzec – samoprzylepną. Do jej przyklejenia nie

potrzebujemy kleju oraz specjalnych umiejętności. Wy-

starczy wziąć tapetę i przyłożyć ją do ściany. Voilà! Jakie

to proste, prawda? Ta samoprzylepna tapeta nie znisz-

czy ścian, nie zwinie się, nie odpadnie i nie wypłowieje.

W dodatku można ją myć! Jeśli zechcemy, latami będzie

zdobić wytapetowane wnętrze. Jeśli nam się znudzi,

można ją bez problemu zdjąć i to bez szkody dla ściany!

Bo jeśli wierzyć producentom tapetę tę usuwa się ze

ściany tak samo łatwo, jak przykleja. Na stronie thewal-

lstickercompany.com.au znajduje się naprawdę duży

wybór tych tapet oraz rozmaitych naklejek. Do pokoju

dziecięcego, pokoju nastolatka, salonu czy przedpoko-

ju. Upstrzone wzorami, kolorowe bądź bardziej klasycz-

ne. Ceny tapet wahają się od 149,95$ do 619,95$. Dużo

jak na polskie warunki, ale kto powiedział, że musimy

wytapetować od razu cały pokój? Można kupić jedną,

ewentualnie dwie rolki i ozdobić nimi interesujący nas

fragment pokoju, po to, żeby go bardziej wyekspono-

wać, po to, aby nadać wnętrzu niepowtarzalnego cha-

rakteru. Poza tym, co warto podkreślić, nie kupujemy

kota w worku. Zanim zdecydujemy się na zakup całej

tapety, możemy kupić próbkę za jedyne 7,50$, by prze-

testować ją na naszej ścianie. Kto się skusi?

Fot. www.thewallstickercompany.com.au

126

Page 128: shot.mag.4

12

4

BE A MAN

5

127

Page 129: shot.mag.4

7

11

13

9

8

1. Kapelusz www.answear.com , 2. Marynarka www.zara.com , 3. Trampki www.kedspolska.pl , 4. Zegarek www.geek-toys.pl, 5. Spodnie www.facebook.com/madoxdesign, 6. Torba www.sklep-torbacz.pl 7. Bluza LitFashion www.shwrm.pl, 8. Płaszcz www.hm.com,9. Szelki www.hm.com, 10. PSP www.psp-team.pl, 11. Piersiówka www.toys4boys.pl, 12. Słuchawki www.redonion.pl, 13. Książka www.zoomzoom.pl

128

Page 130: shot.mag.4

model NATALIA KORESEN / MOSS MODELmake up & hair KASIA DEMALE

129

Page 131: shot.mag.4
Page 132: shot.mag.4
Page 133: shot.mag.4
Page 134: shot.mag.4

133

Page 135: shot.mag.4

134

Page 136: shot.mag.4

tekst MARTA KAPRZYK

135

Page 137: shot.mag.4

Moda lubiana jest za to, że pozwala na pielęgnację swojej próżności, zachcianek, jest trochę nierealna, trochę abstrakcyjna. Kino umożliwia za to mentalne, chwilowe przeniesienie się w równoległą, wyimaginowaną rzeczywistość, alternatywną czasoprzestrzeń. Ponieważ i Moda i Kino cenią przede wszystkim fantazję i wyobraźnię, nieustannie inspirują się sobą nawzajem. Warto więc przypomnieć sobie najciekawsze spotkania Mody z Filmem.

Gdy myślę o ikonicznych scenach z historii kina,

niemal od razu przychodzi mi do głowy „Powiększenie”

Michelangelo Antonioniego. Głównym bohaterem filmu

jest Thomas (David Hemmings), fotograf. W prawdopo-

dobnie najsłynniejszej sekwencji z uhonorowanego Zło-

tą Palmą dzieła włoskiego reżysera, Thomas robi zdjęcia

modelce. Kobieta ubrana jest w delikatną, czarną sukien-

kę z frędzlami, która eksponuje jej ultraszczupłą figurę.

Thomas nieustannie naciskając migawkę aparatu, pod-

chodzi do niej coraz bliżej i bliżej, aż w końcu każe jej się

położyć i robi jej zdjęcia z góry, ponownie przybliżając

się do kobiety. Scena kończy się złożeniem namiętne-

go pocałunku artysty na szyi jego muzy. Badacz Robert

T. Eberwein w swojej interpretacji „Tekst wzorcowy Po-

większenia” określił całą tę sekwencję jako prowokację

fizycznej reakcji imitującej stosunek seksualny, cały film

natomiast: złożoną psychoanalizą głównego bohatera,

którego zachowanie wynika nie z miłości, a pogardy wo-

bec kobiet. Pozującą dziewczyną była tu Veruschka von

Lehndorff, pierwsza niemiecka supermodelka, która po

swoim debiucie u Antonioniego zagrała w jeszcze kilku

filmach, nie odnosząc na tym polu większych sukcesów.

Sama scena stała się źródłem niezliczonych inspiracji,

spośród których najbardziej interesującą wydaje mi się

być film „Kika” w reżyserii Pedro Almodóvara (maestro z

La Manchy nie tylko uczynił męża tytułowej bohaterki fo-

tografem, ale także niemal dosłownie przeniósł do swo-

jego filmu scenę z „Powiększenia”). Obraz tym ciekawszy,

iż w jego powstanie zaangażowany był również jeden z

najważniejszych współczesnych projektantów, Jean-Paul

Gaultier.

Zaprojektował on kostiumy dla jednej z bohate-

rek „Kiki”, Andrei Caracortady (Andrei z pociętą twarzą),

gospodyni programu „Okropności dnia”, w którym repor-

terka opisuje najbardziej ekstremalne przykłady zbrodni

i przestępstw. W poszukiwaniu materiału jeździ po całym

mieście na skuterze, w kostiumie przypominającym zbro-

ję, z latarką zaczepioną na hełmie. Jej uniform z jednej

strony ochrania Andreę w chwilach najbardziej despe-

rackich chwil gonienia za sensacją, z drugiej jest swoistą

parodią galopującego postępu technologicznego. Ka-

tarzyna Citko, autorka książki „Filmowy świat Pedra Al-

modóvara. Uniwersum emocji” porównuje reporterkę z

Marią, pierwszą kinową kobietą-maszyną z klasycznego

filmu „Metropolis” Fritza Langa pisząc, iż podobnie jak

ona bohaterka „Kiki” uosabia połączenie seksualności,

technologii, podniety i niebezpieczeństwa. Podczas na-

grań w studiu, Andrea ma na sobie suknie, za pomocą

których Jean-Paul Gaultier stworzył osobne minihistorie.

Każda z nich odnosi się do zbrodni i przestępstw opisywa-

nych przez bohaterkę: pierwsza suknia, długa, postrzę-

piona u dołu i pomalowana czerwoną farbą wygląda jak

zbrukana krwią. Rozerwany w miejscu piersi gorset ma

przywodzić na myśl ofiarę gwałtu. Druga kreacja, poszar-

pana na całej długości, z golfem usztywnionym niczym

kołnierz ortopedyczny, kojarzy prezenterkę z ofiarą wy-

padku drogowego.

Twórczość Pedro Almodóvara inspiruje także

wydawców magazynów mody. W marcu 2010 roku w

amerykańskiej edycji „Harper’s Bazaar” ukazała się sesja,

w której wiele postaci ze świata mody wcieliło się na zdję-

ciach w bohaterów filmów reżysera (wśród nich znaleźli

się między innymi Sonia Rykiel i jej córka Nathalie jako

„Kobiety na skraju załamania nerwowego”, Angela Mis-

soni jako Raimunda z „Volver”, Karl Lagerfeld jako jeden

z policjantów z „Drżącego ciała” czy Jean-Paul Gaultier

jako… Matka Przełożona z „Pośród ciemności”), nato-

miast ubiegłoroczne wydanie jesienne hiszpańskiej edy-

cji „V Magazine” w większości poświęcone było filmowi

136

Page 138: shot.mag.4

hiszpańskiego reżysera, „Skóra w której żyję”, natomiast

okładkę numeru ozdobiło zdjęcie Naomi Campbell inspi-

rowane filmem „Zwiąż mnie!”.

Jean-Paul Gaultier zaprojektował również kostiumy do

dwóch innych filmów Pedro Almodóvara: „Złego wy-

chowania” oraz „Skóry, w której żyję”. Na swoim koncie

ma także między innymi projekty kostiumów do filmów

takich jak: „Kucharz, złodziej, jego żona i jej kochanek”

Petera Greenaway’a, „Piąty element” Luca Bessona czy

„Miasto zaginionych dzieci” Jean-Pierre’a Jeuneta i Mar-

ca Caro. To oczywiście nie jedyny znany projektant, który

współpracował z twórcami kina. Dosyć kontrowersyjnym

przypadkiem okazała się być praca sióstr Kate i Laury

Mulleavy (stojących za marką Rodarte) nad kostiumami

do „Czarnego łabędzia” Darrena Aronofsky’ego. Film jest

poruszającą opowieścią o mikrokosmosie nowojorskiego

zespołu baletowego, pełnym zawiści, desperacji i psycho-

fizycznej przemocy, w którym żyje Nina (Natalie Portman)

marząca o zdobyciu swojej życiowej roli: Odett w „Jezio-

rze łabędzim”. Wychowywana przez apodyktyczną matkę

dziewczyna musi odnaleźć w sobie ten pierwiastek, który

uczyni z niej idealną kandydatkę do zagrania skompliko-

wanej, podwójnej roli: nie tylko słodkiego i niewinnego,

białego, ale i tytułowego, znacznie bardziej mrocznego,

czarnego łabędzia. Nad Niną ciąży nie tylko presja matki,

ale także niebotycznie wysokie wymagania despotyczne-

go dyrektora (Vincent Cassel) oraz wyrzuty sumienia: to

ona stając się główną konkurencją, zmusiła do usunięcia

się w cień swoją dawną mistrzynię, Beth Macintyre (Wino-

na Ryder). Właśnie wtedy Nina poznaje Lily (Mila Kunis),

która z jednej strony może pomóc dziewczynie w przygo-

towaniu się do roli, jednak z drugiej strony jej destrukcyj-

ny wpływ okazuje się być absolutnie druzgocący dla kru-

chej Niny. Jeszcze przed swoją premierą „Czarny łabędź”

inspirował stylistów i projektantów zarówno z wielkich

domów mody, jak i sieciówek (hipnotyzującej mocy bale-

tu uległy między innymi Chanel, Alexander McQueen czy

Chloé, a Benetton specjalnie układał swoje manekiny w

pozy rasowych baletnic). Wiele kostiumów pojawiających

się w filmie zostało rzeczywiście zaprojektowanych przez

siostry Mulleavy: kreatorki od dawna znają się z odtwór-

czynią głównej roli, co więcej, Natalie Portman sama za-

proponowała kandydaturę sióstr z Rodarte do pracy przy

kostiumach inspirowanych światem baletu. W opisach fil-

mu jako główna autorka kostiumów widnieje jednak Amy

Westcott (która wcześniej współpracowała z reżyserem,

Darrenem Aronofskym, przy jego „Zapaśniku”). Okazało

się, że do momentu, w którym ogłaszano oficjalnego ko-

stiumografa „Czarnego łabędzia” Laura i Kate Mulleavy

nie były członkiniami Amerykańskiej Gildii Kostiumolo-

gów, a w kontrakcie nie wymagały umieszczenia swoich

nazwisk w napisach. I pomimo iż firma producencka Fox

Searchlight chciała zasugerować wszystkie trzy panie w

przypadku nominacji do filmowych nagród, zasady gildii

pozostawały nieubłagane. Amy Westcott może się więc

pochwalić między innymi nominacją do nagród BAFTA

oraz nagrodą przyznawaną przez wspomnianą Gildię.

Jednym najciekawszych przykładów współpracy

świata mody ze światem filmu w ciągu kilku ostatnich

lat okazał się być obraz „Samotny mężczyzna” w reżyse-

rii Toma Forda. Słynny projektant (kojarzony wcześniej

między innymi z odrodzeniem domu mody Gucci) zary-

zykował stwierdzenie, że moda stała się nudna: zmienia

się co sezon, budowana jest jednak ciągle z tych samych,

nieustannie przetwarzanych, nieznacznie różniących się

od siebie elementów. Najciekawszą, bo najbardziej dyna-

miczną alternatywą dla dotychczasowej działalności wy-

dało mu się kino. „Samotny mężczyzna”, jego debiutancki

film, to opowieść o profesorze literatury, który nie może

pogodzić się z nagłą śmiercią wieloletniego partnera.

Ból George’a Falconera (rewelacyjna rola Colina Firtha)

jest tak silny, że uwrażliwia go na odkrywanie kolejnych

półcieni jego pustego życia po stracie ukochanego. In-

trygujący student, przypadkowo napotkana na parkingu

męska prostytutka, kolacja u wieloletniej przyjaciółki –

pozornie banalne lub nieistotne epizody pomagają Geo-

rge’owi ponownie docenić życie. Wysmakowane kadry i

delikatne kolory podkreślają bogatą paletę emocji od

przejmującego poczucia straty po przebłyski optymi-

zmu. Tom Ford za wszelką cenę chciał uniknąć zarówno

etykietki „reżysera-projektanta” (dlatego za kostiumy,

które bezbłędnie odtwarzają dekadencki klimat lat 60.

odpowiedzialna była Arianne Phillips, kreatorka garde-

roby między innymi do „Skandalisty Larry’ego Flynta”,

„Przerwanej lekcji muzyki” czy „Spaceru po linie”), jak i

etykietki „reżsera-geja” (Ford od ponad 25 lat związany

jest z Richardem Buckleyem, wydawcą i dziennikarzem

modowym, byłym redaktorem naczelnym magazynu

„Vogue Hommes International”). „Samotny mężczyzna”

daleki jest jednak od homoerotycznej opowiastki o mi-

łostkach. To bolesna, bardzo uniwersalna opowieść, obok

której nie można przejść obojętnie. Sam Tom Ford swoje

wieloletnie doświadczenie w obcowaniu z modą przekuł

na stworzenie naprawdę imponującego filmu, unikając

wszelkich etykietek i trzeba przyznać, że jego pojawienie

się w kinie przynosi apetyt na znacznie więcej.

137

Page 139: shot.mag.4

Jedną z najbardziej intrygujących modelek romansu-

jących z kinem jest obecnie Lily Cole. Nie da się ukryć,

że na swoim koncie nie ma jeszcze żadnej wybitnej roli,

jednak jej płomienne włosy, otwartość na metamorfozy

i twarz porcelanowej lalki z miejsca uczyniły z niej ak-

torkę charakterystyczną. Jej debiutem filmowym była

głupiutka komedia „Dziewczyny z St. Trinian” w reżyse-

rii Olivera Parkera i Barnaby’ego Thompsona, jednak jej

specyficzną urodę najlepiej jak do tej pory wykorzystał

Terry Gilliam w swoim „Parnassusie”. Grupa ludzi (żeby

nie powiedzieć: ekscentryków) podróżuje po Londynie ze

swoim teatrem i wydaje się być całkowicie niezauważana

przez mijających ich ludzi, skupionych na swoich karie-

rach i zdobyczach najnowszej technologii. Wiktoriański

teatr obwoźny z jarmarcznymi dekoracjami to nie tylko

miejsce, gdzie można na chwilę przenieść się w świat

swoich marzeń, przechodząc przez magiczne lustro. To

także miejsce walki Dobra ze Złem, którą tutaj przedsta-

wia pakt zawarty pomiędzy doktorem Parnassusem (Chri-

stopher Plummer), a demonicznym panem Nickiem (Tom

Waits). Stawką w ich zakładzie jest nieśmiertelność, ale

ceną, jaką tytułowy bohater będzie musiał za nią zapła-

cić jest dusza jego córki, Valentiny, w którą wcieliła się

Lily Cole. Uwagę filmowców zwróciła na siebie również

pochodząca z Etiopii Liya Kebede, wcielając się w filmie

„Kwiat pustyni” Sherry Horman w Waris Dirie, modelkę,

która w 1997 roku udzieliła przełomowego wywiadu do

„Marie Claire”, w którym opowiedziała o tym, jak w wie-

ku pięciu lat została rytualnie obrzezana (Dirie urodziła

się w muzułmańskiej rodzinie nomadów, w Somalii). Po

tej publikacji została ambasadorką ONZ i rozpoczęła wal-

kę o zniesienie zabobonnego, tradycyjnego rytuału w

krajach trzeciego świata. Sam film jest nieco chaotyczny

(sekwencje z przeszłości nie zawsze logicznie przeplatają

się ze współczesnością), wiele kwestii pozostaje niedo-

powiedzianych, jednak „Kwiat pustyni” mimo to stanowi

kolejny ważny głos w walce ze zmianą obyczajów i trak-

towania kobiecego ciała. W 2010 roku Waris Dirie i Liya

Kebede wystąpiły wspólnie w sesji zdjęciowej dla kampa-

nii H&M, „Fashion Without Borders” („Moda bez granic”).

Filmowcy polubili także pewną legendarną projek-

tantkę. W ostatnich kilku latach powstały aż trzy filmy o

Gabrielle „Coco” Chanel. W telewizyjnym „Coco Chanel”

Christiana Duguaya tytułową postać zagrała Shirley Mac-

Laine. Prawdopodobnie największy sukces komercyjny,

jak i największe uznanie publiczności zdobył film powsta-

ły rok później, noszący identyczny tytuł i wyreżyserowany

przez Anne Fontaine, w którym w postać mademoiselle

Chanel wcieliła się Francuzka Audrey Tautou (będąca rów-

nież wtedy twarzą kampanii reklamowej słynnych perfum

Chanel No5). Znacznie ciekawszy wydał mi się jednak film

„Chanel i Strawiński” Jana Kounena. Rozpoczynający się

imponującą sekwencją koncertową z paryskiego pokazu

w 1913 roku „Święta wiosny” Igora Strawińskiego (w sce-

nie wystąpiło 1000 statystów, 70 muzyków 25 tancerzy)

film to nie tylko kwintesencja stylu i czysta elegancja

niemal w każdym kadrze. To także bardzo poruszająca

historia, o której milczą biografowie (wiadomo, że pro-

jektantka wspierała muzyka, niejasny jest jednak stopień

ich zażyłości). Zbulwersowana publiczność bojkotuje no-

watorskie pomysły rosyjskiego kompozytora, jednak w

niewielkiej grupie otwartych na zmiany w sztuce konese-

rów znajduje się ona – Coco Chanel. Kilka lat później pro-

ponuje Strawińskiemu, by zamieszkał on wraz z rodziną

w jej podparyskiej rezydencji. Między dwojgiem artystów

rodzi się płomienne uczucie, tłumione przez obecność

Katariny, żony muzyka. W rolę francuskiej reformatorki

stylu wcieliła się Anna Mouglalis, a ekscentrycznego kom-

pozytora zagrał Mads Mikkelsen i to on jest mimo wszyst-

ko główną gwiazdą obrazu (również dlatego, że postać

Strawińskiego, z jego niepokojami, dążeniami do muzycz-

nych rewolucji, rozdarciem między rodziną a kochanką,

przyzwoitością a namiętnością, jest po prostu znacznie

lepiej napisana). Co ciekawe, to właśnie Mouglalis zosta-

ła okrzyknięta jedną z największych muz projektującego

dla domu mody Chanel Karla Lagerfelda, a żeby jeszcze

bardziej podkreślić różnorodność powiązań filmowo-mo-

dowych, można dodać, iż Mads Mikkelsen wcielający się

w rolę Igora Strawińskiego w 2007 roku był twarzą kam-

panii firmy H&M.

Jeśli kino uznalibyśmy za dziesiątą, a telewizję za je-

denastą muzę, moda powinna mieć swój zaszczytny nu-

mer 12, bo niezmiennie olśniewa i inspiruje. Natomiast

mieszanki filmu z modą to połączenia iście wybuchowe i

warto poznawać je bliżej tym bardziej, iż najczęściej zna-

komicie się uzupełniają.

138

Page 140: shot.mag.4

POLECAMY

tekst MARTA CZABAŁA

Pięćdziesiąt twarzy Greya(wyd. Sonia Draga)

Ta książka zrobiła na świecie furorę. Nie ma chyba tygodnia, żeby wydawnictwa nie podawały kolejnych pobitych rekordów sprzedaży. Dawno żadna powieść nie wywoływała też tak żywych reakcji. I to z obu stron. Jedni nawołują, że jest okropna i że powinna być wycofana ze sprzedaży. Inni (przede wszystkim inne) celebrują każdą stronę, żyjąc opowieścią E.L. James, tak jakby była częścią ich własnego życia.

Nie było takiej promocji książki od czasu, kiedy za kla-

wiaturę chwyciła Stephenie Meyer. Ale nawet jej histo-

ria, chociaż też krytykowana, powinna być doceniona za

złożoność w stosunku do książki E.L. James. Bo ta jest

prosta jak konstrukcja cepa. Ale wciąga jeszcze bardziej.

Anastasia Steele kończy właśnie studia. Jej współloka-

torka, zapalona dziennikarka prosi, aby zastąpiła ją w

wywiadzie z jednym z najbardziej znanych krajowych

biznesmenów. Christian Grey jest idealnie przystojny,

idealnie uprzejmy, ma idealne maniery. Jest też zimny,

zdystansowany i bardzo zainteresowany panną Steele,

którą szybko ponownie odszukuje, proponując jej dalszą

znajomość. Nie byle jaką znajomość, bo opatrzoną kon-

traktem, regulującym przepisy poruszania się po świecie

jego preferencji seksualnych. Preferencji obejmujących

kajdany, więzy i dużo przemocy. Czy w takim świecie jest

miejsce na uczucia?

To nie jest książka dla dzieci. To książka dla kobiet, do-

rosłych, świadomych swojej seksualności, często znu-

dzonych i zmęczonych tym, co dzieje się w ich własnej

alkowie. To książka dla tych, które wciąż (często mimo

ułożonego życia prywatnego) marzą o księciu, który po-

rwie ich do swojego życia, będzie pokazywał im jak żyć,

zatroszczy się o ich dobro, zaopiekuje. To te czytelnicz-

ki napędziły tej książce popularność, to one przyczyniły

się do reklamy, do przekazywania wieści o książce z ust

do ust. I chociaż trudno jest tutaj mówić o wyrafinowa-

nej lekturze, powieść E.L. James wciąga, zaczarowuje,

zatrzymuje na każdej kolejnej stronie. Jest coś magne-

tyzującego w relacji Christiana z Aną. I wcale nie chodzi

o szczegółowe opisy ostrego, miejscami wyuzdanego

seksu. Chodzi o uczucie zależności, emocji, uzależnienia,

jakie James udało się złapać na kartkach powieści. Może i

jest ona prosta, może miejscami nawet za bardzo, ale co z

tego, jeśli trudno się od niej oderwać. Rację mają i jedni i

drudzy. To bardzo powszechny, średnio napisany romans.

Ale wciąga swoim światem, głównymi bohaterami i wizją,

która leży w marzeniach (i w tylko marzeniach) tak wielu

z nas. Ale takie marzenia przenoszą góry. W listopadzie

wydawnictwo Sonia Draga zaplanowała premierę kolej-

nej części trylogii. Już wiadomo, że szykuje się film. To

szaleństwo potrwa jeszcze trochę. I słusznie. Nie każde

miejsce należy się wyrafinowanej lekturze wysokich, am-

bitnych lotów. Przechodzą ciarki.

139

Page 141: shot.mag.4

Tuż po weselu reż. Susanne Bier

Przeszłość dopada Jacoba w najmniej odpowiednim czasie i każe mu podjąć decyzję, która zdominuje jego życie na zawsze. Zmieni nie tylko jego sytuację, ale także ideały, o które, jak mu się wydawało, gotów był walczyć bez kompromisów. Po „Otwartych sercach”, przejmującym dramacie nakręconym według zasad Dogmy 95 i głośnych „Braciach”, Susanne Bier znów proponuje historię, w której o skomplikowanych relacjach rodzinnych opowiada w sposób absolutnie pasjonujący.

Jacob (Mads Mikkelsen) pracuje w podupadającym siero-

cińcu w Indiach. Jest pełen ideałów, kocha to, co robi, czu-

je wielką potrzebę spełniania misji, żyje z dnia na dzień i

najbardziej martwi go, że nie ma funduszy na utrzymanie

sierocińca. Tym bardziej intrygująca wydaje mu się pro-

pozycja pewnego bogatego duńskiego biznesmena, któ-

ry proponuje Jacobowi dotację w wysokości 4 milionów

dolarów, która pomogłaby w utrzymaniu i zapewnieniu

edukacji dzieciom z ulic Bombaju. Mimo oporów mężczy-

zna jedzie do Danii, aby spotkać się z dobroczyńcą. Jør-

gen ma jednak jeden (jak się później okazuje, nie jedyny)

warunek: Jacob musi wziąć udział w weselu jego córki.

Jørgen (Rolf Lassgård) jest człowiekiem sukcesu. Ma

żonę, piękną dorosłą córkę, dwójkę młodszych dzieci, im-

ponujący dom i doskonale prosperujący biznes. Wiedzie

życie, jakie Jacob porzucił wiele lat wcześniej decydując

się na pracę w Indiach. Tytułowe wesele pokaże jednak,

iż tych dwoje łączy więcej, niż Jacob mógłby przypusz-

czać…

Historia opisana w scenariuszu, pełna tragizmu i skom-

plikowanych zależności może początkowo wydawać się

dosyć nieprawdopodobna. Jego autorem jest jednak

stały współpracownik Susanne Bier, Anders Thomas Jen-

sen (na podstawie tekstów Jensena Bier wyreżyserowała

między innymi „Braci” oraz uhonorowany Oscarem film

„W lepszym świecie”), autor scenariuszy do tak ekstre-

malnych historii jak „Antychryst” Larsa von Triera, „Wil-

bur chce się zabić” Lone Scherfig czy „Jabłka Adama”

oraz „Zieloni rzeźnicy” – dwa ostatnie filmy Jensen sam

wyreżyserował, dając popis nie tylko błyskotliwych dia-

logów, ale także miejscami okrutnego, bardzo czarnego

humoru.

Wielką siłą „Tuż po weselu” jest aktorstwo. Mads Mikke-

lsen znakomicie portretuje niepewności swojego bohate-

ra. Jego Jacob jest ambitny, stanowczy, chwilami wręcz

kategoryczny, ale jedocześnie łagodny i pełen empatii,

co dodaje wiarygodności jego ideałom. Bardzo porusza-

jącym wątkiem jest tutaj relacja Jacoba z jednym z bom-

bajskich podopiecznych. Chłopiec bardzo przeżywa wy-

jazd swojego ukochanego opiekuna do Danii i rozbudza

w mężczyźnie głębokie, ojcowskie uczucia. Wyróżnia się

też znakomity Rolf Lassgård jako Jørgen, który początko-

wo wydaje się być aroganckim, nadużywającym alkoholu

tyranem, by w obliczu późniejszych sytuacji stać się zu-

pełnie delikatnym i bezbronnym mężczyzną, walczącym

o bezpieczeństwo jego ukochanej rodziny.

Film Susanne Bier nie jest przyjemny, przeciwnie: chwila-

mi bywa wręcz nieznośnie wstrząsający poprzez swój tra-

gizm, smutek i mnogość emocji. Warto jednak poddać się

tej dawce filmowej uczuciowości, bo „Tuż po weselu” to

przykład prawdziwego, świetnie zrealizowanego i bardzo

refleksyjnego kina.

tekst MARTA KAPRZYK

140

Page 142: shot.mag.4

Of Monsters And Men – My Head Is An Animalwytwórnia Universal Music Polska

Folkowa sensacja z Islandii. Właśnie w ten sposób określana jest grupa Of Monsters And Men. Folkowa jak najbardziej, ale czy sensacja? Myślę, że za dużo powiedziane. Nie zmienia to jednak faktu, że płyty słucha się fantastycznie.

Of Monsters And Men to sześcioosobowy kolektyw, który

powstał dość niedawno, bo zaledwie dwa lata temu. Ich

debiutancki album wylądował na szczycie najlepiej sprze-

dających się płyt w Islandii. Następnie ruszył na podbój

innych europejskich krajów oraz Stanów Zjednoczonych.

Dotarł także do Polski. Nie ukrywam, że bardzo mnie to

cieszy. Uwielbiam indie pop. Zwłaszcza w takim wydaniu.

My Head Is An Animal to natchniony orkiestrowym

brzmieniem i folkową lekkością album pełen ciepłych i

pozytywnie nastrajających piosenek. To lekkie, radosne

gitarowe granie doprawione akordeonem, klawiszami,

perkusją i gdzieniegdzie trąbką. Skoczne kawałki przepla-

tają się z balladami. Każdy kolejny utwór jest równie do-

bry co poprzedni. Każdy charakteryzuje się melodyjnymi

kompozycjami i tym trudnym do zdefiniowania „czymś”.

Singlowy, bardzo energiczny „Little Talks” to nie jedyna

piosenka, która wpada w ucho. Jest ich więcej. W sumie

dwanaście. Otwierający płytę sielankowy „Dirty Paws”,

wzruszający „King And Lionheart”, lekko nostalgiczny

„Love Love Love” czy optymistyczny „Numb Bears”. Wo-

kale Nanny Bryndís Hilmarsdóttir oraz Ragnara Porhal-

lssona splecione razem harmonijnymi melodiami – urze-

kają. Jest wesoło, rytmicznie i jakoś tak ciepło.

Debiutancki album grupy Of Monsters And Men przywra-

ca wiarę w muzykę pop. To właśnie takie kawałki powinny

królować w rozgłośniach radiowych. Muzyka tej grupy

jest łatwa w odbiorze, taka beztroska, delikatna i niewy-

muszona, a przy tym niesamowicie wciągająca. My Head

Is An Animal to bardzo klimatyczna i spójna płyta, pełna

uroczych, naprawdę dobrych utworów, takie zaproszenie

do niczym nieskrępowanej zabawy, które naprawdę war-

to przyjąć.

tekst ANITA BOHAREWICZ

141

Page 143: shot.mag.4

You

Page 144: shot.mag.4

04