Dym i lustra

19

description

Zebrane w tej książce historie pochodzą z niezliczonych krain „Po drugiej stronie lustra”. Są wytworem bujnej wyobraźni Neila Gaimana - jednego z największych współczesnych mistrzów literatury fantastycznej. Opowiadają o wydarzeniach zabawnych, wzruszających, budzących grozę lub po prostu cudownych. Łączy je nie tylko osoba autora, ale przede wszystkim niezwykła sugestywność i oryginalność kreowanych wizji.

Transcript of Dym i lustra

Page 1: Dym i lustra
Page 2: Dym i lustra

NNeeiill GGaaiimmaann

DDyymm ii lluussttrraaOpowiadania i z³udzenia

pprrzzee³³oo¿¿yy³³aa PPaauulliinnaa BBrraaiitteerr

Page 3: Dym i lustra

Tytuł oryginału:Smoke and Mirrors: Short fictions and illusions

Copyright © 1988 by Neil Gaiman

Copyright for the Polish translation © 2012 by Wydawnictwo MAG

Redakcja: Joanna Figlewska

Korekta: Urszula OkrzejaKorekta: Urszula OkrzejaK

Ilustracja i opracowanie graficzne okładki: Irek Konior

Skład i łamanie własne

ISBN 978-83-7534-093-8

Wydanie III

Wydawcy:Nowa Proza sp. z o.o.

ul. F. Znanieckiego 16a m. 9, 03-980 Warszawatel. 22 251 03 71

www.nowaproza.eu

Wydawnictwo MAGul. Krypska 21 m. 63, 04-082 Warszawa

tel./fax 22 813 47 43e-mail: [email protected]

www.mag.com.pl

Wyłączny dystrybutor:Firma Księgarska Olesiejuk

Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością S.K.A.ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Maz.

tel. 22 721 30 00www.olesiejuk.pl

Druk i oprawa: [email protected]

Page 4: Dym i lustra

Dla Ellen Datlow i Steve'a Jonesa

Page 5: Dym i lustra

Gdzie jednak jest potwór, znajdzie siê i cud.– Ogden Nash, Dragons Are Too Seldom

Page 6: Dym i lustra

WWrróó¿¿¹¹cc zz wwnnêêttrrzznnooœœccii:: RRoonnddoo– Chcê przez to powiedzieæ – powiedzia³a – ¿e jedno

jest nie do unikniêcia: to, ¿e siê roœnie.– Jedno jest nie do unikniêcia, ale dwoje mo¿e tego

unikn¹æ – powiedzia³ Humpty Dumpty. – Przy odpowied-niej wspó³pracy z kimœ mog³abyœ poprzestaæ na siódmymroku ¿ycia.

– Lewis Carroll: O tym, co Alicja odkry³a po DrugiejStronie Lustra, prze³. Maciej S³omczyñski.

Nazw¹ to szczêœciem, przypadkiem b¹dŸ Losem,Karty i gwiazdy, co wieszcz¹ do woli.Jutrzejszy dzieñ nastaje, co swawoliDzisiejszych grzeszków cenê nam przynosi.Chcesz poznaæ przysz³oœæ, mi³a? Czekaj, proszê, Odpowiem na pytania twe, powoli, Nazw¹ to szczêœciem, przypadkiem b¹dŸ Losem,Karty i gwiazdy, co wieszcz¹ do woli.

Przyjdê do ciebie noc¹, mi³a, bosy, Ty mnie nie dojrzysz, choæ ch³ód ciê zaboli,Zaœniesz, a ja siê nasycê do woli,I na talerzu przysz³oœæ ci przyniosê,Nazw¹ to szczêœciem, przypadkiem b¹dŸ Losem.

Page 7: Dym i lustra

RRyycceerrsskkooœœææPani Whitaker znalaz³a œwiêtego Graala; le¿a³ pod starym

futrem. Ka¿dego czwartkowego popo³udnia, choæ jej nogi nie by³y

ju¿ tak sprawne jak kiedyœ, pani Whitaker wybiera³a siê na spa-cer na pocztê. Tam odbiera³a emeryturê. W drodze powrotnejwpada³a do sklepu Oxfam.

W sklepie Oxfam sprzedawano stare ubrania, drobiazgi, bi-beloty, najró¿niejsze ró¿noœci oraz mnóstwo starych ksi¹¿ek.Wszystkie zosta³y oddane za darmo; œmieci z drugiej rêki, czê-sto pochodz¹ce z domów zmar³ych. Wszelkie zyski przekazy-wano na cele dobroczynne.

W sklepie pracowali wy³¹cznie ochotnicy. Tego dnia za lad¹sta³a Marie, siedemnastolatka z lekk¹ nadwag¹, ubrana w wor-kowat¹ liliow¹ bluzê, wygl¹daj¹c¹, jakby tak¿e pochodzi³a zesklepowych pó³ek.

Marie siedzia³a przy kasie; przed sob¹ roz³o¿y³a pismo No-woczesna kobieta. Wype³nia³a w³aœnie test „Odkryj swoj¹ ukry-t¹ osobowoœæ“. Od czasu do czasu zagl¹da³a na koniec i spraw-dza³a punktacjê przypisan¹ do odpowiedzi A, B lub C, dopieropotem podejmuj¹c decyzjê, któr¹ z nich wybraæ.

Pani Whitaker drepta³a po sklepie.Zauwa¿y³a, ¿e wci¹¿ nie sprzedali wypchanej kobry. Czeka-

³a tu ju¿ pó³ roku, obrastaj¹c kurzem. Jej szklane oczy spogl¹-da³y gniewnie na wieszaki z ubraniami, a tak¿e szafê pe³n¹ ob-t³uczonej porcelany i pogryzionych zabawek.

Pani Whitaker pog³aska³a j¹ w przelocie po g³owie.Z pó³ki z ksi¹¿kami wybra³a dwie powieœci wydawnictwa

Mills & Boon – Jej wzburzon¹ duszê i Jej dr¿¹ce serce, ka¿d¹po szylingu. Z namys³em przyjrza³a siê pustej butelce po Ma-teus Rosé nakrytej ozdobnym aba¿urem, w koñcu jednak uzna-³a, ¿e nie mia³aby jej gdzie postawiæ.

44

Page 8: Dym i lustra

Przysunê³a wylenia³e futro, ostro œmierdz¹ce naftalin¹. Podfutrem le¿a³a laska i poplamiony wod¹ egzemplarz ksi¹¿ki Ro-manse i legendy rycerskie A.R. Hope Moncrieffa, wycenionyna piêæ pensów. Obok ksi¹¿ki spoczywa³ na boku œwiêty Graal.Na spodzie podstawki umieszczono okr¹g³¹ nalepkê, na którejflamastrem wypisano cenê: 30 pensów.

Pani Whitaker podnios³a zakurzony srebrny kielich i przyj-rza³a mu siê uwa¿nie przez grube szk³a okularów.

– £adny – zawo³a³a do Marie.Marie wzruszy³a ramionami.– Wygl¹da³by ³adnie na kominku.Ponowne wzruszenie ramion.Pani Whitaker poda³a Marie piêædziesi¹t pensów i otrzyma³a

dziesiêæ pensów reszty oraz br¹zow¹ papierow¹ torbê, do którejschowa³a ksi¹¿ki i œwiêtego Graala. Ruszy³a do rzeŸnika, gdziekupi³a ³adny kawa³ek w¹tróbki. Potem wróci³a do domu.

Wnêtrze kielicha pokrywa³a gruba warstwa czerwonobr¹-zowego kurzu. Pani Whitaker umy³a go ostro¿nie, po czym nagodzinê pozostawi³a w zlewie, w ciep³ej wodzie z odrobin¹octu.

Nastêpnie wypolerowa³a kielich past¹ do metalu, a gdy za-cz¹³ lœniæ, postawi³a go na kominku w salonie, pomiêdzy ma-³ym melancholijnym bassetem z porcelany i zdjêciem nie¿yj¹-cego mê¿a, Henry'ego, na pla¿y we Frinton w 1953 roku.

Mia³a racjê: wygl¹da³ ³adnie.Tego dnia na obiad zjad³a panierowan¹ w¹tróbkê z cebulk¹.

By³a pyszna.Nastêpnego dnia wypada³ pi¹tek. W co drugi pi¹tek panie

Whitaker i Greenberg odwiedza³y siê nawzajem. Dziœ przypa-da³a kolej pani Greenberg. Usiad³y w salonie, s¹cz¹c herbatêi chrupi¹c makaroniki. Pani Whitaker wrzuci³a do herbaty kost-kê cukru. Pani Greenberg u¿ywa³a s³odzika. Zawsze nosi³a gow torebce w ma³ym plastikowym pude³ku.

– £adny – zauwa¿y³a pani Greenberg, wskazuj¹c Graala. –Co to?

– Œwiêty Graal – odpar³a pani Whitaker. – To kielich,z którego Jezus pi³ podczas Ostatniej Wieczerzy. PóŸniej, przy

45

Page 9: Dym i lustra

ukrzy¿owaniu, zebrano weñ Jego cudown¹ krew, gdy centurionprzebi³ Mu bok.

Pani Greenberg poci¹gnê³a pogardliwie nosem. By³a ¯ydów-k¹; nie znosi³a wszystkiego, co niehigieniczne.

– No nie wiem – rzek³a. – Ale kielich jest naprawdê bardzo³adny. Nasz Myron dosta³ podobny, kiedy wygra³ zawody p³y-wackie, tyle ¿e na tamtym wygrawerowano jego nazwisko.

– Wci¹¿ spotyka siê z t¹ mi³¹ dziewczyn¹? Fryzjerk¹?– Bernice? O, tak. Planuj¹ nawet zarêczyny – oznajmi³a pa-

ni Greenberg.– To mi³e – odpar³a pani Whitaker, siêgaj¹c po makaronik.Pani Greenberg sama piek³a makaroniki i przynosi³a je co

drugi pi¹tek: ma³e, s³odkie, jasnobr¹zowe ciasteczka posypanemigda³ami.

Rozmawia³y o Myronie i Bernice, a tak¿e siostrzeñcu paniWhitaker, Rolandzie (pani Whitaker nie mia³a dzieci), orazo przyjació³ce, pani Perkins, która z³ama³a biodro i le¿a³aw szpitalu, biedactwo.

W po³udnie pani Greenberg po¿egna³a siê. Pani Whitakerprzyrz¹dzi³a sobie na lunch grzankê z serem, a potem za¿y³a pi-gu³ki – bia³¹, czerwon¹ i dwie ma³e, pomarañczowe.

ZadŸwiêcza³ dzwonek.Pani Whitaker otwar³a drzwi. Za progiem sta³ m³ody mê¿-

czyzna z siêgaj¹cymi ramion w³osami, tak jasnymi, ¿e zdawa³ysiê niemal bia³e. Mia³ na sobie lœni¹c¹ srebrn¹ zbrojê i bia³yp³aszcz.

– Witam – rzek³.– Witam – odpar³a pani Whitaker.– Jestem w trakcie wyprawy.– To mi³o – mruknê³a nonszalancko pani Whitaker.– Mogê wejœæ? – spyta³.Pani Whitaker pokrêci³a g³ow¹.– Przykro mi, ale raczej nie.– Poszukujê œwiêtego Graala – powiedzia³ m³odzieniec. –

Jest mo¿e tutaj?– Ma pan przy sobie jakiœ dokument? – Pani Whitaker wie-

dzia³a, ¿e nie nale¿y wpuszczaæ do domu obcych, gdy jest siê

46

Page 10: Dym i lustra

starsz¹ osob¹ i mieszka samotnie. Mog³o to siê skoñczyæ opró¿-nieniem torebki albo czymœ znacznie gorszym.

M³odzieniec cofn¹³ siê parê kroków ogrodow¹ œcie¿k¹. Jegowierzchowiec, potê¿ny szary ogier, wielki jak perszeron, z wy-soko uniesion¹ g³ow¹ i lœni¹cymi, bystrymi oczami, sta³ przy-wi¹zany do furtki pani Whitaker. Rycerz pogrzeba³ w torbieprzy siodle i powróci³, nios¹c w d³oni zwój.

Podpisa³ go Artur, król Brytanii. Pismo informowa³o wszelkieosobistoœci, niezale¿nie od ich tytu³u i rangi, ¿e ten oto Galaad toRycerz Okr¹g³ego Sto³u, który wyruszy³ na Praw¹, Szlachetn¹Wyprawê. Poni¿ej widnia³ rysunek przedstawiaj¹cy m³odegomê¿czyznê. By³ ca³kiem podobny.

Pani Whitaker skinê³a g³ow¹. Oczekiwa³a raczej ma³ej kartyze zdjêciem, ale to by³o znacznie bardziej imponuj¹ce.

– Chyba mo¿e pan wejœæ – rzek³a.Przeszli do kuchni. Nala³a Galaadowi fili¿ankê herbaty, po

czym zaprowadzi³a go do salonu.Galaad ujrza³ Graala, stoj¹cego na kominku, i natychmiast

ukl¹k³ na jedno kolano. Starannie odstawi³ fili¿ankê na rdzawydywan. Przenikaj¹cy przez firanki promieñ s³oñca zala³ jegotwarz z³otym blaskiem. Jasne w³osy lœni³y niczym srebrzystaaureola.

– Zaprawdê, to on, Sangraal – rzek³ cicho. Trzykrotnie za-mruga³, bardzo szybko, jakby chcia³ zdusiæ ³zy zbieraj¹ce siêw jego jasnoniebieskich oczach.

Pochyli³ g³owê w milcz¹cej modlitwie. Potem wsta³ i odwróci³ siê do pani Whitaker.– Szlachetna pani, powierniczko Najœwiêtszej Œwiêtoœci, po-

zwól mi odejœæ st¹d z b³ogos³awionym kielichem, bym móg³ za-koñczyæ poszukiwania i wype³niæ me zadanie.

– S³ucham? – zdziwi³a siê pani Whitaker.Galaad podszed³ do kobiety i uj¹³ jej stare d³onie.– Moja wyprawa zakoñczona – rzek³. – W koñcu odnalaz³em

Sangraala.Pani Whitaker œci¹gnê³a wargi.– Zechcesz podnieœæ fili¿ankê i spodeczek?Galaad z przepraszaj¹c¹ min¹ pos³ucha³.

47

Page 11: Dym i lustra

– Nie. Raczej nie – oznajmi³a pani Whitaker. – Podoba mi siêtam, gdzie jest. Idealnie pasuje pomiêdzy psem i zdjêciem mo-jego Henry'ego.

– Azali¿ pragniesz z³ota? Czy tak? Pani, mogê ci przynieœæz³oto...

– Nie – rzek³a pani Whitaker. – Dziêkujê, nie chcê ¿adnegoz³ota. To mnie nie interesuje.

Odprowadzi³a Galaada do frontowych drzwi.– Mi³o ciê by³o poznaæ.Koñ przechyla³ g³owê nad ogrodzeniem, skubi¹c p³atki gla-

dioli. Tu¿ obok na chodniku sta³a grupka dzieci z s¹siedztwa.Galaad wyj¹³ z torby kilka bry³ek cukru i zademonstrowa³

najodwa¿niejszym dzieciom, jak siê karmi konia. Dzieci zachi-chota³y, kolejno unosz¹c wyprostowane d³onie. Jedna z dziew-czynek pog³adzi³a koñskie chrapy.

Galaad jednym p³ynnym ruchem wskoczy³ na siod³o. Obaj –koñ i rycerz – odjechali uliczk¹ Hawthorne Crescent.

Pani Whitaker odprowadzi³a ich wzrokiem. Potem westchnê-³a i wróci³a do domu.

Weekend up³yn¹³ jej spokojnie.W sobotê pojecha³a autobusem do Maresfield, by odwie-

dziæ swego siostrzeñca Ronalda, jego ¿onê Euphoniê i ich cór-ki, Clarissê i Dillian. Zawioz³a im ciasto z porzeczkami, do-mowej roboty.

W niedzielê rano pani Whitaker posz³a do koœcio³a. Koœció³parafialny Œwiêtego Jakuba M³odszego by³ jak na jej gust niecozanadto w stylu: „nie myœl o tym budynku jak o koœciele, leczjak o miejscu, w którym mo¿esz spotykaæ siê z podobnymi so-bie przyjació³mi“. Lubi³a jednak proboszcza, wielebnego Bartho-lomew, jeœli tylko nie gra³ akurat na gitarze. Po mszy przezchwilê mia³a ochotê wspomnieæ, ¿e w jej salonie stoi ŒwiêtyGraal, ale po namyœle zrezygnowa³a.

W poniedzia³ek rano pani Whitaker pracowa³a w³aœniew ogrodzie na ty³ach domu, na grz¹dce z zio³ami. By³a z niejniezmiernie dumna: koperek, werbena, miêta, rozmaryn, tymia-nek i ca³y zagon pietruszki. Klêcza³a w³aœnie na ziemi i plewi³aw grubych, zielonych ogrodowych rêkawicach. Zbiera³a te¿

48

Page 12: Dym i lustra

pomrowy i wk³ada³a do plastikowego worka. Jeœli chodzi o po-mrowy, pani Whitaker mia³a niezmiernie miêkkie serce. Zano-si³a je na sam ty³ ogrodu, granicz¹cy z lini¹ kolejow¹, i przerzu-ca³a przez siatkê.

Œciê³a nieco pietruszki na sa³atkê. W tym momencie us³ysza-³a czyjeœ kaszlniêcie. Tu¿ za ni¹ sta³ Galaad: wysoki i piêkny.Jego zbroja lœni³a w porannym s³oñcu. W d³oniach trzyma³ d³u-g¹ paczkê, owiniêt¹ w nat³uszczon¹ skórê.

– Wróci³em – rzek³.– Witaj – odpar³a pani Whitaker. Wsta³a powoli i zdjê³a rê-

kawice. – Có¿ – doda³a – skoro ju¿ tu jesteœ, móg³byœ mi po-móc.

Wrêczy³a mu worek pe³en pomrowów i poleci³a przerzuciæje przez ogrodzenie.

Pos³ucha³.Potem ruszyli do kuchni.– Herbaty czy lemoniady?– To samo co pani – odpar³ Galaad.Pani Whitaker wyjê³a z lodówki dzbanek domowej lemonia-

dy i wys³a³a Galaada, by zerwa³ ga³¹zkê miêty. Wybra³a dwiewysokie szklanki. Starannie umy³a miêtê, w³o¿y³a kilka liœci doka¿dej szklanki i nala³a lemoniady.

– Czy twój koñ czeka na zewn¹trz?– O, tak. Nazywa siê Grizzel.– I przypuszczam, ¿e przybywasz z daleka?– Z bardzo daleka.– Rozumiem – mruknê³a pani Whitaker. Wyjê³a spod zlewu

b³êkitn¹ plastikow¹ miskê. Do po³owy nape³ni³a j¹ wod¹. Galaadwyniós³ miskê Grizzelowi. Odczeka³, a¿ koñ siê napije, i odda³pani Whitaker pust¹ miskê.

– A zatem – rzek³a – przypuszczam, ¿e wci¹¿ szukasz Graala?– Zaprawdê, nadal szukam Sangraala. – Galaad wzi¹³ z pod³o-

gi skórzany pakunek, po³o¿y³ go na stoliku deserowym i rozwi-n¹³. – W zamian oferujê ci, pani, to.

To by³ miecz. Jego klinga liczy³a sobie niemal cztery stopyd³ugoœci. Wyryto na niej s³owa i eleganckie symbole. Rêkojeœæmia³ srebrno-z³ot¹, zwieñczon¹ wielkim szlachetnym kamieniem.

49

Page 13: Dym i lustra

– Bardzo ³adny – powiedzia³a z pow¹tpiewaniem pani Whi-taker.

– Oto miecz Balmung – oznajmi³ Galaad – wykuty przez kowa-la Waylanda u zarania dziejów. Jego bliŸniaczy brat to Flamberge.Ten, kto go nosi, jest niepokonany w bitwie, niezwyciê¿ony, nie-zdolny do czynów tchórzliwych i nikczemnych. W rêkojeœci osa-dzono sardonyks Bircone, chroni¹cy w³aœciciela przed trucizn¹,wrzucon¹ do wina b¹dŸ piwa, i przed zdrad¹ przyjació³.

Pani Whitaker zerknê³a na miecz. – Musi byæ bardzo ostry – mruknê³a po chwili.– Mo¿e przeci¹æ na pó³ spadaj¹cy w³os. Wiêcej, nawet pro-

mieñ s³oñca – oznajmi³ z dum¹ Galaad.– Mo¿e zatem lepiej by by³o, gdybyœ go od³o¿y³ – zapropo-

nowa³a pani Whitaker.– Nie chcesz go, pani? – Galaad by³ wyraŸnie zawiedziony.– Nie, dziêkujê – odpar³a pani Whitaker. Nagle pomyœla³a, ¿e

jej nie¿yj¹cemu mê¿owi, Henry'emu, miecz móg³by siê spodo-baæ. Powiesi³by go na œcianie w gabinecie obok wypchanego kar-pia, którego z³apa³ w Szkocji, i pokazywa³by goœciom.

Galaad ponownie okry³ ostrze Balmunga nat³uszczon¹ skór¹i obwi¹za³ bia³ym sznurem. Siedzia³ bez ruchu, niepocieszony.

Pani Whitaker zrobi³a mu na drogê kanapki z serem topio-nym i ogórkiem. Zawinê³a je w pergamin. Dorzuci³a jab³ko dlaGrizzela. Galaad sprawia³ wra¿enie zadowolonego z prezentu.

Pomacha³a im na do widzenia.Tego popo³udnia wsiad³a do autobusu i pojecha³a do szpita-

la spotkaæ siê z pani¹ Perkins, która wci¹¿ le¿a³a w ³ó¿ku z cho-rym biodrem. Biedactwo. Pani Whitaker przynios³a jej domowykeks, choæ wyeliminowa³a z przepisu orzechy. Zêby pani Per-kins nie by³y ju¿ tak mocne, jak kiedyœ.

Wieczorem poogl¹da³a przez krótk¹ chwilê telewizjê. Wcze-œnie po³o¿y³a siê spaæ.

We wtorek zadzwoni³ listonosz. Pani Whitaker sprz¹ta³a w³a-œnie w sk³adziku na strychu. I choæ zesz³a na dó³, jej powolne,ostro¿ne kroki sprawi³y, ¿e nie zd¹¿y³a. Listonosz zostawi³ wia-domoœæ, g³osz¹c¹, i¿ próbowa³ dostarczyæ paczkê, ale nikogonie zasta³.

50

Page 14: Dym i lustra

Pani Whitaker westchnê³a.W³o¿y³a awizo do torebki i ruszy³a na pocztê.Paczkê nada³a jej siostrzenica, Shirelle, mieszkaj¹ca w Sydney

w Australii. W œrodku by³y zdjêcia jej mê¿a Wallace'a i dwóchcórek, Dixie i Violet, oraz owiniêta w watê muszla.

Pani Whitaker mia³a w sypialni kilka ozdobnych muszel. Najej ulubionej wymalowano emali¹ widoczek z Bahamów. Do-sta³a j¹ w prezencie od siostry Ethel, która zmar³a w 1983 roku.

Schowa³a muszlê i zdjêcia do torby na zakupy, a ¿e by³a ju¿w okolicy, po drodze do domu zajrza³a do sklepu Oxfam.

– Dzieñ dobry, pani W. – powita³a j¹ Marie. Pani Whitaker przyjrza³a siê jej. Marie mia³a usta pomalowa-

ne szmink¹ (co prawda odcieñ niezupe³nie jej pasowa³, a samaszminka nie zosta³a zbyt fachowo na³o¿ona, ale – pomyœla³a pa-ni Whitaker – to ju¿ jakiœ pocz¹tek) i eleganck¹ spódnicê. Efektby³ powalaj¹cy.

– Witaj, moja droga – powiedzia³a pani Whitaker.– W zesz³ym tygodniu by³ u nas mê¿czyzna i pyta³ o ten dro-

biazg, który pani kupi³a. Tamten metalowy kielich. Powiedzia-³am, gdzie móg³by pani¹ znaleŸæ. Nie ma pani nic przeciw te-mu, prawda?

– Nie, moja droga – odpar³a pani Whitaker. – Ju¿ mnie znalaz³.– By³ super. Naprawdê super – westchnê³a z ¿alem Marie. –

Strasznie mi siê podoba³. Mia³ te¿ wielkiego, siwego koniai w ogóle – dokoñczy³a. Pani Whitaker zauwa¿y³a z aprobat¹,¿e dziewczyna trzyma siê bardziej prosto.

Na pó³ce znalaz³a nowy romans wydawnictwa Mills & Boon –Jej porywaj¹ca namiêtnoœæ. Zabra³a go, choæ nie skoñczy³a jesz-cze dwóch poprzednich.

Podnios³a te¿ Romanse i legendy rycerskie i otworzy³a.Ksi¹¿ka pachnia³a pleœni¹. Na pierwszej stronie czerwonymatramentem wypisano starannie: EX LIBRIS RYBAK.

Pani Whitaker od³o¿y³a ksi¹¿kê.Gdy wróci³a do domu, Galaad ju¿ na ni¹ czeka³. Wozi³ kolej-

no dzieci z s¹siedztwa na grzbiecie Grizzela.– Cieszê siê, ¿e ciê widzê – oznajmi³a. – Mam kilka pude³,

które trzeba przesun¹æ.

51

Page 15: Dym i lustra

Zaprowadzi³a go do schowka na poddaszu. Galaad pos³usz-nie przesun¹³ stare walizki, aby mog³a dostaæ siê do stoj¹cejz ty³u szafy.

Wszystko wokó³ pokrywa³a gruba warstwa kurzu.Pani Whitaker zatrzyma³a go tam przez wiêkszoœæ popo³u-

dnia. Przesuwa³ rzeczy, podczas gdy ona œciera³a kurz.Na jednym policzku mia³ ranê. Nieco sztywno porusza³ rêk¹.Podczas porz¹dków rozmawiali. Pani Whitaker opowiedzia-

³a mu o swym nie¿yj¹cym mê¿u, Henrym. O tym, ¿e sp³aci³adom z ubezpieczenia i ¿e ma mnóstwo rzeczy, ale nikogo, ko-mu mog³aby je zostawiæ, chyba ¿e Ronaldowi i jego ¿onie, aleoni lubi¹ wy³¹cznie nowoczesne przedmioty. Opowiedzia³a,jak pozna³a mê¿a podczas wojny, gdy Henry s³u¿y³ w ochotni-czej s³u¿bie przeciwlotniczej, a ona nie doœæ szczelnie zaci¹g-nê³a zas³ony w kuchni podczas zaciemnienia. Mówi³a o potañ-cówkach za szeœæ pensów, o tym, jak wybrali siê razem doLondynu, gdy skoñczy³a siê wojna, i jak pierwszy raz skoszto-wa³a wina.

Galaad opowiedzia³ pani Whitaker o swej matce Elaine,niesta³ej i szalonej, a do tego czarownicy. O dziadku, króluPellesie, dobrym, lecz nieco rozkojarzonym, i o m³odoœci spê-dzonej w zamku Bliant na Wyspie Radoœci. A tak¿e o ojcu,w owym czasie kompletnie szalonym, którego zna³ pod przy-domkiem „Le Chevalier Mal Fet“. W rzeczywistoœci by³ toLancelot z Jeziora, najwiêkszy z rycerzy, przebrany i pozba-wiony rozumu. Mówi³ te¿ o czasach, które spêdzi³ jako gier-mek w Camelocie.

O pi¹tej po po³udniu pani Whitaker rozejrza³a siê po schow-ku i uzna³a, i¿ panuj¹cy w nim porz¹dek zas³uguje na jej apro-batê. Otworzy³a okno, by przewietrzyæ pomieszczenie, po czymrazem zeszli na dó³ do kuchni, gdzie nastawi³a wodê.

Galaad usiad³ za sto³em.Rozwi¹za³ wisz¹c¹ u pasa skórzan¹ sakwê i wyj¹³ z niej

okr¹g³y, bia³y kamieñ wielkoœci kuli do krykieta.– Pani – rzek³. – To dla ciebie, jeœli oddasz mi Sangraala.Pani Whitaker podnios³a kamieñ. By³ ciê¿szy, ni¿ na to wygl¹-

da³. Unios³a go do œwiat³a. W mlecznobia³ym, pó³przezroczystym

52

Page 16: Dym i lustra

wnêtrzu po³yskiwa³y srebrne iskierki, odbijaj¹ce promienie po-po³udniowego s³oñca. Kamieñ wydawa³ siê ciep³y w dotyku.

Gdy go tak trzyma³a, ogarnê³o j¹ dziwne uczucie. W g³êbiducha poczu³a wszechogarniaj¹cy spokój. Pokój ducha – otow³aœciwe okreœlenie. Czu³a ukojenie.

Niechêtnie od³o¿y³a kamieñ na stó³.– Bardzo ³adny – mruknê³a.– To Kamieñ Filozoficzny, który nasz praojciec Noe zawiesi³

na Arce, by rzuca³ œwiat³o w chwilach najg³êbszego mroku. Ka-mieñ ów potrafi przemieniaæ zwyk³e metale w z³oto. Ma te¿ in-ne cechy – oœwiadczy³ z dum¹ Galaad. – A to nie wszystko.Mam jeszcze coœ. Proszê. – Wyj¹³ z sakwy jajko i wrêczy³ jej.

Jajko by³o wielkoœci jaja gêsiego: lœni¹co czarne, pokryteszkar³atnymi i bia³ymi cêtkami. Gdy pani Whitaker go dotknê-³a, w³oski na jej karku zje¿y³y siê nagle. Natychmiast poczu³aogarniaj¹ce j¹ ciep³o i poczucie wolnoœci. Us³ysza³a trzask od-leg³ych p³omieni. Przez u³amek sekundy wyda³o siê jej, ¿eszybuje nad œwiatem, wznosi siê i opada na ognistych skrzy-d³ach.

Od³o¿y³a jajko na stó³ obok Kamienia Filozoficznego.– To Jajo Feniksa – rzek³ Galaad. – Pochodzi z odleg³ej Ara-

bii. Pewnego dnia wykluje siê z niego Feniks. A gdy nadejdzieczas, ptak zbuduje sobie p³omienne gniazdo, z³o¿y jajkoi umrze, by odrodziæ siê w ogniu w póŸniejszej erze œwiata.

– Tak mi siê w³aœnie zdawa³o – powiedzia³a pani Whitaker.– I wreszcie, o pani – doda³ Galaad – przynios³em ci to. Wyj¹³ coœ z sakwy i wrêczy³ jej. To by³o jab³ko, najwyraŸ-

niej wyrzeŸbione z jednego wielkiego rubinu, z bursztynowymogonkiem.

Nieco nerwowo ujê³a je w d³oñ. Zdawa³o siê miêkkie, z³ud-nie delikatne. Jej palce naruszy³y rubinow¹ powierzchniê.Krwistoczerwony sok sp³yn¹³ po d³oni pani Whitaker.

W kuchni rozszed³ siê niemal niedostrzegalny, magiczny za-pach letnich owoców: malin, brzoskwiñ, truskawek i czerwo-nych porzeczek. Jakby z daleka dosz³y j¹ g³osy nuc¹ce pieœñ dowtóru odleg³ej muzyki.

– To jedno z jab³ek Hesperyd – powiedzia³ cicho Galaad. –

53

Page 17: Dym i lustra

Jeden kês uleczy ka¿d¹ chorobê b¹dŸ ranê, niewa¿ne jak g³êbo-k¹. Drugi przywraca m³odoœæ i urodê. Trzeci daje ¿ycie wieczne.

Pani Whitaker obliza³a lepki sok z palców. Smakowa³ ni-czym najlepsze wino.

W jednym momencie powróci³a do niej przesz³oœæ. Przypo-mnia³a sobie, jak to jest byæ m³od¹, mieæ jêdrne, szczup³e cia³o,s³uchaj¹ce wszelkich poleceñ. Biec wiejsk¹ dró¿k¹ z radoœci¹niegodn¹ damy. Dostrzegaæ uœmiechy mê¿czyzn pozdrawiaj¹-cych j¹, bo jest szczêœliwa, jest sob¹.

Pani Whitaker spojrza³a na sir Galaada, najszanowniejszegoz rycerzy, siedz¹cego w jej kuchni w ca³ym swym splendorze.

Westchnê³a.– To wszystko, co ci przynios³em, pani – oznajmi³ Galaad. –

Nie³atwo by³o mi to zdobyæ.Pani Whitaker od³o¿y³a rubinowy owoc na stó³. Przyjrza³a

siê uwa¿nie Kamieniowi Filozoficznemu, Jaju Feniksa i Jab³ku¯ycia.

Potem podrepta³a do salonu i spojrza³a na kominek, na ma³e-go porcelanowego basseta, œwiêtego Graala i zdjêcie nie¿yj¹ce-go mê¿a Henry'ego, z nagim torsem, uœmiechniêtego, pa³aszuj¹-cego lody w czerni i bieli, niemal czterdzieœci lat wczeœniej.

Wróci³a do kuchni. Czajnik zacz¹³ ju¿ gwizdaæ. Nala³a doimbryka odrobinê paruj¹cej wody, przep³uka³a go i wyla³awrz¹tek. Nastêpnie wsypa³a dwie ³y¿eczki herbaty i dodatkowojedn¹ do imbryka. Wla³a resztkê wody. Wszystko to robi³aw milczeniu.

W koñcu odwróci³a siê do Galaada i spojrza³a na niego.– Schowaj to jab³ko – poleci³a stanowczo. – Nie powinieneœ

przynosiæ podobnych rzeczy starszym paniom. To niestosowne.– Na moment zawiesi³a g³os. – Resztê wezmê – doda³a po chwi-li namys³u. – Bêd¹ ³adnie wygl¹da³y na kominku. Dwa za je-den, to uczciwa wymiana, jeœli chcesz znaæ moje zdanie.

Galaad rozpromieni³ siê. Schowa³ rubinowe jab³ko do sa-kwy, ukl¹k³ na pod³odze i uca³owa³ d³oñ pani Whitaker.

– Przestañ – poleci³a. Rozla³a herbatê do fili¿anek. Na tê oka-zjê wyjê³a sw¹ najlepsz¹, odœwiêtn¹ porcelanê.

Siedzieli w milczeniu, pij¹c herbatê.

54

Page 18: Dym i lustra

Gdy skoñczyli, przeszli do salonu. Galaad prze¿egna³ siêi podniós³ Graala.

Pani Whitaker ustawi³a na jego miejscu Jajko i Kamieñ. Jaj-ko ca³y czas przewraca³o siê na bok. W koñcu podpar³a je ma-³ym, porcelanowym pieskiem.

– Wygl¹daj¹ bardzo ³adnie – rzek³a.– O, tak – zgodzi³ siê Galaad – bardzo ³adnie.– Czy mog³abym daæ ci coœ do jedzenia? – spyta³a.Pokrêci³ g³ow¹.– Kawa³ek keksu – zdecydowa³a. – W tej chwili mo¿esz myœleæ,

¿e ci siê nie przyda, ale za kilka godzin podziêkujesz mi za niego.Powinieneœ te¿ chyba skorzystaæ z toalety. Daj mi go, zapakujê ci.

Pokaza³a mu drogê do niewielkiej ³azienki na koñcu koryta-rza i pomaszerowa³a do kuchni, trzymaj¹c w rêku Graala.W spi¿arni przechowywa³a œwi¹teczny papier. Zapakowa³a weñGraala i przewi¹za³a paczkê sznurkiem. Potem odciê³a grubykawa³ keksu i schowa³a do br¹zowej, papierowej torby wrazz bananem i kawa³kiem topionego sera.

Galaad wróci³ do niej. Wrêczy³a mu torbê i œwiêtego Graala.Potem stanê³a na palcach i uca³owa³a go w policzek.

– Mi³y z ciebie ch³opiec – rzek³a. – Uwa¿aj na siebie.Uœcisn¹³ j¹, a ona wyprowadzi³a go z kuchni i zatrzasnê³a za

nim tylne drzwi. Nala³a sobie kolejn¹ fili¿ankê herbaty i zaczê-³a cicho p³akaæ, ocieraj¹c oczy papierow¹ chusteczk¹. Têtentkopyt oddala³ siê w g³¹b Hawthorne Crescent.

W œrodê pani Whitaker nie wychodzi³a z domu. W czwartek wybra³a siê na pocztê, by odebraæ emeryturê.

Potem wpad³a do sklepu Oxfam.Nie zna³a stoj¹cej za lad¹ kobiety.– Gdzie Marie? – spyta³a.Kobieta przy kasie – siwe w³osy zabarwione b³êkitn¹ p³u-

kank¹, niebieskie okulary z brylancikami w k¹cikach – potrz¹s-nê³a g³ow¹ i wzruszy³a ramionami.

– Wyjecha³a z m³odym mê¿czyzn¹ – oznajmi³a. – Na koniu.Coœ takiego. Dziœ powinnam pracowaæ w sklepie w Heathfield.Musia³am prosiæ Johnny'ego, ¿eby mnie tu przywióz³, póki nieznajdziemy kogoœ na zastêpstwo.

55

Page 19: Dym i lustra

– Ach tak – mruknê³a pani Whitaker. – To mi³e, ¿e znalaz³asobie m³odzieñca.

– Dla niej mo¿e mi³e – odpar³a kobieta przy kasie. – Ale nie-którzy z nas powinni byæ dziœ w Heathfield.

Na pó³ce w g³êbi sklepu pani Whitaker znalaz³a zaœniedzia³ysrebrny przedmiot z d³ugim dzióbkiem. Wyceniono go na szeœæ-dziesi¹t pensów; tak przynajmniej g³osi³a ma³a papierowa na-lepka. Przedmiot przypomina³ sp³aszczony, wyd³u¿ony imbryk.

Wziê³a te¿ now¹ powieœæ, której nie czyta³a, zatytu³owan¹Jej niezwyk³a mi³oœæ. Po³o¿y³a obie rzeczy przed kobiet¹.

– Szeœædziesi¹t piêæ pensów, moja droga – oznajmi³a tamta,podnosz¹c srebrny bibelot. – Zabawny drobiazg, prawda? Do-staliœmy go dziœ rano. – Jedn¹ œciankê przedmiotu pokrywa³ywygrawerowane chiñskie znaki. Mia³ te¿ elegancki wygiêtyuchwyt. – To chyba pojemnik na oliwê?

– Nie, to nie pojemnik na oliwê – odpar³a pani Whitaker,która dok³adnie wiedzia³a, z czym ma do czynienia. – To lampa.

Do uchwytu lampy br¹zowym sznurkiem przywi¹zano ma³ymetalowy pierœcieñ.

– Po zastanowieniu – doda³a pani Whitaker – wezmê chybatylko ksi¹¿kê.

Zap³aci³a piêæ pensów i odstawi³a lampê tam, gdzie j¹ znala-z³a. Ostatecznie, pomyœla³a pani Whitaker w drodze do domu,i tak nie mia³abym jej gdzie postawiæ.

56